Plotki o możliwej przerwie wydawniczej Call of Duty mogły jednak okazać się prawdą. Modern Warfare III to niestety produkcja przepisywana na kolanie — i facetka się skumała.
Call of Duty: Modern Warfare III – recenzja. Kiepskie DLC za horrendalne pieniądze
Ostatnie lata w Call of Duty to prawdziwa sinusoida
Dwa lata temu mieliśmy premierę Call of Duty: Vanguard — produkcji od Sledgehammer Games, która mnie szczególnie nie rozczarowała, chociaż w fanbazie jednej z najlepszych i najbardziej popularnych serii gier FPS nie była ona uznawana za najlepszą część. Fakt, że miała oczywiste oraz widoczne głupotki fabularne i dużo wolniejszy gameplay, ale w ogólnym rozrachunku całość naprawdę przypadła mi do gustu. Po czasie wszyscy możemy się jednak zgodzić z tym, że jest to odsłona, która nie zapisze się na kartach historii.
Później, w zeszłym roku, dostaliśmy dość niespodziewanie powrót jednej z najlepszych serii Call of Duty. Infinity Ward wzięło na warsztat Modern Warfare II, które znowu pozwoliło nam zobaczyć na ekranach kultowego Ghosta i kapitana Price’a, a do tego pod wieloma względami oferowało naprawdę świeże podejście do tematu — między innymi zachwycił mnie fakt otwartych misji, które wychodziły ze strefy komfortu Call of Duty. Tam po prostu czuć było świeżość i mnóstwo nowych pomysłów.
Po wielu niepokojących plotkach — a to o tym, że Call of Duty musi sobie zrobić roczną przerwę, bo Treyarch, które powinno odpowiadać za tegoroczną odsłonę, złapało czkawkę. Albo o tym, że Modern Warfare III to tak naprawdę będzie mały dodatek do istniejącej już „dwójki” i niewielki bonusik (za pewnie równie niewielką cenę). Finalnie projekt trafił w ręce Sledgehammer Games, a Activision zarzekało się, że MWIII jest pełnym produktem — co sugeruje również cena, w końcu Call of Duty MW3 (2023) kosztuje, bagatela, 350 zł. A nie powinno kosztować nawet połowy z tego.
Za taką kampanię to ja podziękuję
Jak zaznaczam co roku, jestem sporym fanem kampanii w FPS-ach. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że większość kupuje Call of Duty dla trybu multiplayer — w końcu to jest główne danie sieciowych FPS-ów — ale dobra historia z pomysłem na siebie zawsze się sprawdzi i znajdzie swoich zwolenników. O tej faktycznie mogliśmy mówić rok temu — poza niezłą intrygą dostaliśmy misje polegające na kierowaniu swoim towarzyszem i rozkazywanie mu z poziomu widoku z kamer, czyli akcja rodem z Watch Dogs, czy skakaniu między pojazdami rywali i omijanie min na drodze. Do tego pojawiła się nawet jedna misja polegająca na cichym przedostaniu się przez miasto, które z każdej strony oblegane jest przez wrogie siły. Startowaliśmy pokiereszowani i bez żadnego ekwipunku, a wtedy gra pozwala nam na… crafting. To było specyficzne, ale jakże zaskakujące i świeże.
Tego samego spodziewałem się po tegorocznej odsłonie. Przypomnijmy bowiem, jak Activision zapowiadało tegoroczną kampanię. Dostaliśmy informacje, że w bezpośredniej kontynuacji bijącego rekordy Call of Duty: Modern Warfare II kapitan Price i grupa uderzeniowa 141 stawiają czoła kolejnemu zagrożeniu. Tym razem, ultranacjonalista i zbrodniarz wojenny, Władimir Makarow, rozszerza swoje wpływy w różnych zakątkach świata, wikłając członków grupy uderzeniowej 141 w starcie, jakiego się nie spodziewali. Nowa odsłona Modern Warfare ma oferować kampanię dla pojedynczego gracza oferującą otwarte misje, do których można podchodzić na wiele różnych sposobów.
Brzmi bajecznie, prawda? Ja po swoich zachwytach nad Modern Warfare II czułem się bardzo zachwycony; niestety entuzjazm opadł szybciej, niż można się było spodziewać. Kampania Modern Warfare III składa się z 14 misji, ale spokojnie — jak się postaracie, to całość pochłoniecie przy jednym posiedzeniu. Kampania z trudnościami i powtarzaniem misji zajmie Wam do 5 godzin, lecz prawdopodobnie „zabawa” potrwa blisko 3-4 godziny. Fabuła w strzelankach z widokiem z pierwszej osoby nigdy nie trwa 20 godzin, ale jednak 3 godziny to już trochę marny wynik.
Tak czy siak, to nie jest największy zarzut do tej kampanii. Bo nawet jeśli by była krótka, ale jakością wgniatała w fotel, to bym był w stanie ją obronić. Tymczasem cała fabuła to marny dodatek do trybu multiplayer, czego niezbytym dowodem jest fakt, że za przejście każdej z misji dostajemy bonusy do trybu sieciowego — tak, jakby twórcy musieli na siłę zachęcać graczy do zajrzenia w ogóle w zakładkę „Kampania dla jednego gracza”.
Zero emocji, zero zaskoczeń, zero radości
MWIII zaczyna się solidnie. Pierwsza misja jest dość zjawiskowa, naprawdę sporo się dzieje — w końcu robimy wielki włam do więzienia w celu uwolnienia wspomnianego wcześniej zbrodniarza wojennego, Władimira Makarowa. Ten początkowo wydaje się dość enigmatyczny i na pewno aż nadto spokojny, mając na uwadze wszystkie planowane i odbyte już akcje; ale na tym się to wszystko kończy — mam wrażenie, że Sledgehammer napisało tylko tą jedną misję.
Dalej w większości mamy do czynienia z misjami wyjętymi z Warzone’a, tylko, że z botami na mapie. „Otwarte misje”, które obiecywało Activision, to wrzucenie nas na względnie duży kawałek mapy i wskazanie trzech miejsc, do których mamy się udać — po to, żeby coś gdzieś podłożyć, odłączyć kabelki czy zabrać coś ze sobą. To bieganie między punktami i eliminacja botów napotkanych po drodze, więc misje nie wzbudzają żadnych emocji i każdą z nich zamkniemy w kwadransie — a jeśli to dla Was za mało, to możecie pobiegać i poszukać skrzyń ze „specjalnymi” pukawkami.
Porównanie do Warzone nie było przypadkowe dlatego, że mapy, na których odbywają się te misje, mogą wydać się Wam znajome — a jeśli poniesiecie porażkę, to przy odrodzeniu się możecie zmienić swoje wyposażenie. To zadanie przepisane w szkolnej łazience tak mało sprytnie, że facetka skumała się już na pierwszy rzut oka. Muszę oddać, że po drodze znajdzie się kilka w teorii bardziej ambitnych misji — ale to absolutnie nie ratuje obrazu całości.
Do tego to wszystko jest okropnie nijakie. Postaci, i tych dobrych, i tych złych, tak naprawdę nic nie motywuje. Musimy założyć i przyjąć do wiadomości bez zadawania pytań, że jedni nie lubią się z drugimi, że ci są źli, a ci to już nie. Wszystko co dzieje się na ekranie po nas spływa, a podczas przerywników filmowych najbardziej miałem ochotę sięgnąć po smartfon żeby przescrollować feedy w socialkach. Żeby tego było mało, tu nawet jest ten sam zestaw pukawek i identyczna mechanika. My naprawdę gramy w dodatek do Modern Warfare II — i to nie takie Phantom Liberty, a bardziej DLC pokroju dodatków do Tiny Tina’s Wonderlands. Rozczarowanie — tym właśnie jest kampania w Modern Warfare III. I przyznaję to z wielkim bólem.
Scalenie wszystkich odsłon w jedną aplikację — wygodny hub dla graczy czy po prostu jedno i to samo?
Jak pisałem jakiś czas temu, od jakiegoś czasu Activision zdecydowało się na połączenie wszystkich gier w „jedno” — i żeby włączyć cokolwiek, czy to MW2, czy to Warzone 2.0, musimy wejść w aplikację Call of Duty. Chociaż nie gram już regularnie w Warzone 2.0, a regularny kontakt z Modern Warfare II miałem w momencie, kiedy niezwykle popularne były rozgrywki na Shipmencie i każdy wieczór z paczką znajomych spędzałem na mapie, gdzie szybciej było dać się załatwić rywalowi i odrodzić obok akcji niż przeładować magazynek, to pierwszy kontakt MW3 był bardzo znajomy. Absolutnie nic mnie nie zszokowało i miałem wrażenie, że gram w tę samą grę.
To na pewno wynika z przekopiowanych assetów, braku nowych map w multiplayerze czy strzelania ze starych broni. Do tego pod względem audiowizualnym nic się nie zmieniło i całość wygląda identycznie jak odsłony z poprzednich lat. W przypadku multi na początku nie wydawał mi się to wielki problem — bo tryb sieciowy nadal bawi i potrafi wciągnąć — pod tym względem to jest stare, dobre Call of Duty — ale tu ponownie widać znaki, że MWIII jest skokiem na kasę.
Multiplayer w Call of Duty: Modern Warfare III — co się zmieniło?
Różnic w grze nie ma wiele, chociaż pojedyncze elementy rzuciły mi się w oczy. Zacznijmy od nieco zmienionego system atutów. Nie wybieramy już specjalnych umiejętności, a wszystko zależy od tego, jaką ubierzemy kamizelkę, buty czy rękawiczki… i jakkolwiek dziwnie to nie brzmi, to musimy się do tego przyzwyczaić. Oczywiście, w większości to są dokładnie te samy atuty, lecz pod nieco innym szyldem — ale teraz w celu na przykład szybszego wspinania się musimy wybrać przed spotkaniem dobre buty, a w celu zwiększenia poziomu swojego życia czy ukrywania nas na radarze dla przeciwników musimy przyodziać odpowiednią kamizelkę. Do tego niektóre bronie dostały tak zwaną postawę taktyczną, która pozwala na niestandardowe celowanie — lecz w moim odczuciu to bardziej ciekawostka, niż taktyka całkowicie zmieniająca wrażenia z gry.
Drugą różnicą były dość dziwne efekty starć — a dokładnie chodzi o to, że karabiny maszynowe dużo lepiej sprawdzały się na dalszych dystansach (często w sytuacjach, w których myślałem, że przez brak snajperki w ekwipunku nie jest warto nawet próbować celować w stronę przeciwnika), niż w pojedynkach niemalże twarzą w twarz. Do tego w bliskich starciach wciskanie przycisku celowania jest proszeniem się o porażkę; ruchy naszej postaci drastycznie wtedy zwalniają, przez co nie mamy szans na wyjście z tej sytuacji bez szwanku, jeśli nasz przeciwnik jakkolwiek się porusza. Ze strzelaniem z biodra bywa różnie, ale to jedyna sensowna opcja w takim starciu.
W kwestii samych trybów, to mamy oczywiście klasyczne Team Deathmatch, Dominację, Umocniony punkt, Zabójstwo potwierdzone czy Wojnę naziemną, która w istocie jest Dominacją, ale na większą skalę. Szybkie mecze sprzyjają szybkiemu rozwojowi naszej postaci, chociaż z akcesoriami do broni musimy się trochę napocić. Tutaj pasek postępu nie chce wypełniać się tak szybko, przez co zdobycie pewnych urozmaiceń do naszego ulubionego gnata nie jest wcale tak łatwe, jak moglibyśmy tego chcieć.
Największym bólem jednak jest to, że w zestawie znajdziemy 16 map z oryginalnego Modern Warfare 2 (2009). Activision bez wstydu informuje, że dopiero w kolejnych sezonach pojawi się co najmniej 12 całkiem nowych map standardowych (6 na 6). Na razie więc nie będziecie mieli żadnego elementu zaskoczenia.
Powrót Zombies
W Call of Duty: Modern Warfare III powrócił również tryb Zombies, w którym naszym zadaniem jest rozwiązanie zagadek dotyczących PMC Terminus Outcomes. Chociaż ma to fabularną otoczkę, to w istocie jest to dobrze już znany wszystkim tryb z umarlakami. W trybie znajdziemy między innymi operację Deadbolt, która polega na eksplorowaniu świata i poszukiwania zdobyczy i schematów, wypełniania kontraktów, które pozwalają nam zdobywać esencję, zbieraniu łupów i wykonywaniu misji, które pozwolą nam rozwiązać wspomniane wcześniej zagadki. Nie jest to nic wymyślonego od zera, a bardziej utarty już schemat – lecz nie wątpię, że wielu graczy ucieszy się z tego powrotu.
Podsumowanie
Call of Duty: Modern Warfare III to dodatek do zeszłorocznej edycji. Średni dodatek, bo kopiuje wszystko — bronie, mapy i assety, a jedyną faktyczną „nowością” jest kampania, o której wolałbym już zapomnieć, a także powrót trybu Zombies. Do zabawy w multiplayerze wystarczy Wam zeszłoroczna odsłona czy nawet darmowe Warzone, a kampania dostępna w MW3 (2023) nie jest warta 50 zł, a co dopiero 350 zł. Będąc szczerym średnio rozumiem, co tutaj się w ogóle wydarzyło. Wiem za to, że do beczki miodu, jaką było MW2, ktoś dodał nie łyżkę, nie chochlę, a całe wiadro dziegciu.
- Grafika nadal jest niezła
- Multiplayer mimo wszystko potrafi bawić – w końcu to CoD
- Powrót Zombies
- Przekopiowanie znacznej większości assetów
- Kampania to kpina
- Stare bronie
- Stare mapy
- Zero powiewu świeżości
- Zawartość na mały dodatek, nie pełna gra
- Tej ceny nie da się uzasadnić
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu