Xiaomi 12S Ultra przynosi do mobilnej fotografii zmianę, której branża nie widziała od lat. Pierwsze wrażenia tylko to potwierdzają.
Jakiś czas temu, przed premierą Xiaomi 12S, napisałem dla was tekst w którym wyjaśniłem, dlaczego moim zdaniem telefon ten będzie mógł pochwalić się najlepszym aparatem w historii smartfonów. Tekst spotkał się z żywiołową dyskusją (głównie przez tytuł, który znalazł się nawet na jbzd :)). Dlatego też, kiedy smartfon w końcu wyszedł i w sieci zaczęły się pojawiać pierwsze wrażenia z użytkowania tego urządzenia, pomyślałem, że jedynym uczciwym zagraniem byłoby powiedzenie "sprawdzam". Czy faktycznie moje przewidywania okazały się słuszne?
Po pierwsze - tak
To, co przekonywało mnie do faktu, że telefon Xiaomi może być w tym momencie najlepszym fotosmartfonem, było połączenie zapowiadanej, olbrzymiej matrycy światłoczułej o wielkości 1 cala (nie dokładnie, ale różnice pomiędzy nią a dotychczasowymi, stosowanymi w smartfonach matrycami są znaczne) oraz doświadczenia z najnowszymi telefonami od Xiaomi, w szczególności - z ich algorytmem podkręcającym jakość zrobionych zdjęć.
Czy większy sensor pomógł? Odpowiedź brzmi: tak. Patrząc na to, jak wyglądają pierwsze wrażenia osób, które już obcowały ze smartfonem (i nie są to jakieś losowe nazwiska, ale ludzie z niesamowitym dorobkiem w branży tech), myślę, że mogę śmiało uznać, że Xiaomi w tym momencie pokazało wszystkim innym producentom, jaka jest droga do stworzenia najlepszego fotosmartfona.
Recenzenci zwracają uwagę na bardziej naturalnie wyglądające zdjęcia, szczególnie w kwestii głębi ostrości, zdecydowanie lepsze rezultaty w trudnych warunkach oświetleniowych czy też - lepsze filmy. To wszystko jest zasługą fizyki - większy sensor to więcej światła i nie tylko lepsze efekty "same z siebie" ale także więcej informacji dla zaawansowanych algorytmów.
Różnica pomiędzy Xiaomi a głównymi konkuretnami jest oczywiście delikatna, ale na tyle zauważalna, że jestem zdania, iż mówimy tu o większej zmianie niż w przypadku ostatnich 2-3 generacji smartfonów. Takie efekty wydają się być nieosiągalne dla konkurencji, więc chyba nie jest tajemnicą, że tym smartfonem Xiaomi pokazało wszystkim, w którą stronę muszą rozwijać się telefony, jeżeli chcemy uzyskać jeszcze lepszą jakość zdjęć.
Po drugie - nie
To, że Xiaomi pokazało, że w kwestii smartfonowej fotografii nikt nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, nie oznacza, że smartfon chińskiej firmy pozbawiony jest w tym aspekcie wad. Przede wszystkim - komentujący zaznaczają, że partnerstwo z Leicą nie wyszło jakoś za specjalnie, szczególnie w kontekście profilu kolorystycznego, który zwyczajnie nie jest satysfakcjonujący. Kolejną kwestią jest to, że główny aparat, choć potężny, nie zrobi zdjęcia z bardzo bliska bądź też - nie obejmie zawsze pełnej perspektywy. Moment, kiedy trzeba się z niego przełączyć na inne obiektywy jest niezbyt przyjemny ponieważ różnica jest mocno zauważalna.
Pomijam tu już fakt samego wyglądu tego urządzenia, ponieważ moim zdaniem wyspa na aparaty zajmujące teraz już prawie połowę smartfona nie wygląda estetycznie i domyślam się, że może powodować problemy w codziennym użytkowaniu. Nie skreśla to urządzenia w żaden sposób ale pokazuje, że jest tu wciąż wiele rzeczy, w których doświadczenie użytkownika może zostać poprawione. Dziwnie mi się o tym pisze, ponieważ przypomnijmy - mówimy o smartfonie, który (jeżeli wejdzie do Polski) może kosztować jakieś 6, a nawet i 7 tys. zł.
Niemniej - Xiaomi pokazało, że mobilna fotografia może jeszcze być ulepszona nie tylko przez oprogramowanie. Najbardziej zyska na tym Sony, które jest póki co jedynym dystrybutorem nowych matryc. Jednocześnie, największy konkurent - Samsung - wciąż idzie w zwiększanie rozdzielczości. Te dwa podejścia nieuchronnie niebawem się zderzą i zobaczymy, które okaże się zwycięskie. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie sprawia to, że rynek smartfonowej fotografii po latach znów zrobił się nieco bardziej interesujący.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu