Seriale

Baki wrócił na Netflix. Tytuł najbardziej absurdalnego anime w serwisie obroniony!

Paweł Winiarski
Baki wrócił na Netflix. Tytuł najbardziej absurdalnego anime w serwisie obroniony!
6

No dobrze, wciąż zastanawiam się czy jeśli chodzi o japońską animację na Netflix bardziej absurdalny nie jest jednak One Punch Man. Tak czy inaczej, Baki kontynuuje rozbijanie głów i łamanie kości na streamingowej platformie i robi to przynajmniej tak samo dobrze, jak wcześniej.

Dzielenie sezonu na dwie części to straszna głupota

Czasami zastanawiam się czy niektóre decyzje osób odpowiedzialnych za serwis Netflix nie są podejmowane czasem samodzielnie, bez konsultacji z kimś z góry. Albo tymi konsultacjami zajmuje się osoba z dziwnymi pomysłami. Trudno inaczej nazwać podzielenie trwającego 26 odcinków sezonu na 2 części i wrzucenie drugiej kilka miesięcy później. Szczególnie, że a) poszczególne epizody są krótkie b) część pierwsza urywa się na dobrą sprawę w połowie wątku.

Tak jak nie przepadam za oglądaniem nowych odcinków co tydzień (zapominam o nich, wyjątkiem był Star Trek Discovery), tak pomysł jest moim zdaniem totalnie chybiony. Kilka miesięcy przerwy od wątku głównego i bohaterów nawet w tak absurdalnie głupim anime psuje przyjemność oglądania - i jeśli jeszcze Bakiego nie widzieliście, to lepiej dla Was, obejrzycie wszystkie 26 odcinków jeden po drugim.

Lepiej, czy gorzej niż w pierwszej połowie?

Niestety tym razem nie mam jednoznacznej odpowiedzi, tak jak i moi znajomi prezentują zupełnie inne podejście do swojej oceny. Jedni twierdzą, że pierwsza część pierwszego sezonu była ciekawsza, a druga to popłuczyny - inni natomiast twierdzą, że jest odwrotnie. Mi natomiast przyjemniej oglądało się drugą połowę, ale głównie dlatego że już wiedziałem jakich absurdów się spodziewać. Nie ukrywam, że przy pierwszym kontakcie z anime byłem trochę zaskoczony - było to bowiem tak naprawdę pierwsze spotkanie z postacią.

W drugiej części pierwszego sezonu zdecydowanie więcej wątków kręci się wokół samego Bakiego, który dopiero teraz urasta do miana tytułowego bohatera. Oczywiście wciąż jest to opowieść o mistrzach sztuk walki, którzy mają tak absurdalne umiejętności i ciosy jak to tylko możliwe w anime, które nie zahacza o kosmitów czy superbohaterów. Jakieś dziwne wszczepy, rurki w ciele, twórcy zdecydowanie nie mogą narzekać na brak wyobraźni.

Tak, jak wspomniałem - wreszcie poznajemy też samego Bakiego, który przez 13 pierwszych odcinków wydawał się być jedynie tłem i jednym z wielu pokazanych wojowników. To jednak wciąż nie jest anime skupiające się jedynie na nim, tym bardziej dziwi taki a nie inny tytuł i chociażby oddanie nastoletniemu fighterowi całego openingu. Bardzo podobał mi się absurdalnie głupi wręcz wątek wejścia Bakiego na kolejny poziom wojownika, możliwe że tak jak ja będziecie zrywać boki ze śmiechu.

Anime jest niestety niekonsekwentne w kwestii opowiadania historii. Na samym początku pierwszej netfliksowej części dowiedzieliśmy się bowiem, że podziemna organizacja przygotowująca turnieje stawia swoich fighterów przeciwko niezwykle silnym i utalentowanym w walce skazańcom, którzy szukają smaku porażki. Odcinki opatrzone na Netflix klamrą “część druga” praktycznie całkowicie ignorują ten wątek. Niby poznajemy opowieści dotyczące pozostałych antybohaterów, natomiast nie mają one już w ogóle związku z wcześniejszą opowieścią. Generalnie anime Baki mocno gubi wątki i zdarzały się sytuacje kiedy nie byłem pewien czy oglądam tę historię w dobrej kolejności, czy może jednak niechcący wcisnąłem na pilocie od telewizora zły przycisk.

Nie zauważyłem natomiast różnicy jeśli chodzi o samą animację, choć odczucia z oglądania mogą być dla wielu osób lepsze ze względu na ciekawsze, bardziej dynamiczne walki. Bo anime Baki najlepiej wygląda właśnie podczas samych starć, których znów mogłoby być choć trochę więcej. Wypadają zdecydowanie lepiej od scen gadanych, gdzie bohaterowie ponownie plotą kosmiczne wręcz bzdury.

Zobacz też: Najlepsze anime na Netflix!

Baki nie jest najlepszym anime na Netflix i nie wrzuciłbym go nawet do pierwszej piątki japońskich animacji dostępnych w tym serwisie. Ma jednak swój specyficzny styl, kusi absurdalną opowieścią, moim zdaniem fajną kreską, dość dużym poziomem brutalności. I najważniejsze - ogląda się go lekko i przyjemnie. Podoba mi się również to, że końcówka intryguje i zachęca do obejrzenia kolejnego sezonu. Będzie się działo.

Moim zdaniem warto zapoznać się z tą produkcją.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu