VOD

Nie chcemy więcej usług VOD i to widać jak na dłoni. Nowe platformy mają ostro pod górkę

Konrad Kozłowski
Nie chcemy więcej usług VOD i to widać jak na dłoni. Nowe platformy mają ostro pod górkę
Reklama

Mamy wystarczająco usług VOD na rynku i nie chcemy nowych, a tym bardziej tak specyficznych, jak niektóre z nowości. Trudno bowiem dojść do innych wniosków obserwując zachowania widzów.

Nowe VOD traci ponad 90% klientów

W kwietniu wystartował nowy serwis VOD o nazwie Quibi. Okoliczności, w jakich przyszło mu się zmierzyć z obecną od dawna na rynku konkurencją były niezwykle trudne. W chwili debiutu trwała izolacja społeczna i mało kto mógł sprawdzić serwis w warunkach, dla których została stworzona. Zamiast oglądania na kilkucalowych ekranach telefonów, większość z nas mogła pochłaniać filmy i seriale na co najmniej kilkunastocalowych ekranach laptopów lub na telewizorach. Mało kto ma w takich okolicznościach ochotę sięgnąć po telefon, a Quibi nie było dostępne nigdzie indziej. Dopiero kilka tygodni później zdecydowano, że aplikacje mobilne pozwolą na użycie technologii Chromecast oraz AirPlay, by możliwe było przekazanie obrazu na większy ekran, niż ten w telefonie. Najwyraźniej niewiele to zmieniło.

Reklama

Polecamy: Quibi - czy warto? Jak działa nowy serwis VOD

Według najnowszego raportu Sensor Tower (via The Verge) baza klientów skurczyła się z 910 tysięcy do 72 tysięcy osób. Przełomowym momentem było oczywiście zakończenie okresy próbnego, który w przypadku Quibi wynosił aż 3 miesiące. I kwartał po starcie usługi okazało się, że mało kto zainteresowany jest opłacaniem kolejnej usługi VOD. Równowartość około 40 złotych nie jest małą kwotą, a Quibi stawiało przede wszystkim na nowe formaty oraz nowe tytuły. Zaangażowano w nie znane nazwiska (reżyserzy, scenarzyści, aktorzy) i po spędzeniu kilku godzin z przygotowanymi przez nich produkcjami mogłem napisać, że nie do zachwytu mi daleko, ale rozczarowany też nie byłem. Taka obojętność widza, to najgorsze co może spotkać nową platformę VOD, która walczy o uwagę i rozpoznawalność. A w konsekwencji o płacącego użytkownika, dzięki któremu cały ten biznes będzie mógł się kręcić.

Disney+ to przede wszystkim znane i silne marki jak Star Wars i Marvel


Losu tego nie podzieliło co prawda Disney+, ale musimy zwrócić uwagę na kilka rzeczy. Po pierwsze, początkowa baza klientów wynosiła 9,5 mln użytkowników, którzy skorzystali z darmowego okresu - mimo, że tylko 11% z nich zdecydowało się kontynuować subskrypcję i opłacać comiesięczny abonament, to już na starcie było to około 1 mln płacących widzów. Dzięki międzynarodowej ekspansji Disney+ posiada już ponad 50 mln subskrybentów, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że duża część z nich opowiada się za nowym abonamentem nie tylko ze względu na nowości. Tych nie brakuje i niektóre z nich są naprawdę głośnymi tytułami (jak "The Mandalorian" i  "Hamilton"), ale podwalinami katalogu są takie franczyzy jak Star Wars i Marvel, które działają jak niezwykle silny magnes, dzięki dekadom budowania marki.

Trudne początki Peacock i CANAL+

Czytaj też: Fiasko mobilnej rewolucji VOD. Koniec z oglądaniem na telefonie

O tym, jak trudne jest wejście dziś na rynek VOD z gotowym produktem i atrakcyjną ofertą przekonują się także inni gracze, także lokalni. Peacock, nowy serwis NBC nie będzie posiadał na start funkcji offline w aplikacjach mobilnych, a nasz CANAL+ miewał pewne opóźnienia z udostępnieniem swoich aplikacji. Nadal brakuje go na niektórych platformach, a usługa z filmami do wypożyczenia CANAL+ PREMIERY dopiero się aplikacji na telefony i telewizory doczeka w bliżej nieokreślonej przyszłości.


Reklama

Nie wolno zapomnieć o Apple TV+, które w zamian za 25 złotych miesięcznie nie oferuje nawet połowy dostępnych na kosztującym tyle samo HBO GO. Apple, rzekomo, ma rozglądać się za treściami na licencji, które wzmocnią ofertę usługi, a produkcja oryginalnych materiałów nie zwalnia tempa. Nie wiadomo jednak, czy taki biznes będzie dla Apple w którymkolwiek momencie opłacalny.

Nie chcemy więcej usług VOD

Niedawno napisałem, że jestem zdziwiony niską popularnością wśród polskich użytkowników usługi VOD od Amazonu, czyli Prime Video. W komentarzach zasugerowano, że Netflix jest na rynku VOD tym, czym Facebook jest wśród serwisów społecznościowych - może nie używa go dosłownie każdy i nie jest najlepszy, ale stał się niejako synonimem kategorii, w której istnienie. Liczby potwierdzają, że dogonienie i przegonienie Netfliksa w skali globalnej będzie niezwykle trudne, a przecież nie brakuje też lokalnych platform VOD, które (jak IPLA czy Player.pl w Polsce) skutecznie rywalizują z gigantami na mniejszych rynkach. Te stają się coraz bardziej nasycone i chyba jesteśmy już u kresu cierpliwości klientów, którzy są stale zachęcani do wypróbowania czegoś nowego.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama