Huawei ma za sobą burzliwy okres. Czy dzięki własnym procesorom uda mu się odzyskać dawną rynkową pozycję?
Mało która marka smartfonów budzi dziś tyle emocji co Huawei. Firma przeszła od momentu, w którym aspirowała do bycia światowym liderem, przez kompletne załamanie sprzedaży smartfonów, spychające ją do roli outsidera, aż po chwilę obecną, w której coraz więcej urządzeń z logo tej marki pojawia się na rynku i, co ważniejsze, ludzie na powrót zaczynają doceniać je za posiadane funkcje. Tak było chociażby w przypadku Huaweia Mate 50 Pro, który okazał się... naprawdę kompetentnym flagowcem. Oprócz tego na rynku jest chociażby seria Nova czy składane urządzenie w postaci P50 Pocket. Widać więc wyraźnie, że firma zbiera szyki i nie zamierza się poddawać. Czy można jednak mówić o pełnym i udanym powrocie?
Wyboista droga Huaweia
Jeżeli mówimy o sytuacji Huaweia, trzeba pamiętać, by spojrzeć na nią dwutorowo. Z jednej strony warto patrzeć na to, co się dzieje w Europie i innych rynkach, a z drugiej - mieć świadomość, że domowym rynkiem Huawei są Chiny, gdzie marka wciąż trzyma się świetnie. Często bowiem nie zdajemy sobie nawet sprawy, jak wielki jest rynek chiński. Dla przykładu - HarmonyOS obecnie zainstalowane jest na ponad 320 mln urządzeń, czyli nieco mniej niż wynosi połowa populacji Europy. Tymczasem w krajach, które polegają na GMS firma wciąż ma trudności, by sprzedać swoje telefony jako pełnowartościowe urządzenia. I to nawet pomimo tego, że dziś spokojnie możemy mieć na telefonach Huawei wszystkie funkcje klasycznego Androida, czy to pobierając apki z App Gallery, czy też - instalując GMS "na lewo" bądź korzystając z jakiegokolwiek innego repozyt0rium.
Jednocześnie, firma wciąż zmaga się z jednym poważnym problemem, a mianowicie - całkowitą zależnością od amerykańskiej technologii w kwestii produkcji SoC. Zapewne rzuciło wam się w oczy, że od jakiegoś czasu w telefonach nie znajdziemy już Kirinów, a Snapdragony. Podpisanie tej umowy prawdopodobnie uratowało markę przed całkowitym wyleceniem z rynku, ale też - sprawiło, że zdana jest na łaskę i niełaskę Qualcommu. Ten z kolei nie chce dać Huaweiowi swoich technologii 5G, przez co żaden z wypuszczonych niedawno modeli nie odbiera sieci piątej generacji.
Huawei "wraca do gry"? I tak i nie
Jednak firma się nie poddaje i, jak donoszą źródła, pracuje właśnie nad własnym procesem litograficznym, który ma uniezależnić ich od amerykańskiej technologii w tym zakresie, prawdopodobnie przywracając smartfonom dużą część utraconych funkcji, z obsługą 5G na czele. To właśnie ta informacja sprawiła, że wiele osób mówi, że Huawei "wraca do gry" i będzie znowu w stanie bić się o czołowe miejsce a Apple i Samsungiem. Z jednej strony - są podstawy, by faktycznie tak twierdzić. Od kiedy nastąpiło przejście na procesory Qualcommu, Huawei stracił na rynku domowym pozycje lidera na rzecz Oppo. Nie jest więc nieprawdopodobne, że powrót do własnego SoC przekona do firmy większą liczbę klientów.
Jednocześnie jednak nie chce mi się wierzyć, że dla współczesnego zachodniego konsumenta będzie to wystarczający argument. Dla ludzi liczą się cyferki i nie chcą spędzać dużo czasu wybierając smartfon, więc sam fakt nie posiadania GMS (nawet pomimo faktu, że da się go łatwo doinstalować) wciąż będzie powodem numer 1, jeżeli chodzi o rezygnacje ze smartfonów tej marki. Dodatkowo, firmie nie pomagają pojawiające się informacje odnośnie tego, że filmy z protestów w Chinach są automatycznie usuwane ze smartfonów użytkowników, bądź że firma pomagała w budowie więzień dla mniejszości etnicznych.
To wszystko sprawia, że o ile na pewno trzeba docenić starania Huaweia, mające przywrócić jego smartfonom dawne miejsce na rynku, nie sądzę, by w dłuższej perspektywie coś w tym aspekcie drastycznie się zmieniło.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu