2021 nie był wybitnym rokiem dla branży gier. Absolutnie nie zgadzam się z tym, że nie było w co grać, czy że było nudno - co to, to nie. Natomiast jak na pierwszych kilkanaście miesięcy życia nowych konsol... no cóż, nie da się ukryć, że było dość rozczarowująco.
5. Wyczekane Halo: Infinite trafiło w nasze ręce, ale...
Nie ukrywam, że nie jestem fanem serii. Mimo wszystko zapowiedzi były na tyle nęcące, że korzystając z obecności gry w Game Passie skusiłem się na tę przygodę licząc na fajerwerki i wspólną zabawę z przyjaciółmi. Niestety - startowa zawartość multiplayera to żart (zarówno jeżeli chodzi o tryby, jak i same mapy), brak opcji kooperacyjnego przechodzenia kampanii. Gra jest, działa - ale w moich oczach to dopiero wczesna wersja produktu, który nabierze mocy dopiero z czasem. Wtedy chętnie wrócę i dam mu szansę, póki co - no cóż, spore rozczarowanie.
4. Bezczeszczenie klasyki, czyli GTA Trilogy
Czasami ta branża potrafi zaskoczyć jak nic innego. Kiedy po kilkunastu latach wydawane są wznowienia klasyków - właściwie bez większych rewolucji, bo to żadne remake'i, a po prostu remastery, naturalną wydaje się wiara w to, że będzie to po prostu solidny produkt. Z podrasowanymi teksturami, dopieszczony, działający lepiej niż kiedykolwiek. Niestety — Rockastar zdecydował się wydać kultową trylogię GTA III w formie, na jaką nie zasługuje... właściwie żadna gra. A już na pewno nie tak uwielbiana. Ten produkt to niekończąca się fabryka bugów, z których ciągle powstają memeski. Gra była tak zła, że firma przywróciła na PC do sklepu stare wersje gier. Ale problemy nie dotyczą wyłącznie wersji na PC -- GTA: The Trilogy na Switcha wypada równie źle. Ogromny zawód dla graczy, za który Rockstar oficjalnie przeprosił. A takie sytuacje nie zdarzają się często.
3. Switch Pro pozostaje wyłącznie w nadziejach graczy
2021 miał być TYM rokiem, w którym wyśniony przez miłośników konsol Nintendo, Switch Pro, stanie się faktem. Jak wszyscy wiemy - do niczego takiego nie doszło. Zamiast Switcha Pro, otrzymaliśmy Switcha OLED. Solidną propozycję, nie powiem, ale daleką od tego, czego oczekiwałem... a może raczej powiem - oczekiwaliśmy. W obliczu tego jak wiele gier (nawet takich, gdzie Nintendo użycza swoich licencji — jak Hyrule Warriors: Age of Calamity) działa fatalnie, a firma pozwala by te buble trafiały do ich biblioteki — najprostszym rozwiązaniem wydawało się wprowadzenie na rynek nowej, mocniejszej, konsoli. Takowej się nie doczekaliśmy, ale przynajmniej Switch OLED nie leży w rękach jak zabawka z taniego, chińskiego plastiku. No i ma ekran, który nie krzyczy z daleka "mam sto lat". To tak na otarcie łez.
2. Przesuwane premiery - niby powinienem przywyknąć, ale za każdym razem jestem rozczarowany
Od dwóch lat twórcy gier mają fantastyczną wymówkę: koronawirus. Ale już przed pandemią dziesiątki gier rocznie zaliczały większe lub mniejsze obsuwy. W tym roku — według wstępnych planów — mieliśmy zagrać w kilka naprawdę gorących tytułów. 2021 to rok, w którym w nasze ręce miał trafić God of War: Ragnarok, miało być Dying Light 2, Hogwarts Legacy, Rainbow Six Extraction czy Ghostwire: Tokyo. Ale obsuwy w pracach były na tyle poważne, że zabrakło nawet materiałów do zorganizowania planowanych pokazów - nie dalej niż kilka dni temu tłumaczyli się z takiej sytuacji twórcy Final Fantasy XVI. No cóż, może w 2022 praca zdalna / hybrydowa / w pandemii (niepotrzebne skreślić) będzie bardziej zoptymalizowana i efektywna.
1. Gry na nową generację konsol można policzyć na palcach jednej ręki
Początki są trudne. Początki generacji na którą jest więcej chętnych niż mocy przerobowych by ją wyprodukować - tym bardziej. Mimo wszystko na rozgrzewkę udało się wyprodukować ekipom Sony kilka gier na wyłączność PlayStation 5. O ile jednak można było wybaczyć okienko premierowe, o tyle kolejne smutne miesiące nie napawają specjalnie optymizmem. Tym bardziej, że pojawiły się gry, które dały nam wzór tego jak mogą wyglądać, ruszać się, ładować i wywoływać efekt WOW tytuły stworzone od początku do końca o nowej generacji konsol. Chociaż liczba mnoga to chyba przesada — bo mam w głowie przede wszystkim jeden taki tytuł: Ratchet & Clank: Rift Apart. I nie - nie była to jedyna gra na wyłączność nowej generacji (przecież wpadł też fenomenalny Deathloop, czy - z półki AA -Kena: Bridge of Spirits, Returnal; na Destruction All-Stars spuśćmy zasłonę milczenia), ale jedyna która dawała przedsmak tego na co można wykorzystać te superszybkie SSD i teraflopy.
Tymczasem zapowiedzi na najbliższe miesiące od wewnętrznych studiów Sony i Microsoftu, które to powinny pokazać co można wydusić z ich sprzętów, wciąż są grami multiplatformowymi. Brzmi jak nieśmieszny żart, ale niestety - biznes to biznes, hajs musi się zgodzić.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu