Minął już ponad rok odkąd kupiłem 14-calowego Macbooka Pro. I powiem szczerze: to najlepszy komputer jaki kiedykolwiek miałem.
Wszystkie te zachwyty nadal trwają. Po prostu
Wiecie jak to jest kiedy kupujecie sobie nowy gadżet. Pierwsze tygodnie to taka trochę podróż poślubna — wszystko jest idealnie, świat przestaje istnieć a na to co macie przed oczami patrzycie przez różowe okulary. Szczerze? U mnie taka faza z elektroniką przestała istnieć kilka dobrych lat temu. Na co dzień żongluje tyloma produktami testowymi, że najzwyczajniej w świecie nic mnie już nie zachwyca — a co najwyżej intryguje. Kupując nowego Macbooka Pro (M1 Pro, 16 GB RAM) miałem dwa życzenia poza bezproblemowym działaniem. Chciałem by komputer nie odfruwał gdy uruchamiam Adobe Lightroom i... by klawiatura się nie zacinała. I wiecie co? Marzenia się spełniają.
Z komputera korzystam już od ponad roku. Zdążyliśmy poznać się na wylot. Zjeździł ze mną kawał świata w leżąc w schowku nad głową w samolocie, zjeździł ze mną Polskę wzdłuż i wszerz na tylnym siedzeniu i w bagażniku. W jego pudełku wciąż leży kabel z wtyczką Magsafe i oryginalna ładowarka — bo wciąż uważam ten pierwszy za kompletnie mi zbędny. W domu na co dzień wykorzystuję Corsair TBT100 Thunderbolt 3 Dock, w podróży zaś ładowarkę Ugreen oraz (ugh, dokupiony osobno) kabel USB-C, którym poza komputerem ładuję też iPada, Switcha, Steam Decka i kilka innych gadżetów. Mój sposób korzystania z komputera zasadniczo nie zmienił się przez ten czas w ogóle — i najbardziej wymagającą z aplikacji jaką na nim uruchamiam jest Adobe Lightroom. Jedyne co się zmieniło to regularne sięganie po wtyczkę DxO do odszumiania zdjęć. Wtyczkę, która mój poprzedni laptop gotowała już przy jednym zdjęciu, nad którym zresztą komputer dumał kilkadziesiąt minut. Teraz podrzucam ich dziesiątki (a czasem nawet setki) — i cały proces nie tylko zajmuje znacznie krócej, ale komputer jest w tym czasie w 100% zdolny do użytku.
Wentylatory? No tak, są. Słyszałem — przez ten rok zdarzyło się dosłownie raz. I mam tu na myśli sytuację o której pisałem w zeszłorocznym wpisie. Nie pomnę, by później jeszcze raz się aktywowały — czy to przy edycji zdjęć, czy regularnej pracy z Safari i paletą moich ulubionych aplikacji. Kultura pracy tego sprzętu leży na naprawdę wysokim poziomie — i jako że miałem okazję spędzić ostatnio kilka dni z gamingową bestią działającą pod Windowsem 11 gdzie również uruchamiałem Lightrooma... powrót do swojego komputera doceniłem bardziej, niż jesteście to sobie w stanie wyobrazić. Głośniki zachwycają za każdym razem, gdy nie zdążę jeszcze przełączyć źródła muzyki na głośnik Sonos — ja naprawdę nie wiem jak oni to robią. Ale robią to dobrze.
Nie korzystam z komputera bez prądu zbyt często — ale kiedy już mi się zdarza, to jestem zaskoczony kilkoma rzeczami. Tak, wciąż zdumiewa mnie to jak długo działa na baterii (choć ładowarkę zawsze mam przy sobie, jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się z niej skorzystać podczas weekendowych wyjazdów). Ale poza tym uwielbiam to, że nawet kiedy stan naładowania niebezpiecznie zbliża się ku zeru - działa on na pełnych obrotach. Bez przycięć i prób oszczędności w tej kategorii.
W moich wrażeniach spisanych po kilku tygodniach użytkowania wspomniałem czytnik kart SD, który... niby fajnie że jest, ale wówczas miałem z niego okazję skorzystać tylko raz. Od tego czasu sporo się zmieniło — bo jako że wspomniany dock mam schowany pod biurkiem, a komputer wciąż jest na nim — to najzwyczajniej w świecie jest mi wygodniej z niego korzystać. W podróży zaś nie pamiętam już kiedy sięgałem po docka, bo najzwyczajniej w świecie czytnik w komputerze jest wygodniejszą opcją. Nie wiem jednak na ile to kwestia mojego egzemplarza komputera (czy też moich kart z aparatu), ale regularnie zdarza mi się je wkładać i wyjmować kilkukrotnie, a nawet dociskać w gnieździe, nim komputer je zauważy.
Na koniec dodam jeszcze, że kilkanaście miesięcy później ekran Liquid Retina XDR z odświeżaniem 120Hz wciąż nie robi na mnie żadnego wrażenia. Nie wiem na ile to kwestia sprzętu, na ile systemu, na ile rozwiązań i wsparcia — ale o ile to rzecz bez której nie wyobrażam już sobie ani tabletu Apple, ani smartfona Apple (co zresztą było moim największym "ale" przy kilkutygodniowym testowaniu iPhone'a 14), tutaj jest mi zupełnie obojętna. Coś, czego — mówiąc szczerze — w ogóle się nie spodziewałem.
Nie miałem wysokich oczekiwań. Nie rozczarowałem się, co więcej...
Długo wahałem się czy kupić nowy komputer. Z jednej strony miałem dość zacinającej się klawiatury motylkowej, z drugiej nie ufałem Apple w temacie. Model z 2018 roku który miałem wydajnościowo nie powalał (i tak jak ten, był podstawowym z tej droższej serii), gotował się przy jedynym wymagającym zadaniu jakie dla niego miałem, do tego ta nieszczęsna, nienaprawialna, klawiatura. Umówmy się: komputery Apple już w chwili gdy go kupowałem nie były tanie (a teraz są jeszcze droższe). Udało mi się go nabyć w naprawdę atrakcyjnej cenie — takiej, że wyjściowe kwoty które musiałbym zapłacić za interesujące mnie sprzęty z Windowsem wynosiły blisko dwukrotnie więcej. Z perspektywy czasu - cieszę się, że podjąłem to ryzyko. Wiem że z innych sprzętów byłbym mniej zadowolony — nie dlatego, że są gorsze. Ale dlatego, że nie byłyby aż tak skrojone do moich potrzeb. Wiem, że byłyby głośniejsze i krócej działały bez ładowarki. Może i nie miałyby drżaniącego momentami wcięcia w ekranie na ukrycie (wcale nie takich znowu wspaniałych) kamerek, ale też brakowałoby im innych elementów z których na co dzień korzystam: komunikatora iMessage oraz FaceTime, przesyłania plików AirDrop i paru innych.
Można zmienić nawyki, można przesiąść się na inne komunikatory — jasne że można, ale po co? Ale w kwestii technologii należę do tych leniwych. I po roku mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to najlepszy komputer jaki kiedykolwiek miałem. Najlepszy, bo idealnie skrojony do moich potrzeb pod kątem form-factor i wydajności, obsługuje rzeczy które mnie interesują i robi to po prostu dobrze. Sprawdza się w domu w "zamkniętej" formie jako "stacjonarka" do której podłączam monitor 4K — a kiedy trzeba, otwieram go i dostawiam jeszcze iPada Pro, by pracować na trzech ekranach, zaś w podróży zaś po prostu stawiam tablet i łączę oba sprzęty bezprzewodowo. Magia ekosystemu działa, wszystko jest proste w obsłudze i nie stanowi najmniejszego kłopotu.
Czy na takie wrażenia może liczyć każdy? Nie, absolutnie nie. Jednym zabraknie mocy obliczeniowej, innym ulubionych aplikacji które na MacOS są niedostępne, jeszcze inni uznają że 14" to ekran zdecydowanie za mały / za duży dla ich potrzeb. Wiem o tym, dlatego — jak zawsze przed zakupem takiego sprzętu — warto przede wszystkim zastanowić się nad tym, czego właściwie od niego oczekujemy.
Niewiele jest sprzętów, które po kilkunastu miesiącach wciąż dażę taką sympatią, że w ogóle nie jestem zainteresowany przesiadką na cokolwiek innego. Pomijając już fakt że kupiłem najtańszy z dostępnych wówczas w ofercie 14-calowych modeli — autorski układ Apple doczekał się już godnego następcy. Prawowitym następcą mojego komputera byłby prawdopodobnie podstawowy, 14-calowy Macbook z M2 Pro, ale szczerze? Nie widzę ani jednego powodu, by się nim w ogóle interesować. I mam cichą nadzieję, że ten stan będzie trwał jak najdłużej!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu