Nazwę Czarnobyl słyszał chyba każdy. Miasto na Ukrainie, gdzie doszło do katastrofy w elektrowni atomowej, to miejsce akcji najnowszej mini-serii HBO, która debiutuje na początku maja. Przedpremierowo widziałem pierwsze 3 odcinki i aż mnie skręca w oczekiwaniu na kolejne epizody. Dawno nie widziałem czegoś tak dobrego!
Zły, poirytowany, ale i zahipnotyzowany. Tak ogląda się Czarnobyl - recenzja przedpremierowa
Słowne zapowiedzi mini-serii HBO i telewizji Sky mnie kompletnie nie przekonywały. Szczerze obawiałem się, że produkcję będą trapić różne problemy - od tych budżetowych, po kadrowe i realizacyjne. Przedstawienie tak poważnej katastrofy wymaga przygotowania naprawdę dobrego scenariusza przez osobę zaznajomioną z tematem, która wiarygodnie opisze wszystkie te zdarzenia oraz stworzy postaci z krwi i kości. Pokazanie miejsca katastrofy - okolic oraz samej elektrowni, także od wewnątrz, wymaga ogromnego zaangażowania ekipy od scenografii.
Ponownie sięgnę po słowo wiarygodne, bo w przypadku posiadania choćby cienia wątpliwości co do prawdziwości otoczenia, które widzimy na ekranie, cały efekt zostanie momentalnie popsuty. Wcielenie się w osoby, które zdołały lub nie miały szansy przeżyć tego dramatu, również jest niesamowicie wielkim wyzwaniem. To prowadzi nas do aspektu finansowego - inwestycja stacji musiała być odpowiednia, by stworzyć - wybaczcie za użycie tego słowa - spektakl, który zdoła dotrzeć do widza, poruszyć go, sprawić by zaniemówił i był wręcz przyssany do ekranu.
Dokładnie to udało się osiągnąć HBO i Sky.
Czarnobyl - mini-seria HBO i Sky wzbudza ogrom emocji
Premierowy odcinek otwiera scena przedstawiająca mężczyznę przygotowującego nagranie audio na taśmie, które zawierać ma całą zebraną przez niego wiedzę na temat katastrofy. Już tutaj gołym okiem zauważalne jest gigantyczne przywiązanie do szczegółów - pomieszczenia przedmioty i ubrania tworzą niepowtarzalny klimat tamtych lat. Dzięki czemu wystarczy nam kilkadziesiąt sekund, by przenieść się do 1986 roku w chwilę przed katastrofą. Kolejne kilkadziesiąt minut upływa nam nam byciu świadkiem jednego z najbardziej pamiętnych wydarzeń w historii ludzkości.
Ci, którzy znają przebieg zdarzeń nieco dokładniej, z pewnością będą zaskoczeni, jak świetnie udało się to przenieść na ekran. Pozostali będą wręcz zachwyceni kreacjami bohaterów, którzy mają czasem nawet niewiele czasu na zwrócenie na siebie uwagi, ale są w stanie wzbudzić w nas pewne emocje. Napiszę to wprost: współczujemy prawie każdemu z nich, bo ci ludzie przechodzili przez piekło nie mając zazwyczaj nawet minimalnej wiedzy na temat tego, z czym mają do czynienia. System wymagał od nich kompletnego posłuszeństwa, musieli godzić się na wszystko.
Ten dramat rozgrywa się na planach zdjęciowych, które łączą oczywiście efekty praktyczne z komputerowymi, ale tych drugich wcale nie jest aż tak wiele. Większość lokalizacji powstawała specjalnie na cele serialu, o czym można przekonać się oglądając krótkie wideo zza kulis. Przeróżne miejsca z zawaliska rzeczywiście zbudowano na potrzeby scen, które widzimy na ekranie i robi to ogromne wrażenie. Podobnie jak szczegółowość wnętrza elektrowni - czy to zwykłych korytarzy, czy centrum kontrolnego. Można odnieść wrażenie, że zdjęcia odbywały się w prawdziwych, odrestaurowanych ruinach budynku. Coś niesamowitego. W przypadku efektów specjalnych też nie mam się do czego przyczepić - nie są przesadzone, uzupełniają pełny obraz o tak potrzebną wizualizację katastrofy, która wzbudza w widzu złość, poirytowanie i współczucie.
Wskazanie wad serialu Czarnobyl nie jest łatwe
Nie mogę też narzekać na obsadę, w której znaleźli się Jared Harris jako Valery Legasov, Stellan Skarsgård jako Borys Shcherbina, Emily Watson jako Ulyana Khomyuk i Paul Ritter jako Anatoly Dyatlov. Ale nie tylko odgrywający pierwszorzędne role postacie odpowiadają za tak świetny odbiór serialu Czarnobyl, o czym pisałem wyżej, a ci wymienieni również zdecydowanie stają na wysokości zadania.
Zły, poirytowany i zahipnotyzowany. Tak ogląda się Czarnobyl
Nie sądzę, bym musiał kogokolwiek dłużej przekonywać do tego, jak udaną produkcją jest "Czarnobyl". Po seansie trzech odcinków nie jestem w stanie wskazać żadnych rażących wad Tematyka, którą poruszono jest dla mnie bardzo interesująca, co oczywiście potęguje efekt, ale nawet ci mniej zaintrygowani katastrofą, jej przyczynami i przebiegiem, będą z zainteresowaniem śledzić wydarzenia. Jestem o tym przekonany, ponieważ wykreowana przez scenarzystę i producenta Craiga Mazina oraz reżysera Johana Rencka atmosfera po prostu zasysa i ani nam w głowie rezygnować z seansu kolejnego odcinka.
Około trzech godzin przesiedziałem przed ekranem jak w transie. Zły i poirytowany tym, że rzeczywistość (czyli reakcja decydentów na katastrofę) wyglądała, jak wyglądała.
Premiera mini-serii Czarnobyl w HBO Go już 7 maja.
26 kwietnia 1986 roku w elektrowni jądrowej w Czarnobylu na Ukrainie, na terenie ówczesnego ZSRR, doszło do ogromnej eksplozji. Uwolniona podczas wybuchu chmura radioaktywna spowodowała skażenie promieniotwórcze na terenie Białorusi, Rosji, Ukrainy i rozprzestrzeniła się po całej Europie, w tym w Polsce, Skandynawii, Europie Środkowej i Zachodniej.
Jared Harris wciela się w Walerija Legasowa, wiodącego radzieckiego fizyka jądrowego, który był członkiem komisji badającej przyczyny awarii i jako pierwszy zrozumiał skalę katastrofy. Stellan Skarsgård gra zastępcę przewodniczącego Rady Ministrów ZSRR Borysa Szczerbinę, który z kremlowskiego nadania przewodniczył pracom rządowej komisji ds. Czarnobyla w pierwszych godzinach po awarii. Emily Watson zobaczymy w roli Ulany Khomyuk, radzieckiej fizyczki jądrowej, która chce poznać prawdziwe przyczyny wybuchu reaktora.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu