Vivo Vision udowadniają, że (silna) inspiracja Apple nie musi oznaczać powtarzania tych samych błędów.

W ostatnim tekście na temat świeżo zaprezentowanych vivo Vision skupiłem się głównie na specyfikacji, bo w trakcie premierowej prezentacji nie było możliwości założenia gogli, czy nawet dotknięcia ich, ale ostatecznie vivo zezwoliło zaproszonym gościom na spędzenie z bezpośrednim konkurentem Apple Vision Pro kilka chwil i co najważniejsze, na przymierzenie urządzenia. Dzięki temu mogę wstępnie porównać kilka ważnych z punktu komfortu użytkownika kwestii i zestawić je z wadami, które podkreślałem w pierwszych wrażeniach z testowania gogli z nadgryzionym jabłkiem. Jedno jest pewne – vivo rozwiązało jedną z największych bolączek Apple Vision Pro, ale tak mocne wzorowanie się na sprzęcie konkurencji już na starcie w pewnych aspektach odbija się czkawką.
Vivo Vision poprawia to, co Apple zepsuło, ale nie ucieka od kopiowania
Mój ubiegłoroczny tekst o Apple Vision Pro był długi i dość szczegółowy, więc z dedykacją dla sympatyków TL;DR streszczę moje narzekania w możliwe jak najkrótszy sposób. Celowo pominę kwestie softwarowe czy trudności codziennego użytkowania gogli, bo vivo zaprezentowało nam model nieaktywny. Powód? Firma najpierw zbiera feedback, poźniej udostępni sprzęt w firmowych salonach stacjonarnych a dopiero na koniec pozwoli recenzentom dłużej się nad goglami poznęcać.
Dzięki owej wersji demonstracyjnej – zaprezentowanej nam w chińskiej Dolinie Krzemowej – da się jednak wysnuć już pewne wnioski, na podstawie których można vivo Vision przyznać pierwsze plusy i minusy. Nie trzeba się nazbyt dokładnie przyglądać, by dostrzec mocne inspiracje designem urządzenia od Apple i choć sam CEO chińskiego producenta twierdzi, że vivo pracę nad produktem rozpoczęło na długo przed oficjalną premierą Apple Vision Pro, to fakt bezpośredniego skopiowania wielu elementów gogli jest tutaj niezaprzeczalny.
To, że vivo Vision wyglądają bardzo podobnie do konkurencyjnego sprzętu, nie zmienia jednaj faktu, że chińska marka wyciągnęła wnioski z porażki Apple. Porażki, bo tak trzeba nazywać pierwszy poważny krok ekipy z Cupertino w kierunku zawojowania sektora rozszerzonej rzeczywistości – sprzedaż i odbiór w mediach mówią same za siebie. Wróćmy więc na chwilę do wspomnianego na wstępie narzekania i największej bolączki Apple Vision Pro, jaką była waga urządzenia. Gogle Apple ważą ponad 600 g, więc możecie sobie zwizualizować ponad jedną paczką cukru przyczepioną do czoła. Niewygodne i ciężkie? A i owszem, przez to też długie użytkowanie gogli powodowało dyskomfort karku i ucisk w skroniach, prowadzące zaś do bólu głowy.
Vivo swoje gogle odciążyło – 398 g robi różnicę i choć nie miałem okazji przesiedzieć w nich kilku godzin, to od razu czuć, że głową obraca się wygodniej, a same gogle nie ciągną jej w dół. Żeby jednak nie było tak kolorowo – Chińczycy zastosowali w zasadzie ten sam rodzaj elastycznej opaski, dociskanej do potylicy pokrętłem. Nie jestem fanem tego rozwiązania i fajnie byłoby, gdyby gogle miały jednak dodatkowy punkt podparcia, bo ten sposób nie należy do najwygodniejszych, choć i tak – z uwagi na niższą wagę urządzenia – sprawdza się lepiej, niż w Apple Vision Pro.
Na plus taka sama jak u Apple korona do wywoływania multimediów i zatrzaskowy system wymiany opasek, nieco bardziej intuicyjny, niż u konkurenta. Rozsądniej zaprojektowane wydaje się także samo chłodzenie – „wywiew” przechodzi przez otwór u spodu urządzenia, przez co sprzęt będzie się prawdopodobnie grzał mniej, niż Vision Pro. Poza tym reszta elementów jest w zasadzie dokładnie taka sama, co jest zarówno wadą, jak i zaletą. Część, w którym osadzone są soczewki, wydaje się więc równie problematyczna w kwestii idealnego dopasowania do głowy co u Apple, a szkło brudzi się równie mocno, ale za to uszczelka świetlna – choć w gruncie rzeczy wyglądająca identycznie – cechuje się nieco mocniejszym magnesem, więc zapewne przesuwać będzie się rzadziej.
Czuć w Vision wizję
Widać więc, że vivo dokładnie przestudiowało Apple Vision Pro, usprawniając to, co Apple zawaliło i zostawiajac to, co Tim Cook i spółka zrobili dobrze. Oczywiście mowa tutaj tylko o bardzo wstępnych wrażeniach i kwestiach technicznych, wpływających na wygodę noszenia. Jeśli chodzi o samo użytkowanie sprzętu, to nie mogę niestety nic w Wam przekazać i zapewne ten stan rzeczy szybko się nie zmieni. Ważne jest jednak to, że vivo nie ma w planach po prostu wypuszczenia kopii – czuć w tym pomysł i pewną dozę oryginalności, choć tej doszukiwać należy się bardziej w aspektach stricte softwarowych – o tym jednak pogadamy, gdy vivo Vision trafi do Europy. Kiedy to się stanie? Konkretnej daty producent niestety jeszcze nie zdradził.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu