Felietony

Jak bardzo idiotoodporny jest Linux? Cz. 8: W czym Windows jest lepszy od Linuxa?

Krzysztof Rojek
Jak bardzo idiotoodporny jest Linux? Cz. 8: W czym Windows jest lepszy od Linuxa?
Reklama

Linux to świetna rodzina systemów, ale zdecydowanie nie jest "idealna". W czym produkt Microsoftu góruje?

2022 rok już za nami, przed nami 2023. Czas na na nowe przyrzeczenia, nowe pomysły i postanowienia i tradycyjną "zmianę życia na lepsze". W przyrzeczeniach noworocznych oczywiście nie ma nic złego, a jedynie - bardzo często są trochę zbyt optymistyczne. W końcu nie zawsze wszystko działa tak, jak byśmy sobie tego życzyli i pod koniec zazwyczaj z tego właśnie powodu szybko wracamy do starych nawyków. Cóż, z pewnością wstępna znajomość tematu jest zawsze pomocna w przypadku jakiejkolwiek zmiany. Dlatego też pomyślałem, że skoro mamy Nowy Rok już za sobą, warto przywitać 2023 w nieco złośliwy sposób. Przez ostatnie miesiące pokazywałem, dlaczego warto dać szanse alternatywnemu systemowi operacyjnemu, jakim jest Linux. I moim zdaniem - wciąż warto.

Reklama

Jednak byłbym ślepy, gdybym nie docenił tego, że lata rozwoju Windowsa doprowadziły to tego, że jest szereg sytuacji, w którym ten OS jest wciąż zwyczajnie lepszy i dla (zakładam, że olbrzymiej) części użytkowników te argumenty będą wystarczające, by nigdy nie wyściubić nosa poza ekosystem Microsoftu. Jakie do sytuacje?

Na marginesie - jeżeli jesteście ciekawi, jak przebiegała moja dotychczasowa przygoda z Linuxem, to tutaj macie wygodną ściągawkę:

Wolność vs. wygoda - wybierz jedno

Nawet, jeżeli na Linuxie zdecydujemy korzystać się wyłącznie z wbudowanego repozytorium (co znacznie ułatwia pobieranie programów) wcześniej czy później natkniemy się na sytuacje, w której będziemy musieli pobrać coś z sieci. Dla osób, które korzystają z linuxa na co dzień takie rzeczy przychodzą niezwykle łatwo, jednak z perspektywy początkującego użytkownika nagle okazuje się, że na Linuxie musi on myśleć o całej masie dodatkowych rzeczy, jak chociażby rodzaj pakietów i managerów pakietów dany system korzysta/może korzystać. Dodatkowo, nawet jeżeli ogarniemy tę kwestię, to niezwykle łatwo jest o sytuacje, że bardziej złożone programy będą wymagały instalacji dodatkowych bibliotek, przez co proces instalacyjny, który na Windowsie ograniczyłby się do kliknięcia jednego przycisku, na Linuxie może być dla mniej zaawansowanych użytkowników nieco przerażający.

Ogólnie, o ile tych dwóch systemów używam równolegle od dłuższego czasu, to w przypadku wystąpienia jakiegokolwiek błędu, na Windowsie wciąż czuję się dużo pewniej. I to nie dlatego, że ten system znam dużo lepiej - oj nie, troubleshooting Windowsa może bardzo szybko rozwinąć się w kierunku dość skomplikowanych akrobacji. Chodzi mi jednak o to, że w swoim ułożeniu Windows i jego lata rozwoju w kierunku byciu przyjaznym dla najmniej technicznego użytkownika sprawiły, że większość gałek, pokręteł i innych rzeczy służących do sterowania komputerem mamy elegancko podanych na wierzchu, podczas gdy w przypadku Linuxa nawet podstawowe poradniki wiodą nas przez konsolę. I znowu - to nic złego, ponieważ przy odrobinie samozaparcia można się wielu rzeczy nauczyć.

Nie da się jednak nie odnieść wrażenia, że jeżeli Windows i Linux byłyby samochodami, to, co w Windowsie byłoby kwestią przełączenia jednego przełącznika na desce rozdzielczej, względnie kliknięcia czegoś na ekranie komputera pokładowego, w Linuxie wymaga to kładzenia się pod samochodem i spinania kabli "na krótko". Jeżeli wie się, co się robi, to oczywiście można to zrobić w tak samo krótkim czasie, ale nie na się również zaprzeczyć, że dla mechaników-amatorów istnieje przy tym duże ryzyko zwarcia kabli prowadzących do plusa i minusa na akumulatorze. Nie najlepszy efekt próby włączenia klimatyzacji...

Linux nic nie musi. Linux może

W dzisiejszych czasach mało kto ma chęć szukać rozwiązań na własną rękę. Ludzie przyzwyczaili się, że rzeczy po prostu "działają", a jeżeli nie, to że rozwiązanie ich problemu gdzieś istnieje. I... zazwyczaj tak jest. Jeżeli korzystamy programów wielkich firm na Windowsie, zazwyczaj wszystkie napotkane problemy są opisane i otrzymujemy informacje, jak krok po kroku poradzić sobie z napotkanymi błędami. Jeżeli nie, to przez sam fakt, że z Windowsa korzystają miliardy (!) ludzi, mamy praktycznie pewność, że gdzieś ktoś w sieci podzielił się podobną sytuacją. Tymczasem Linux nie tylko odpowiada za nieco ponad 2 proc. ogólnego rynku PC, ale też - duża część oprogramowania i funkcjonalności znajduje się tam, ponieważ istnieje grupa entuzjastów poświęcających swój (najczęściej wolny) czas, by utrzymać jakieś rozwiązanie w działaniu.

W związku z tym, o ile bardzo często poszczególne dystrybucje Linuxa będą miały swoje własne miejsca w sieci, w których zaskakująco (jak na liczbę użytkowników) dużo osób będzie się udzielać i pomagać rozwiązywać problemy, nie ma co oczekiwać, że znajdziemy odpowiedź na każdy problem/sytuację czy też - że znajdziemy instrukcje jak zrobić to, co chcemy. Dlatego też nie raz, nie dwa miałem tak, że pracując na laptopie wolałem szybko przeskoczyć na komputer z Windowsem na chwilę, by zrobić jedną dwie rzeczy. Po prostu wiedziałem, że nauczenie się ich na Linuxie zajęłoby duuuużo czasu, którego w danej sytuacji po prostu nie posiadałem .

Reklama

Wół roboczy vs. tadek-niejadek

Jeżeli zapytalibyście się mnie odnośnie tego, jaka jest główna różnica pomiędzy używaniem tych dwóch systemów, to myślę, że najlepiej jest to podsumować na na poziomie samego systemu i jego funkcji, ale pewnego nastawienia, które wywołuje on w użytkowniku. Przez cały czas korzystania z obu OS'ów, Windows zawsze jawił mi się jako ten "wół roboczy", w najlepszym tego słowa znaczeniu. Co to znaczy? Ano to, że przez cały ten czas wiedziałem, że mogę na nim polegać, że jest stabilny i że cokolwiek bym na niego nie wrzucił, to zrobi to sprawnie i szybko. Instalacja dowolnego programu - proszę bardzo, wersja na Windows zawsze jest. Problemy z kompatybilnością hardware/software? Nie występują.  Jakieś dziwne błędny nieznanego pochodzenia? Nope.

Tymczasem laptop z Linuxem również służył mi świetnie, był ze mną w wielu miejscach i nie odmówił nigdy posłuszeństwa. Jednak cały czas mam do niego podejście jako do takiego trochę wybrednego dziecka, które nie chce jeść. Wiem chociażby, że część programów da się tam zainstalować jeżeli skorzysta się z obejść stworzonych przez społeczność, jednak są to zabiegi, które musiałbym robić na zasadzie bezmyślnego przeklepywania kodu z sieci, a to już kiedyś skończyło się u mnie reinstalacją systemu, więc wolałbym nie. Dopóki więc trzymamy się znanych sobie terenów, jest dobrze, jednak staram się nie wychodzić poza to. Wiem, że raczej nigdy nie będę użytkownikiem mającym Linuxa za swój podstawowy system (bo i nie czuję takiej potrzeby) i chyba to właśnie to wrażenie, w dużej mierze się do tego przyczynia.

Reklama

Żeby nie było (choć zapewne część komentujących nie doczyta do tego momentu) - w dalszym ciągu jestem adwokatem tego, że Linuxa warto spróbować, bo to fajna przygoda i ja póki co bawię się dobrze, odkrywając co też tworzy społeczność open source. Celem tego tekstu nie było obrażenie Linuxa, ale bardziej pokazanie, że z pewnością nie jest to system dla wszystkich (bo nie jest i nigdy nie miał nim być). Jest szereg rzeczy, w których Linux jest lepszy od Windy - może zbiorę je w kolejnym wpisie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama