Felietony

Świat bez kabli nie jest lepszy. Uzależnia nas tak samo

Patryk Łobaza
Świat bez kabli nie jest lepszy. Uzależnia nas tak samo
Reklama

Czy świat bez kabli naprawdę jest lepszy? Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Owszem, jest wygodniejszy i daje nam poczucie swobody, minimalizuje fizyczne przeszkody, pozwala korzystać z technologii w sposób bardziej naturalny. Ale jednocześnie sprawia, że stajemy się zakładnikami nowych ograniczeń.

Jeszcze kilkanaście lat temu krajobraz każdego mieszkania czy biura wyglądał jak chaotyczna pajęczyna. Kable plątały się pod biurkiem, chowały za telewizorem, piętrzyły się w kątach. Każdy, kto próbował odkurzać, wiedział, że prędzej czy później odkurzacz złapie kabel od przedłużacza albo ładowarki, a telefon komórkowy ładował się na krótkim przewodzie, zmuszając właściciela do dziwacznych akrobacji w fotelu. Wtedy marzyliśmy o świecie bez kabli. I oto on nadszedł – słuchawki bezprzewodowe, myszki, klawiatury, odkurzacze, lampy, a nawet pralki podłączone do Wi-Fi. Raj? Być może. Ale czy nie jest to raczej nowa forma uzależnienia, lecz tym razem od akumulatorów, ładowarek i aplikacji mobilnych?

Reklama

Nie da się ukryć, że wygoda, jaką przyniosły technologie bezprzewodowe, jest ogromna. AirPods czy inne słuchawki Bluetooth to przykład rewolucji w codziennym życiu. Swoisty koniec z plączącymi się, czy przerywającymi kabelkami, koniec z dramatycznym wyciąganiem przewodu z kieszeni, by okazało się, że jest zapętlony w węzeł godny harcerza. Podobnie z myszkami, kto raz spróbował dobrego modelu bezprzewodowego, ten wie, że powrót do kabla to jak cofnięcie się do epoki kamienia łupanego. Swoboda ruchów i brak ograniczeń, to wszystko to brzmi jak oczywista przyszłość.

Kabla nie ma, a my nadal uzależnieni. Tym razem od akumulatorów

A jednak ta przyszłość niesie ze sobą nowe uzależnienia. Bo o ile kabel bywał uciążliwy, to przynajmniej był przewidywalny. Wpinamy wtyczkę i działa. Tymczasem w świecie bezprzewodowym zawsze czai się lęk: "Czy bateria wytrzyma?", "Czy ładowarka jest pod ręką?", "Czy Bluetooth znów nie zgubi połączenia?". Nagle okazuje się, że zamiast jednej troski o to, czy kabel nie pęknie, mamy całą listę nowych. I, co gorsza, niemal wszystkie kończą się tym samym: komunikatem na ekranie "10% baterii".

Weźmy na przykład smartfony. To one stały się centrum naszego bezprzewodowego świata. To przez nie sterujemy lampami, odkurzaczem, samochodem czy termostatem. To w nich tkwią aplikacje do wszystkiego, od odpalania klimatyzacji po sprawdzanie, ile procent baterii ma szczoteczka elektryczna. Absurd? Może. Ale rzeczywistość jest taka, że im więcej kabli znika, tym mocniej przywiązujemy się do jednego urządzenia – telefonu – który pełni rolę zdalnego pilota do całego życia. Zależność od smartfona staje się więc większa niż kiedykolwiek wcześniej.

Przyjrzyjmy się też zjawisku ładowania. Świat bez kabli miał być wolnością, a stał się światem, w którym każde urządzenie domaga się uwagi. Chcesz wyjść? Szkoda, bo słuchawki trzeba naładować, zegarek też ma niski procent baterii, odkurzacz właśnie ładuje się w stacji dokującej, laptop bez kabla zmienia cokolwiek co na nim robisz w film poklatkowy. Jeszcze trochę, a lodówka będzie wysyłać powiadomienia: "Naładuj mnie, bo inaczej twoje zakupy zgniją". Zamiast jednej listwy z kablami mamy więc dziesiątki ładowarek, stacji dokujących i kabli… tyle że ukrytych i bardziej skomplikowanych. Paradoks? Owszem.

Nie można jednak zignorować tego, co pozytywne. Bezprzewodowe technologie uwolniły nas od wielu ograniczeń. Możemy pracować w kawiarni bez tego dziwnego szukania gniazdka, możemy słuchać muzyki na rowerze bez obawy o zaplątanie, możemy sterować całym domem z fotela. Kable były jak smycz, którą technologia przywiązywała nas do jednego miejsca. Dziś jesteśmy wolni, przynajmniej z pozoru.

Bo może ta wolność jest tylko złudzeniem? Kabel trzymał nas fizycznie, ale baterie i sieci trzymają nas psychicznie. Uzależniają, bo każda czynność, od włączenia muzyki po zapalenie światła, wymaga sprawnego działania niewidzialnej sieci powiązań. Gdy nagle zawiedzie Wi-Fi albo padnie bateria, orientujemy się, że jesteśmy bardziej bezradni niż kiedykolwiek wcześniej. Dawniej wystarczyło wymienić kabel albo przełączyć wtyczkę. Dziś awaria w jednym punkcie odcina nas od całego "bezprzewodowego" komfortu.

Reklama

Grafika: depositphotos.com

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama