Zabrałem się ostatnio za porządki w opłacanych usługach subskrypcyjnych i powiem Wam, że nie jest wcale łatwo wybrać te, które warto zostawić. W zasadzie żadna decyzja nie wydaje się w tym wypadku dobrą albo złą.
Subskrypcje to sztuka wyboru. Zabrałem się za porządki i… mam problem
Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...
Usługi subskrypcyjne opanowały już tyle rodzajów rozrywki, że można śmiało powiedzieć o zmianie sposobu konsumpcji treści w internecie. W opłacanym co miesiąc streamingu można oglądać filmy i seriale, jest nawet serwis dedykowany anime. Z muzyką podobnie - kupowanie cyfrowych wersji płyt lub ich fizycznych odpowiedników to dziś raczej fanaberia, sposób na docenienie twórczości artysty lub zaspokojenie swojej żyłki kolekcjonera. Gdzie jest taniej? Oczywiście, że w streamingu - jeden miesiąc opłaty za takie na przykład Spotify starczy na płytę CD, ale raczej tę podziemną. Jeden miesiąc abonamentu Netflix nie wystarczy natomiast na box z płytami z ulubionym serialem. A poza nimi dostajemy przecież dostęp do bogatej biblioteki innych produkcji i w zasadzie tylko ilość posiadanego czasu decyduje o tym, w jakim zakresie z takiej usługi skorzystamy.
Już kilka razy podsumowywałem swoje miesięczne opłaty abonamentowe i było tego za dużo
Tych służbowych nie liczę, bo to narzędzia pracy - jednak pozostałe to czysta rozrywka. Kiedy jednak zastanowiłem się przy jakiej usłudze spędzam ile czasu, postanowiłem zrobić małe porządki, co oczywiście odbiło się pozytywnie na moim portfelu. Na pierwszy ogień poszedł Amazon Prime, choć tu akurat korzystałem z półrocznej promocji, wydatek był więc zerowy. Nie przedłużyłem jednak abonamentu, bo jedynym serialem który chciałem obejrzeć, był drugi sezon The Boys - niestety musiałem przerwać seans mniej więcej w połowie, bo właśnie w połowie nadawania skończył się próbny abonament. Jeszcze na wszelki wypadek przejrzałem pozostałe propozycje i uznałem, że skoro przez pół roku zaglądałem tam sporadycznie, to raczej opłacenie abonamentu niczego w tym temacie nie zmieni i będą to pieniądze wyrzucone w błoto.
Ustawiłem sobie również przypomnienie o anulowaniu subskrypcji w AppleTV+, jednak tu samo Apple rozwiązało mój problem przedłużając okres próbny do lutego. Choć o problemie nie mowy, bo moim zdaniem płacenie za ten serwis w obecnym kształcie nie ma w Polsce sensu. Może kiedy będzie już dostępny pakiet Apple One, ale to też zależy od tego, czy zdecyduję się porzucić Spotify (o czym za chwilę).
Poleciało również HBO GO, które może i ma bardzo fajną bibliotekę, ale jest tak tragiczne w korzystaniu, że nie mam do tej usługi nerwów. Na telewizorze z AndroidTV raz działa, raz nie - nie zapamiętuje gdzie skończyłem oglądanie, pauza wyłącza po chwili aplikację. Do tego dochodzi fatalna jakość i brak HDR. Czego by tam więc nie było, czuję się źle płacąc za tak kiepską jak na 2020 rok jakość. Aplikacja mobilna na iOS natomiast działa jak chce - czasem potrafiła wylogować mnie z konta, a potem wkurzać ekranem z informacją o nieprawidłowym haśle do konta. Przestałem płacić, nerwów jakby mniej.
Co zostało? Netflix. O poziomie produkcji dostępnych w serwisie można dyskutować i dyskutować. Ja akurat oglądam nowości regularnie, śledzę listy na kolejne miesiące - no i są anime, które właśnie dzięki NF zacząłem ponownie oglądać.
Problem z uszczupleniem listy usług abonamentowych do filmów i seriali jednak jest i nic nie wskazuje na to by miał zniknąć. Biblioteki treści się nie pokrywają, widać dużą różnicę w jakości aplikacji, zawsze trzeba więc iść na kompromis albo płacić za wszystkie, nie ma jednej idealnej i najlepszej usługi.
Z muzyką jest trochę łatwiej, bo biblioteki treści się pokrywają. Jasne, czasem coś gdzieś jest, by w innym miejscu być nieobecne, ale jednak sytuacja wygląda zupełnie inaczej niż w filmach i serialach. Tidal jakoś nigdy mnie do siebie nie przekonał, nawet w wersji z lepszą jakością - choćby przez brak korektora w aplikacji. Ostatecznie bardziej podoba mi się brzmienie po poprzesuwaniu suwaków w Spotify. Tu też zrezygnowałem po zakończeniu okresu próbnego od operatora, a później wyczerpaniu się promocji za kilka symbolicznych złotych na wyższy pakiet muzyczny.
Kusi trochę Apple One - głównie ze względu na cenę. Za podobne pieniądze dostanę Apple Arcade, Apple Music i opłacane przeze mnie oddzielnie 50 GB w iCloud - więc jest spora szansa na to, że pożegnam się ze Spotify po 7 latach codziennego korzystania z usługi. Jeśli tak się stanie, będzie mi na pewno brakować list tworzonych przez użytkowników, swoich wykopalisk i pewnie trochę Spotify Connect - choć akurat ta funkcja działa u mnie różnie. Pomysł sam w sobie jest super, jednak poziom wkurzenia gdy nagle znikają urządzenia z listy jest ostatnio dość wysoki. A ja za dużo się denerwuję i muszę zacząć eliminować powody tworzące takie emocje. Za Radarem Premier tęsknić nie będę -przez kilka tygodni ten mój własny chyba oprzytomniał, ale ostatnio wrzucił mi do propozycji tak nieprzystające do moich preferencji muzycznych (7 lat nauki mojego gustu muzycznego, niesamowite), że czułem się zwyczajnie zażenowany.
No cóż, najlepiej chyba w ogóle niczego nie opłacać, to nie ma potem problemu z rezygnacją z usług. A jak wygląda to u Was?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu