Microsoft zadba o to, by twój komputer miał aktualny system Windows. Jednak raczej nie w sposób, który byś sobie tego życzył.
Aktualizacje Windows to dosyć pogmatwana sprawa. Z jednej strony nie można nie doceniać Microsoftu za to, że wykonuje tytaniczną wręcz pracę, by co pół roku wypuścić praktycznie nową instancję swojego systemu operacyjnego, która ma zadziałać na milionach znanych (i zapewne drugie tyle nieznanych) konfiguracji sprzętowych. Z drugiej jednak strony - jeżeli się już za coś zabiera, to warto, by było to zrobione porządnie, a każdej kolejnej aktualizacji Windowsa towarzyszy mniejsza lub większa granda i wpadki pokroju usuwania ludziom plików z dysków. Jednak i tutaj panuje pewien dualizm opinii, ponieważ z jednej strony oczywiście pewne rzeczy są winą Microsoftu, ale niektóre wpadki to też wina producentów, którzy nie tylko nie utrzymują wsparcia w postaci aktualnych sterowników dla wypuszczonych już na rynek produktów, ale wręcz sprzedają hardware ze sterownikami pamiętającymi jeszcze czasy Króla Ćwieczka. Nic więc dziwnego, że półroczna aktualizacja systemu to gra w ruletkę - czy nowa wersja będzie dostępna, czy nie, a jeżeli tak - czy nic nie zepsuje.
Aktualizacje nie są problemem...
Nieco ponad dwa lata temu złożyłem swój pierwszy komputer, który do dziś jest moim podstawowym narzędziem pracy i rozrywki. Konfiguracja nie jest na pewno "topowa" ale mi w zupełności wystarczy. Intel Core i5-9600K, RTX 2060, płyta Gigabyte Z390 Gaming X i 16 GB RAM HyperX Fury. Byłem przekonany, że taka konfiguracja pozwoli mi nie tylko cieszyć się dobrą wydajnością, ale też dzięki zastosowaniu komponentów uznanych producentów - przez długi czas bezproblemowo łykać kolejne aktualizacje Windowsa. I tak było, ale do czasu.
Przez pierwszy rok nic nie wskazywało na jakikolwiek problem. Windows 1903 i 1909 pojawiły się praktycznie od razu. Kłopoty zaczęły się przy sławetnej aktualizacji 2004 - tej psującej drukarki, usuwającej pliki i uceglającej komputer. Nietrudno więc wyobrazić sobie, że nie smuciłem się za bardzo, kiedy okazało się, że mój komputer nie jest z nią kompatybilny. Ba, jak wiemy, aktualizacja 2004 była z tego powodu wielokrotnie przesuwana, więc nie martwiłem się tym zbytnio. Czas jednak mijał, po 2004 wyszła 2009 (której nota bene w ogóle nie zauważyłem), a ja dalej pracowałem na 1909. I tak - mogłem próbować bocznymi drogami wymusić aktualizację, ale jak wspomniałem wcześniej - mój komputer jest moim narzędziem pracy i naprawdę nie chciałbym zainstalować na nim czegoś, co z dużym prawdopodobieństwem zaburzy jego poprawne działanie w zamian za ładniejsze menu start. Wolałem więc poczekać.
... ich wymuszanie jest.
Jakiś czas temu Konrad napisał tekst, który zapalił mi w głowie ostrzegawczą lampkę. Otóż wiadomo, że żadna z instancji Windows 10 nie ma wiecznego wsparcia. Ba - jest ono raczej krótkie, bo półtoraroczne. W związku z tym Microsoft zapowiedział, że w tym miesiącu kończy wsparcie dla Windows 10 1903. Nie zostawi jednak użytkowników na lodzie i aktualizacja do nowszej wersji Windows zostanie u nich wymuszona. Brzmi to trochę tak, jakby Microsoft zakładał, że na tej wersji pozostali już tylko ludzie, którzy nie chcą grać zgodnie z zasadami narzuconymi przez firmę z Redmond i zablokowali aktualizację swoich komputerów. Statystyki sugerują jednak co innego. Ponad 10 proc. komputerów z Windowsem wciąż działa na 1903. Jak dla mnie jest to nieco za dużo jak na grupę osób, któe celowo nie aktualizują PC bo nie chcą, a raczej - nie mogą, bo nowy Windows nie jest kompatybilny z ich sprzętem.
Powstaje pytanie - co Microsoft zrobi z takimi użytkownikami. Raczej bowiem nie widzę zapewnień firmy jako "dopracujemy wszystko i zaktualizujemy ich komputery" ale raczej jako "zaktualizujemy ich komputery za pomocą takiej wersji Windowsa jaką mamy". W mojej głowie rodzi się więc kolejne pytanie - dlaczego? Dlaczego Microsoft chce wymusić aktualizację do nowej wersji systemu, jeżeli przez ponad półtora roku dawał użytkownikom znać, że może ona namieszać na ich komputerach? Co więcej, jeżeli spojrzymy, ile osób korzysta z kolejnej wersji systemu wypuszczonej przed ponad rokiem, nietrudno, żeby te osoby (w tym ja) nie miały powodów do niepokoju.
Ja widze w tym momencie dwa wyjścia - oba złe
Zanim powiem, jak ja to widzę, ustalmy jedno. Skoro przez pół roku Microsoft nie dopracował łatki 2004 do takiego stanu by komputer oparty o najpopularniejsze części i z zawsze aktualnymi sterownikami mógł ją zainstalować, a także nie pomogła tu aktualizacja 2009 (część użytkowników 1909 miała "przeskoczyć" poprzednią wersję) to szczerze wątpię, by coś tu miało się zmienić do maja, kiedy to 1909 straci wsparcie. Widzę więc dwie opcje. Pierwsza to taka, że pozwalam Microsoftowi zrobić to, przed czym sam mnie przestrzegał - zaktualizować komputer do wersji 2004, która z dużym prawdopodobieństwem coś mi w nim zepsuje. Nie wiem co prawda co - może przestanie działać mi Bluetooth, a może cały komputer szlag trafi, nie wiadomo. Druga opcja to taka, że wykonuję cyfrowy ekwiwalent zabicia drzwi i okien deskami i blokuję się na 1909, tracąc tym samym m.in. poprawki bezpieczeństwa. Żadne z tych wyjść nie jest dla mnie dobre. A przecież Microsoft musi zdawać sobie sprawę z tego, jak wygląda sytuacja. Jeżeli prawie 40 proc. użytkowników - blisko połowa - od roku nie może (nie to, że nie chce - nie może) zaktualizować komputerów do dwóch najnowszych wersji, to chyba coś tu jest nie tak. Przecież właśnie z tego powodu Microsoft przeszedł na roczny model wypuszczania aktualizacji startując od 2021.
Wystarczy rzut oka na graf popularności poszczególnych inkarnacji Windowsa by zobaczyć, że zarówno 1909, 2004 jak i 2009 mają dużo większe problemy z dotarciem na komputery użytkowników niż chociażby 1809 czy 1803. W takiej sytuacji utrzymywanie tylko półtorarocznego wsparcia i automatyczne wymuszanie aktualizacji do niekompatybilnej z hardware'm wersji to nie tylko kłopot dla użytkowników, ale też - proszenie się Microsoftu o wizerunkowe kłopoty. Myślę, że ostatnie czego firma by chciała to powrót wizerunku aktualizacji Windowsa jako nieuniknionych i psujących. Jeżeli więc w najbliższych miesiącach nic się nie zmieni to przestanę się niepokoić.
A zacznę się bać.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu