Destiny: Rising przenosi znany świat Destiny na urządzenia mobilne i robi to znakomicie. Zobaczcie, dlaczego warto dać grze szansę.

Pod koniec ubiegłego tygodnia zadebiutowała gra Destiny: Rising, czyli spin-off MMO shootera od Bungie, przeznaczony na urządzenia mobilne. Tak, wiem – fakt, że to gra na smartfona, zabija zazwyczaj cały entuzjazm, ale tym razem ta reguła się nie sprawdza. Studiu NetEase udało się świetnie odwzorować wrażenia z większych platform i dostosować dynamiczną rozgrywkę do urządzeń mobilnych. Zaryzykuję stwierdzenie, że w tym roku na smartfonie w nic lepszego nie zagracie.
Destiny: Rising – co to w ogóle jest i jak ma się do serii Destiny?
Zacznijmy od teorii. Destiny: Rising to mobilna gra typu free-to-play (z opcjonalnymi mikropłatnościami) osadzona w uniwersum Destiny, opracowana przez NetEase Games przy współpracy z Bungie. Uniwersum niby to samo, ale linia czasowa już zupełnie inna – akcja gry toczy się kilkadziesiąt lat przed wydarzeniami z głównych gier serii. Gracze wcielają się w postać Wolfa – wojownika zwanego Lightbearerem, obdarzonego Światłem, którego możemy stworzyć w bardzo prostym kreatorze. Naszą misją jest chronić miasto Haven i odkrywać tajemnice związane z artefaktami Światła, mogącymi odwrócić losy świata, zagrożonego inwazją obcych ras.
Pod względem fabularnym jest więc nieco sztampowo, ale jeśli wkręciliście się w opowieść z Destiny 1 i 2, to znajdziecie tu wiele odwołań do wydarzeń z odsłon na większe platformy, a także znane postacie. Destiny: Rising pisze jednak swoją odrębną historię, stanowiącą – nie oszukujmy się – tło dla siekania przeciwników na wiele różnych sposobów. Destiny: Rising czerpie bowiem garściami z dwóch pierwszych części, szczycąc się przynależnością do gatunku looter-shooter i wplatając w to drobne elementy RPG.
Nie ma tu jednak mowy o tak swobodnej eksploracji jak w pełnoprawnych odsłonach, bo to wszakże produkcja mobilna, więc lokalizacje są bardziej ograniczone i skondensowane. Nie oznacza to jednak, że nie będzie czego zwiedzać. Poza głównym miastem Haven – stanowiącym centrum interakcji społecznych i startowych misji – odwiedzimy kilka różnicowych pod względem klimatu lokacji, podzielonych na sektory PvE i PvP.
Głównym filarem rozgrywki w Destiny: Rising jest walka i trzeba przyznać, że to twórcom wyszło naprawdę nieźle.
Gnatem i mieczem
Grę rozpoczynamy jako Wolf – Lightbearer posługujący się dopakowaną Światłem bronią białą, automatycznym karabinkiem i granatnikiem. Destiny: Rising to jednak gra, która pozwala bohaterów zmieniać, a do dyspozycji mamy ich aż 12. Odblokowywani są na dwa sposoby – albo poprzez postęp w grze, albo poprzez system ruletek/skrzynek, czyli klasyczny gambling. Łączy je dostęp oręża do walki w zwarciu, ale różnią umiejętności i przeznaczenie. Mamy więc takich herosów, którzy pasują bardziej do gry defensywnej dzięki tarczom, lub takich, którzy lawirują między wrogami w widowiskowym tańcu mieczy.
Podstawowym wyposażeniem są jednak różne warianty broni strzeleckiej, zdobywane wraz z postępem fabularnym, kupowane w sklepach lub wypadające z rajdów (do nich za moment wrócimy). Sam feeling strzelania – jak na mobilkę – jest przyjemny i satysfakcjonujący, bo gra wymusza zastosowanie odpowiedniego rodzaju amunicji do walki z określonymi rodzajami wrogów, więc nie zawsze jest to tylko bezmyślne klikanie ognia. Domyślnie startujemy z perspektywy trzeciej osoby, ale jednym przyciskiem można przełączyć się na widok FPP.
Każdy z wspomnianych bohaterów ma też dostęp do umiejętności specjalnych, przydatnych szczególnie w trakcie walki z bossami. Ich odpowiedni dobór ważny jest w trakcie komponowania drużyny do rajdów, czyli misji realizowanych z innymi graczami online, poza głównym wątkiem fabularnym. To jeden z lepszych sposobów na szybkie powiększenie arsenału, bo nagrody za ukończony rajd są zazwyczaj z wyższej półki.
Wydajność i grafika
Pod względem wizualnym nie ma się w zasadzie do czego przyczepić. Gra oferuje kilka różnych ustawień graficznych oraz możliwość samodzielnego ustawienia oczekiwanych klatek na sekundę. Testowałem Destiny: Rising na iPhonie 15 Pro i na maksymalnych opcjach gra śmiga aż miło – nie dość, że tekstury są wysokiej jakości, to jeszcze próżno szukać przycięć czy spadków płynności.
Są jednak tego konsekwencje. Odpalone na maksa Destiny: Rising rozgrzewa smartfona do czerwoności – pół godziny grania równa się temperaturze tak wysokiej, że można zacząć odczuwać dyskomfort. To przekłada się również na baterię. Przytoczone pół godziny zjada w przypadku tego modelu ponad 30% zasobów. Nie zmienia to faktu, że Destiny: Rising pod względem kultury pracy spisuje się bardzo dobrze. Tak powinno się optymalizować gry pod urządzenia mobilne.
Czy trzeba wydawać kasę?
Po kilku godzinach gry mogę śmiało stwierdzić, że ani przez chwilkę nie odczułem takiej potrzeby. Trudno powiedzieć, co będzie na dalszych etapach, ale szczerze wątpię, że gra będzie do tego zmuszać.
Jasne, istnieje szereg opcji do kupienia, takich jak karnety z zawartością kosmetyczną, waluta konieczna do losowania skrzynek z nagrodami czy dodatkowi bohaterowie do naszej drużyny, ale system nie wydaje się nachalny. Zapewne znajdą się i tacy, co chętnie rzucą groszem, by przyspieszyć progresję, no ale cóż – taka natura gier mobilnych wydawanych w systemie free-to-play.
Podsumowanie
Destiny: Rising to zdecydowanie jedna z tych gier, które nieoczekiwanie wciągnęły mnie bardziej, niż się spodziewałem. Miła dla oka oprawa, dynamiczna, satysfakcjonująca walka i przyjemne sterowanie na ekranie dotykowym, uzupełnione możliwością podłączenia pada. Destiny: Rising ma w zasadzie wszystko, czego można oczekiwać po mobilnym looter-shooterze, a nawet ciut więcej, bo dla bardziej wkręconych w rozgrywkę są też poboczne aktywności, takie jak wewnętrzna gra karciana, stanowiąca popularną rozrywkę postaci niezależnych.
Czy są jakieś wady? Jasne, że tak. Gracze narzekają na średnio interesującą fabułę i krytykują głosy postaci, wygenerowane przez AI, ale subiektywnie te kwestie nie stanowiły dla mnie większego problemu. Bardziej dotkliwe było mocne nagrzewanie się smartfona, szybki drenaż baterii i potrzeba dużej ilości wolnego miejsca na dysku – sama aplikacja waży około 4 GB, po uruchomieniu pobiera jeszcze ponad 6 GB, a nowe lokacje wymagają kolejnych kilkuset MB. Urządzenia z niewielkim dyskiem mogą więc być uciążliwe.
Pomimo tych mankamentów pokuszę się jednak o stwierdzenie, że to jedna z najbardziej dopracowanych mobilek, jakie możecie obecnie znaleźć na rynku.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu