Felietony

Oto trzy najgłupsze gadżety, które miały nas chronić przed koronawirusem

Krzysztof Rojek
Oto trzy najgłupsze gadżety, które miały nas chronić przed koronawirusem
Reklama

Co jest (było?) potrzebne do walki z covidem? Jednorazowa maseczka, mycie rąk i dystans społeczny. Co zaproponowały nam firmy tech? Trochę co innego...

Na chwilę obecną nie sposób ocenić, czy pandemia Covida opuściła nas już na dobre, czy też za chwilę wróci ze zdwojoną siłą. Jedyne co wiemy, że obecnie w Polsce liczba zakażeń utrzymuje się na stosunkowo niskim poziomie. Można więc powiedzieć, że mamy chwilę oddechu i spokoju, a także- względnej normalności (choć ja wciąż czuje się nieswojo wchodząc do sklepu bez maseczki). Jest też to moment, w którym możemy spojrzeć wstecz na ostatnie dwa lata i podsumować wszystko to, co udało zrobić się dobrze, a co źle. Oczywiście, nie chce tu osądzać np. działań rządzących, ponieważ trzeba pamiętać, że w 2020 roku nasza wiedza o skutkach działania wirusa i przebiegu choroby była zupełnie inna. To, na czym chce się skupić to to, co w tym czasie robiły niektóre firmy.

Reklama

Jak zarobić na Covid? Właśnie tak

Nie twierdzę, że wszystkie gadżety tech, które miały pomagać pozostać zdrowymi nie miały racji bytu. Część z nich była naprawdę użyteczna i choć podstawowe reguł sanitarne - maseczka, dezynfekcja rąk, dystans społeczny - były w pełni wystarczające, to niektóre z tych rzeczy dobrze było mieć. Była (i jest) wciąż druga strona medalu, a więc akcesoria pozbawione kompletnie sensu, wyprodukowane przez firmy które z ochroną zdrowia mają relatywni niewiele wspólnego i stworzyły dany sprzęt "bo tak było modne" albo by przyciągnąć uwagę mediów. I dziś pokażę wam trzy, moim zdaniem, najgłupsze gadżety, które miały nas chronić przed Covidem, choć domyślam się, że ich funkcja jako narzędzi marketingu była znacznie ważniejsza.

RAZER ZEPHYR

O maseczce od Razera pisaliśmy kilkukrotnie na łamach Antyweb, głównie ze względu, że firma miała spory problem z wprowadzeniem jej na rynek, głównie ze względu na to, że maska nie spełniała zakładanej normy N95. Finalnie jednak udało się wprowadzić na rynek i trzeba przyznać, że pomimo ceny równie kosmicznej jak wygląd urządzenia (150 dolarów, 650 zł), maska sprzedała się na pniu. Nie miała może mikrofonu który miał wyłapywać co mówimy i transmitować dźwięk na zewnątrz, więc z brzmienia jak Darth Vader nici, ale za to miała RGB informujące absolutnie każdego przechodnia na ulicy, że jest wśród nich fan gamingu. Innymi słowy - jeżeli chodzi o zastosowanie, to poza "szpanem na dzielni" innego nie stwierdzono.

Dyson Zone

Dyson to firma, która produkuje naprawdę świetne odkurzacze i której sprzęt wielokrotnie testowaliśmy. Jest jednak jeden sprzęt, którego zdecydowanie testować bym nie chciał, a jest nim Dyson Zone. Jak sama firma mówi, są to słuchawki (!) z wbudowanym oczyszczaczem powietrza. Tak, tak jak widzicie na zdjęci, sprzęt zakłada się na głowę i w ten sposób do naszych ust i nosa dostaje się powietrze przefiltrowane przez sprzęt Dysona. Innymi słowy - nosimy na głowie przenośny oczyszczacz, który przy okazji potrafi sobie pohałasować. Żeby było jeszcze śmieszniej, inżynierowie Dysona mieli tego świadomość, więc do słuchawek dodali aktywną redukcję szumów. Dlatego szumieniem oczyszczacza będziemy irytować wyłącznie ludzi wokół, a sami będziemy tylko śmiesznie wyglądać. I tak, dwa razy sprawdzałem, czy to nie jest dowcip na pierwszego kwietnia, ale wychodzi, że Dyson jest tu kompletnie poważny.

Smartopaski

Na końcu zbiorowo musze przyznać wyróżnienie tym producentom wearables, którzy stwierdzili (choć zapewne w dobrej wierze), że skoro testy antygenowe łatwo potrafią dać wynik fałszywie dodatni, bądź ujemny, to ich gadżety będą tylko z takich wartości jak tętno czy temperatura ciała wyczytać, czy ktoś ma Covid czy też nie. Zapowiedzi było bardzo dużo. Swoją funkcję miały mieć takie firmy jak Fitbit czy Apple. Patrząc, że przy innych schorzeniach zegarek Apple serwował 90 proc. fałszywych alarmów, nie jestem przekonany, czy jeżeli funkcja wykrywania Covidu rzeczywiście weszłaby w życie, miałaby ona jakiekolwiek realne zalety dla użytkownika. Podejrzewam, że w tej materii skuteczniejszy w przewidywaniu choroby byłby nawet rzut kością. Tutaj dodać też trzeba gościa honorowego - specjalną opaskę, której jedyną (!) funkcją było mierzenie, ile razy dziennie dotykamy twarzy.

Oczywiście - każdy z was zapewne ma swoją listę gadżetów, które próbowały się sprzedać funkcjami "anty-covid". Jeżeli chcecie - możecie podzielić się nią w komentarzach. I tak, uprzedzając pytania, wiem, że jeżeli chodzi o całość świata technologii, to palmę pierwszeństwa covidowego bubla prawdopodobnie już do końca świata będzie dzierżyło ProteGO :)

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama