Twitter przepuszcza codziennie przez palce masę pieniędzy. Musk chce zatrzymać ten wyciek, ale przez to powoduje kolejny.
Przejęcie Twittera przez Muska to dziś nie tylko opera mydlana świata IT, ale też - wydarzenie kulturowe, które zainteresowało wiele osób nie związanych na co dzień z portalem. Musk wydaje się być dziś nieprzewidywalny w całej masie rzeczy - od wielu miesięcy zmian decyzji o tym czy kupi czy nie kupi Twittera po wsparcie dla Ukrainy (szczególnie los Starlinka). Teraz, kiedy jego status jako CEO platformy społecznościowej został potwierdzony, kolejną kwestią sporną jest chociażby faktyczna wolność słowa na platformie. Odsuwając na bok kwestie ideologiczne, nie można zapominać, że Musk to biznesmen, który przejął platformę, która de facto nie zarabia na siebie, nie mówiąc już o pieniądzach inwestorów wpomowanych w rozwój przez lata.
Dlatego zmiany są konieczne i to pomimo protestów
Rządy Muska na portalu zaczęły się od czystek, choć słowo czystka jest w tym wypadku sporym niedpowiedzeniem. Miliarder planuje bowiem pozbyć się jednocześnie połowy kadry, która obecnie liczy 7500 osób. Zwolnienie na raz ponad 3 tysięcy ludzi nie mogło obyć się bez kontrowersji i z pewnością nie jest zgodne z amerykańskimi przepisami wedle których działa Twitter, jednak nie oznacza to, że Musk będzie się tym przejmował. Podobnie zrobił w Tesli i, podobnie jak tam, pracownicy mogą jedynie walczyć o swoje prawa w sądzie. Oczywiste pytanie w takim wypadku brzmi: dlaczego Musk zdecydował się na taki krok?
W jednym z wywiadów miliarder rzucił nieco więcej światła na tę sprawę. Jak wynika z jego informacji, Twitter traci dziś około 4 milionów dolarów dziennie i jedynym sposobem by temu zaradzić jest masowe zwolnienie. To, oraz plan wdrożenia płatnych weryfikacji kont w formie subskrypcji (8 dolarów za miesiąc), ma być początkiem wyprowadzania Twittera "na dobrą drogę" w kwestii finansów firmy. Wydaje się jednak, że Musk zapomniał o jednym, bardzo ważnym detalu - że to on przewodzi teraz Twitterowi i że nie da się oddzielić jego poczynań od losu korporacji. Ze względu na konkrowersyjne wypowiedzi w niedalekiej przeszłości dużo firm zdecydowało się wycofać swoje fundusze na reklamy na Twitterze na wieść, że teraz należy on do Muska. Mowa tu o takich gigantach jak General Motors, Volkswagen, Audi czy Pfizer. Nie ma się co dziwić, że nie chcą one, by ich reklama była wyświetlana obok Twittów nawołujących do oddania Rosji Krymu czy też - koło postów ludzi, których Musk może przywrócić, jak np. Donald Trump.
Zobacz też: Twitter akcje
Innymi słowy - Musk zapomniał, że reklamodawcy chcą mieć bezpieczną przestrzeń dla promocji swoich produktów i nie lubią dużych i kontrowersyjnych zmian, a właśnie takie przechodzi teraz Twitter. I wątpię, by w takim wypadku zwolnienie 3 tysięcy osób cokolwiek pomogło. Raporty za Q4 pokażą, jak dobrze Musk poradził sobie z wyprowadzeniem Twittera na prostą.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu