Recenzja

Call of Duty: Vanguard - recenzja. Tym razem z solidną kampanią fabularną

Kacper Cembrowski
Call of Duty: Vanguard - recenzja. Tym razem z solidną kampanią fabularną
1

Sledgehammer Games postanowiło dokonać pewnej rewolucji w serii Call of Duty, robiąc to jednak dość zachowawczo i bezpiecznie. Już przed premierą dostaliśmy deklarację ze strony twórców, że najnowsza odsłona serii wniesie sporo nowości do gameplayu, i to do takiego stopnia, że zaskoczy nawet największych fanów CoDa. Jednocześnie akcja została osadzona w czasach II wojny światowej, co jest bardzo bezpiecznym ruchem - nie jest żadną tajemnicą, że to części osadzone właśnie w tym okresie historycznym cieszą się najlepszym odbiorem wśród fanów. Czy Call of Duty: Vanguard jest zatem potworem Frankensteina, czy może jednak odświeżeniem, którego ta kultowa seria potrzebowała?

Kampania fabularna w Call of Duty: Vanguard - coś, czego nie zaznamy u konkurencji

Kampania Call of Duty: Vanguard rozpoczyna się od podróży pociągiem do Hamburga w 1945 roku. Zaczynamy wtedy poznawać losy oddziału specjalnego odpowiedzialnego za poznanie tajników dotyczących sekretnego projektu Feniks. Oczywiście, plan nie poszedł po naszej myśli i ekipa bohaterów zostaje schwytana przez niemieckie wojska, a następnie zamknięta w celi. W tym momencie, podczas przesłuchiwania każdego z bohaterów przez niejakiego Jannicka Richtera - niesamowicie bezczelnego mężczyzny, który nie ma problemu z torturowaniem ludzi w celu wydobycia jakichkolwiek informacji, a niejednokrotnie sięga po rasistowskie czy szowinistyczne teksty, przez co jest mocno antypatyczną postacią - poznajemy przeszłość członków naszej drużyny, ich motywacje i sposób, w jaki się tutaj znaleźli. Tym samym weźmiemy udział w bitwie o Midway, bitwie pod El Alamein czy Operacji Tonga, trafimy do Stalingradu, na pustynię w Tobruku, a nawet zawalczymy w dzikiej dżungli, podążając “Szlakiem Numa Numa”. W każdej z tych retrospekcji przeniesiemy się do innego czasu, poznając wszystkich członków załogi, gdzie każdy specjalizuje się w innej dziedzinie. Taki zabieg oczywiście dodaje sporo różnorodności podczas rozgrywania misji fabularnych.

Naszym głównym celem jest jednak wydostanie się z niemieckiej celi i zlikwidowanie führera Rzeszy, Hermanna Freisingera, który paradoksalnie jest… najmniej ciekawą postacią w Call of Duty: Vanguard. Gra przedstawia go wyłącznie jako porywczego i brutalnego przywódcę, który ma za sobą całą armię wiernych mu żołnierzy. Przez ten fakt, pomimo naprawdę dobrze opowiedzianych historii pojedynczych bohaterów, ich wspólny cel całkowicie się gdzieś gubi i przestaje w istocie mieć jakiekolwiek znaczenie. Zdecydowanie rozczarowujące jest także zakończenie, od którego wieje banałem na kilometr. Niemniej jednak, mając na uwadze retrospekcje stanowiące lwią część kampanii oraz fenomenalne przerywniki filmowe, prezentujące jakość jakiej nie widziałem w żadnej innej grze, dostajemy naprawdę dobrą 6-godzinną przygodę, z którą warto się zapoznać. Pomimo gorzkiego zakończenia, całość jest zdecydowanie słodka.

Warto także zaznaczyć, że Sledgehammer Games jest całkiem bezpośrednie w kwestii nazizmu i nie ma tutaj mowy o żadnej cenzurze - podczas gry usłyszymy dość mocne kwestie, na przykład “Wybijmy tych szwabów” czy “Heil Hitler”, a na każdym kroku widać symbole swastyki w postaci wielkich flag wiszących na budynkach czy opasek na ramionach niemieckich generałów.

Klasyka klasyki, czyli multiplayer

Czym byłoby Call of Duty bez trybu multiplayer? Chociaż ja należę do niewielkiej ilości osób, które grają w FPS-y głównie dla kampanii, tak doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że podstawą jest granie sieciowe. A to w Vanguard, podobnie jak w każdej poprzedniej odsłonie, jest świetne. W najnowszej odsłonie serii na start mamy 20 map i klasyczne tryby, takie jak Deathmatch, Drużynowy deathmatch, Zabójstwo potwierdzone czy Dominacja… i to jest typ zabawy który chyba nigdy się nie znudzi. Pomimo obcowania z taką rozgrywką rok w rok od lat, nadal bawiłem się wyśmienicie. Jeśli oczekiwaliście jakiegoś powiewu świeżości, to deweloperzy Was nie zawiodą. Pojawiły się dwa nowe tryby, a dokładnie Wzgórze mistrzów i Patrol. Pierwszy z nich polega na rywalizacji dwu lub trzyosobowych zespołów na czterech dedykowanych mapach, aż na końcu zostanie wyłoniony najlepszy team z ośmiu, które biorą udział. Patrol za to jest dość abstrakcyjnym trybem, w którym po mapie lata okrąg, w którym musimy się znajdować w celu zdobywania dodatkowym punktów. Można nazwać to latającą “flagą” - osoby grające w CoDa będą wiedziały o co chodzi. Tak czy siak, rdzeń rozgrywki jest taki sam jak w odsłonach z poprzednich lat - szybkie tempo pomimo zmian w rozgrywce (ale o tym trochę później) i mnóstwo fragów, w połączeniu z możliwością opierania broni w celu zwiększenia stabilności, naprawdę prześwietnymi mapami, możliwością destrukcji otoczenia i nawet zestrzeliwania rywali przez liche ściany lub drzwi sprawia, że Vanguard niesamowicie bawi. Nie pamiętam która odsłona Call of Duty sprawiła mi tyle radochy w trybie multiplayer i od której autentycznie nie mogłem się oderwać.

Znany i lubiany tryb Zombie - jak się umarlaki mają w Call of Duty: Vanguard?

Trzeci główny filar Call of Duty: Vanguard, czyli tryb Zombie, który na przestrzeni ostatnich lat wyrobił sobie całą (hehe) rzeszę fanów. Niestety, na premierę nie ma dostępnego trybu fabularnego. Dostępna jest jedynie jedna misja zatytułowana Der Anfang, gdzie z centrum Stalingradu, który jest swego rodzaju bazą wypadową, przenosimy się drużyną do różnych misji. Te polegają na szybkim wybiciu zombiaków, zbierania wypadających z pokonanych umarlaków run (coś jak nieśmiertelniki w trybie multiplayer) czy eksportowanie runy a punktu A do punktu B, nieustannie pozbywając się nadchodzących zombie. Po powrocie z każdej z misji do wspomnianego centrum rosyjskiego miasta, zdobytą walutę możemy wydać na ulepszenie broni lub pancerza, a także zarządzać perkami. Możemy posiadać trzy aktywne perki, więc sami musimy podjąć decyzję, które będą dla nas najlepsze. I niestety to wszystko na ten moment w trybie Zombie, co było dla mnie srogim rozczarowaniem. Na obecną chwilę jest to zaledwie ciekawostka na maksymalnie dwie godziny grania, gdyż zwyczajnie po tym czasie zrobimy już wszystko, co się da. Tak sytuacja będzie wyglądać do grudnia, bo to właśnie w przyszłym miesiącu ma pojawić się tryb fabularny wraz z pierwszym sezonem. Jeśli jesteście zatem fanatykami trybu Zombie, możecie spokojnie wstrzymać się z zakupem.

Nowości w gameplayu, czyli brutalny pierwszy kontakt, ale w ogólnym rozrachunku czysta rewelacja

Zapowiadane przed premierą zmiany w rozgrywce faktycznie są i zdanie, że zaskoczą nawet największych fanów serii, nie jest przesadzone. Pierwszy kontakt z Call of Duty: Vanguard wiąże się z dość mocnym szokiem - wszystko wydaje się niesamowicie ociężałe i muszę przyznać, że sprawiało to najpierw wrażenie dość nieudanej mieszanki CoDa z Battlefieldem. Po czasie jednak okazało się to strzałem w dziesiątkę i czymś, czego ta seria zdecydowanie potrzebowała. Większa ociężałość, elementy ulegające zniszczeniom na sporych mapach, możliwość rozwalenia ścian przy pomocy pukawek i opcja lekkiego uchylenia drzwi w celu zobaczenia co nas za nimi czeka robią z Call of Duty: Vanguard dużo lepszą i pełniejszą grę. Ja jestem oczarowany.

DualSense w Call of Duty: Vanguard. Kontroler od PlayStation 5 nie przestaje zadziwiać

Call of Duty: Vanguard miałem przyjemność ogrywać na najnowszej konsoli Sony i nie mogę w recenzji nie wspomnieć o tym, jak dobrze wypada tutaj DualSense. Wykorzystanie haptycznych wibracji oraz adaptacyjnych triggerów robi tutaj niesamowitą robotę i całkowicie zmienia wrażenia płynące z rozgrywki. Pad inaczej zachowuje się przy różnych rodzajach broni, a przez wibracje odczuwamy każdy wybuch granatu czy wystrzał z działa czołgu, upadek bądź konfrontację z wrogiem. Brzmi to absurdalnie, lecz w tym przypadku DualSense naprawdę po części przenosi nas na pole bitwy i pozwala na większe wczucie się w sytuację. Chapeau bas.

Call of Duty: Vanguard - podsumowanie

Call of Duty: Vanguard to jedna z najlepszych odsłon serii od lat. Studio Sledgehammer Games odwaliło kawał dobrej roboty w warstwie rozgrywki. Dodając do tego naprawdę dobrą kampanię fabularną z solidnie napisanymi bohaterami, prześwietny tryb multiplayer i posiadający ogromny potencjał tryb Zombie, dostajemy naprawdę fenomenalny produkt, który powinien znaleźć się w bibliotece każdego fana FPS-ów. Vanguard to CoD kompletny, który nie zawodzi na żadnym gruncie (no, może poza Zombie w tej chwili), wliczając w to polską lokalizację, która stoi na wysokim poziomie. Jeśli jesteście wygłodniali dobrego shootera, nie znajdziecie w tej chwili niczego lepszego.

 

Call of Duty: Vanguard - plusy i minusy
plusy
  • Nowości w gameplayu
  • Wykorzystanie funkcji DualSense’a
  • Polska lokalizacja
  • Dobrze znane tryby multiplayer nadal bawią - podobnie jak dwa nowe
  • Ilość i jakość map
  • Dobrze napisani bohaterowie
  • Solidna kampania fabularna
minusy
  • ...jedynie jej koniec zawodzi
  • Brak trybu fabularnego w Zombie na premierę

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu