Felietony

Musiałem spędzić noc na lotnisku. Mały sprzęt uratował mi życie

Kamil Świtalski
Musiałem spędzić noc na lotnisku. Mały sprzęt uratował mi życie
Reklama

Od ostatniego wpisu na temat mojego etui podróżnego minęło ponad pięć lat. Zdążyło ono ewoluować co najmniej trzykrotnie. Zmieniły się nie tylko technologie, ale rownież moje potrzeby. Patrząc na wpis z 2019 roku czuję się dziwnie: obecnie jestem dużo bardziej kompaktowy. Ale dużo w tym zasługi nie tylko mojej, ale także technologii, która zmieniła się nie do poznania. Teraz nie potrzebujemy specjalnego kabla do kadego gadżetu, dla wielu wystarczy USB-C. Stąd minimalizm odgrywa tu pierwsze skrzypce.

Etui podróżne 2024: co zabieram ze sobą?

Rzecz pierwsza: etui samo w sobie. Przez lata przechodziłem wiele etapów. Bardziej wyspecjalizowanych, mniej wyspecjalizowanych. W pewnym momencie uznałem że nie potrzeba mi idealnych kieszonek na każdy kabelek, wystarczy odpowiednie etui, które pomieści wszystko co muszę ze sobą zabrać. I tak oto mam "etui" za kilka złotych w których upycham kilka akcesoriów. Akcesoriów, które w ostatnich tygodniach zjeździły ze mną Europę, Amerykę i Azję. Nie bez powodu.

Reklama

Ładowarka Satechi

Jedna by ładować je wszystkie. 120-watowa ładowarka Satechi to rzecz bez której nie ruszam się w żadną podróż. Pięć portów USB-C i cztery wymienne wtyczki sprawiają, że tak naprawdę nie potrzeba mi żadnej innej w podróży. Przez lata używałem (bardzo fajnej zresztą) ładowarki od UGREEN którą niezwykle sobie ceniłem. Jednak port USB-A od lat jest dla mnie bezużyteczny, a trzy porty USB-C okazały się po prostu niewystarczające.

Zamiana ładowarki na tę od Satechi całkowicie rozwiązała mój problem, a wymienne wtyczki są czymś na wagę złota. Zawsze mam przy sobie pełny komplet i już uratowały mi życie, gdy przez problemy z samolotami niespodziewanie musiałem spędzić noc w Wielkiej Brytanii ;). Uwielbiam to jak jest lekka i poręczna, mimo że oferuje 120W. Jedynym elementem który mnie w niej martwił była kwestia braku "długiego" kabla. Obawiałem się, że (zwłaszcza w przypadku amerykańskich gniazdek) będzie ona wypadać ze ściany. Póki co jednak obyło się bez takich przygód - sprawuje się na piątkę z plusem!

Przenośna ładowarka do iPhone'a i Apple Watcha

Zamiast osobnych kabli — ładowarka podróżna Zens 2-in-1 MagSafe + Watch. To minimalistyczna konstrukcja która może i wygląda niepozornie, ale w praktyce okazuje się być gadżetem na który zamieniłem dedykowany przewód do ładowania iPhone'a oraz Apple Watcha. Na co dzień w domu korzystam z ładowarek MagSafe — i w drodze również niezwykle sobie cenię nocny zegar w trybie always-on-display i inne udogodnienia. Złożona — zajmuje niewiele miejsca. W zestawie z ładowarką jest też podróżne etui, a w nim krótki przewód USB-C. Szczerze? Dla mnie to trochę przerost formy nad treścią - i najzwyczajniej w świecie szkoda mi na niego miejsca. A jako że ładowarka jest wykonana z tworzywa sztucznego, to potencjalnie największym problemem może być to, że się porysuje. Przeżyję — ale póki co to nie problem.

Przewody USB-C. Dwa okazują się być wystarczające

Ostatnim, ale jakże istotnym, elementem są przewody USB-C. Często zabieram ze sobą trzy, ale de facto korzystam z dwóch. Założenie jest takie, że jeden ma być do przenośnej ładowarki Zens 2-in-1, ale po prawdzie po jej podłączeniu — nie zdarzyło mi się jeszcze korzystać z więcej niż jednego dodatkowego przewodu. Patrząc na mój stary zestaw - łapię się za głowę. Słuchawki, przejściówki, każda konsola to inny standard (to były czasy gdy nie wyobrażałem sobie nie mieć przy sobie ładowarki do 3DSa i PS Vita). Teraz ten problem odszedł w zapomnienie. Standard USB-C jest złotem, które pozwala mi naładować większość urządzeń które mam ze sobą w podróży. Taka wtyczka wystarcza do: telefonu, komputera, tabletu, słuchawek, konsol (zarówno Steam Decka jak i Nintendo Switch) i aparatów fotograficznych (w moim przypadku: zarówno Sony jak i Fuji). Niezwykle uniwersalna rzecz w 2024 roku, zwłaszcza gdy ma się nowsze sprzęty. Ale jako że nie zawsze mam wszystko najnowsze, to mam też małego pomocnika...

Przejściówka USB-C -> micro-USB

Mała rzecz, a cieszy. Właściwie nie mam już w swojej elektronice po którą sięgam na co dzień urządzeń, do których wykorzystuję micro-USB. Poza jednym wyjątkiem: Kindle.

Korzystam z dość leciwego czytnika od Amazonu (mającego swoje lata Paperwhite 3, na którego przesiadłem się jeszcze w 2017), który nie daje mi żadnych powodów do przesiadki na nowszy model. To znaczy inaczej: już nie daje. Bo w czasach w których dokonała się transformacja z wszędobylskiego micro-USB na USB typu C, wielokrotnie rozglądałem się za ofertami promocyjnymi dla nowszych modeli z tego tylko powodu. Nigdy nie mogłem znaleźć micro-USB, gdy było mi ono potrzebne (a jak wiadomo: Kindle nie jest urządzeniem, które ładuje się codziennie).

Ale nim doczekałem się promocji, kupiłem za niespełna 3 złote niewielką przejściówkę USB-C -> micro-USB. To właśnie ona ratuje mnie z opresji i... na stałe trafiła do mojego zestawu podróżnego. Bo to właśnie w podróży z czytnika korzystam najczęściej i najwięcej. Długie loty podczas których nie mam dostępu do internetu to błogosławieństwo dla koncentracji i oddawania się książkom bez reszty.

Reklama

MagSafe Battery Pack

O tej niepozornej bateryjce od Apple pisałem już wielokrotnie. To bez wątpienia najgorzej wyceniony gadżet w historii Apple, ale nie potrafię go nie lubić. Mały, lekki, poręczny i wyjątkowo wygodny w użyciu. Od kilku lat już w ogóle nie zabieram ze sobą żadnych większych baterii. Okazało się bowiem, że nigdy, niezależnie od szerokości geograficznej, nie potrzebowałem więcej niż tych 60% akumulatora w iPhonie. Przestałem więc dźwigać większe i mniej wygodne konstrukcje.

Co z ładowaniem? Tutaj faktycznie czekam na nowszą wersję która zasilana będzie USB typu C. Power bank od Apple bowiem wciąż korzysta z portu Lightning. Okazało się jednak, że ładowanie bateryjki można obejść podłączając iPhone'a 15 Pro USB-C i dopinając do niego bateryjkę. Może nieco dookoła, ale działa.

Reklama

Stojak MagSafe

Niepozorny kawałek plastiku, który okazuje się niezwykle przydatny. 13-calowy iPad to zdecydowanie zbyt wielki sprzęt by komfortowo z niego korzystać w samolocie — a przynajmniej gdy lata się economy. Dopóki nie powrócę na łono 11-calowych tabletów, to właśnie na smartfonie nadrabiam serialowe i youtube'owe zaległości w drodze. Przez lata przerobiłem już co najmniej kilka podstawek, ale ten stojak MagSafe okazał się strzałem w dziesiątkę! Przetestowałem go w warunkach bojowych w rozmaitych typach samolotów różnych linii lotniczych — i zawsze udało mi się go bezpiecznie zamontować tak, by umieścić na nim telefon. Mocny magnes sprawia że smartfon leży w nim pewnie i nawet największe turbulencje nie dały rady go zrzucić. Analogiczne rozwiązania oferuje co najmniej kilka renomowanych firm, sam jednak postawiłem na akcesorium z popularnego chińskiego marketu gdzie kosztowało ułamek ceny, a w swojej roli spełnia się doskonale.

Podsumowanie: w 2024 w podróży stawiam na minimalizm

Powyższy zestaw akcesoriów to rzecz, z którą obleciałem już pół świata i przetestowałem go w rozmaitych sytuacjach. Dlatego wiem, że na ten moment - to rzeczy, które są dla mnie w pełni wystarczające i satysfakcjonujące — i najzwyczajniej w świecie nie potrzebuję niczego innego. Żadne zmiany w etui podróżnym nie są planowane, a jednocześnie to ładowarki i gadżety, które mogę polecić z czystym sumieniem.

Czy taki zestaw sprawdzi się u każdego? Na pewno nie. To zawsze kwestia dość mocno indywidualna - bo wiadomo że idąc na kilkudniową wspinaczkę i śpiąc pod namiotem będziemy potrzebować innych power banków i źródła prądu, niż kiedy śpimy w hotelu w ogromnej metropolii. No dobra, to jakie wy gadżety, kable i ładowarki zabieracie ze sobą w 2024?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama