Smartfony chińskich marek szturmem podbiły rynek. Obok niskich cen wprowadziły na niego jednak szereg negatywnych praktyk, z którymi konsumenci muszą zmagać się po dziś dzień.
Dziś na rynku istnieje wyraźny podział, na smartfony, które zostały stworzone przez chińskie marki i te, które stworzyła "reszta". Ilościowo bowiem chińczycy po prostu zdominowali rynek - Oppo, Xiaomi, Huwai, Redmi, realme, Oneplus, Poco, Honor, Vivo, TCL, Lenovo, Motorola, Alcatel, Doogee, Blackwater - nazwy chińskich marek mógłbym wymieniać w nieskończoność, a i tak pewnie pominąłbym drugie tyle firm i brandów "no-name". Dziś większość sprzedawanych smartfonów jest właśnie obrandowana logo marki z Chin, jednak nie znaczy to, że Chińczycy znaleźli sposób na smartfon idealny. Wręcz przeciwnie - od lat istnieje wiele rzeczy, które w tych urządzeniach mnie zwyczajnie irytuje. Oczywiście - nie dotyczy to zawsze wszystkich modeli, ale w znakomitej większości przypadków rzeczy, o których mówię poniżej, są do odnalezienia.
Co mnie irytuje w chińskich smartfonach?
10 tys. modeli w serii
Dziś dokładne śledzenie światowego i krajowego rynku smartfonów nie tyle jest trudne, co zwyczajnie nie ma większego sensu. Wszystko dlatego, że większość producentów w segmencie niskim i średnim stosuje taktykę "im więcej, tym lepiej". Dlatego właśnie nie możemy mieć tu jednego smartfona, ale najczęściej pojawia się ich 3, 4, 5 lub więcej, a różnice między nimi często potrafią być znikome. Dodatkowo, nie pomagają w tym oznaczenia, które nie mówią nic o tym, czego możemy się po tym modelu spodziewać. "pro", "plus", "i", "l", "f" - wszystkie te dodatki tylko mieszają w głowie konsumentów.
Wprowadzanie konsumenta w błąd
To chyba grzech, który jest dla mnie najbardziej niewybaczalny ze wszystkich na tej liście. O ile bowiem zalew praktycznie identycznych smartfonów można jakoś przeżyć, o tyle udawanie, że ma się więcej urządzeń niż w rzeczywistości i tym samym - dawanie klientowi fałszywego poczucia wyboru jest już dla mnie czymś, co ciężko znieść. Specjalizuje się w tym Xiaomi, o czym pisałem już wielokrotnie. Firma z jednej strony promuje pozorną niezależność subbrandów POCO i Redmi, aby potem brać istniejące już telefony i prezentować je jako nowości w subbrandach. W taki sposób zdobywa się większą uwagę konsumentów i większy szum medialny, nie ponosząc jednocześnie prawie żadnego kosztu. Ja się pytam: jaka jest z tego korzyść dla kupujących?
Bezrefleksyjne i bezwstydne kopiowanie
Pojęcie intelektualnego prawa autorskiego w świecie smartfonów zdaje się nie istnieć. Jeżeli Apple czy Samsung (ale głównie Apple) wprowadzą jakiekolwiek nowości, możemy być pewni, że albo smartfony chińskich producentów za chwilę będą wyglądały tak samo, albo też - że wprowadzą na rynek identycznie wyglądający produkt. Często nie mają przy tym krztyny jakiegokolwiek wstydu, mówiąc o "przełomowym" designie, podczas gdy wyraźnie w ich studiach projektowych klawiatury wyposażone są wyłącznie w klawisze "ctrl", "C" i "V". Oczywiście, brak własnych pomysłów na wygląd nie wpływa na działanie smartfona, ale kopiowanie takich rzeczy jak brak gniazda minijack czy notch - już tak.
Więcej premier niż upgrade'ów w smartfonie
Pamiętacie te czasy, kiedy premiery smartfonów były co rok? No cóż... niedługo będziemy z rozrzewnieniem wspominać moment, kiedy były co pół. Dziś bowiem kwartał bez pokazania nowego telefonu to kwartał stracony. Niestety, tutaj też pożytku dla konsumentów mniej niż godności u polityka. Ten sam smartfon z tym samym procesorem, ekranem i aparatem pakowany jest po prostu w inne wdzianko i cyk, mamy kolejną generację, pomimo, że progres jest w naprawdę niewielu aspektach, a często - seria zalicza nawet regres.
Brak aktualizacji i wsparcia
Ten podpunkt jest oczywistym efektem sumy poprzednich. Jeżeli zalewamy rynek tanimi smarfonami i wprowadzamy nowe, jasnym jest, że nie bardziej opłaca nam się, by klient kupił kolejny telefon, a nie długo używał poprzedniego. Stąd też krótki czas wsparcia aktualizacjami bezpieczeństwa i aktualizacjami Androida, często nie sięgający nawet jednej inkarnacji systemu wprzód. W przypadku jakiegoś błędu na poziomie software'owym telefony te są więc pozostawione same sobie.
Bloatware i reklamy
Jak najbardziej jestem świadomy schematu pt. "obniżamy cenę produktu i zarabiamy na reklamach na nim/umowach na preinstalowane oprogramowanie", ale nie ma i nie będzie mojej zgody na to, by w produkcie za który zapłaciłem ktoś wyświetlał jakiekolwiek reklamy. Mam wtedy poczucie, że smartfon nie jest moją własnością, a narzędziem producenta, by jeszcze dodatkowo na mnie zarobić. Podobnie jest z bloatware. W dużej części smartfonów aplikacji np. Facebooka nie da się ani odinstalować, ani nawet wyłączyć. Warto spojrzeć, które procesy działające w tle można poddać optymalizacji baterii - Facebook Services będzie tam mógł być tylko włączony, pomimo tego, że aplikacji nie będzie na telefonie. Oczywiście, Facebook obiecuje, że wtedy nie zbiera naszych danych.... taaaaaak....
Brak przejrzystej polityki prywatności
Ostatni podpunkt na liście również jest bardzo kontrowersyjny. Pomimo tego, że nikt nikogo "oficjalnie" za rękę nie złapał, to jest bardzo dużo dowodów, że chińscy producenci gromadzą o użytkownikach więcej informacji niż o tym mówią i niż by sobie użytkownicy życzyli. Nie da się tego nazwać inaczej niż szpiegowaniem, a sprawę zaognia fakt, że Chiny są krajem który nie szanuje takich aspektów jak prawa człowieka czy traktaty międzynarodowe, stosując politykę siły i inwigilację własnych obywateli. Nie ma więc co liczyć, że nasze dane w tamtym kraju są jakkolwiek bezpieczne.
I tak - wiem, że część z tych cech znajdziemy dziś także w smartfonach spoza Chin. Tak bowiem jak Apple pokazało, że można zaprezentować smartfon za 5 tys. zł, a ludzie i tak go kupią, tak chińskie marki pokazały, że jednocześnie można zastosować sporo złych, ale przynoszących dochód praktyk, które również "przejdą". Niestety - nie zanosi się na to, by w żadnym z powyższych podpunktów nastąpiła poprawa, a raczej - można oczekiwać, że w większości z nich z czasem sytuacja będzie się jeszcze pogarszać. Jednak tak długo jak niska cena będzie głównym wyznacznikiem jakości, tak długo takie praktyki będą dozwolone, a konkurencja z chin będzie nie do wytrzymania dla innych producentów. Z obiegu wypadło już LG, Motorola została sprzedana Lenovo, Sony trzyma się na włosku, a Nokia zjeżdża po równi pochyłej.
A chińskich marek przybywa.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu