Felietony

Wysysające energię smartfony, ładujące namioty… Jak producenci radzą sobie zasilaniem?

Tomasz Popielarczyk
Wysysające energię smartfony, ładujące namioty…  Jak producenci radzą sobie zasilaniem?
9

Akumulatory w naszych smartfonach i tabletach to dziś główny powód zmartwień ogromnej liczby użytkowników. Dla wielu z nas podłączanie każdego wieczoru urządzenia do ładowarki jest już standardem. Są jednak i tacy, którzy z rozrzewnieniem wspominają czasy, kiedy telefon ładowało się raz w tygodniu....

Akumulatory w naszych smartfonach i tabletach to dziś główny powód zmartwień ogromnej liczby użytkowników. Dla wielu z nas podłączanie każdego wieczoru urządzenia do ładowarki jest już standardem. Są jednak i tacy, którzy z rozrzewnieniem wspominają czasy, kiedy telefon ładowało się raz w tygodniu. Jak z tym problemem radzą sobie producenci sprzętu? Nad wyraz kreatywnie.

Pomysły są różne. Jedni inwestują w lepsze baterie, inni bazują na energooszczędnych podzespołach, a jeszcze inni opracowują niekonwencjonalne ładowarki, z których możemy korzystać również bez gniazdka pod ręką. Która z tych strategii jest najskuteczniejsza? Na dziś trudno stwierdzić, bo żadna tak naprawdę się nie upowszechniła. Możemy się zatem im tylko przyglądać i spekulować, na ile są marketingowym bełkotek, a na ile stanowią realną szansę  na wydłużenie czasu pracy naszych gadżetów.

Problem czasu pracy działania urządzeń mobilnych, który nie wydłuża się współmiernie dla współczynnika wydajności zauważają już producenci podzespołów, w tym kluczowych dla działania smartfonów i tabletów procesorów. Nowe serie Snapdragonów z trzycyfrowym nazewnictwem oferują zwiększoną niż dotychczas wydajność przy zachowaniu zbliżonego poboru energii. Rewolucję w tym aspekcie próbuje, wprowadzić Intel. Przykładowo natężnie prądu w modelu Z2580 wynosi  0,85 A, kiedy Exynos 5 Octa ma 1,38 A, a Snapdragon 600 1,79  A. Różnica jest zatem bardzo duża i powinna motywować producentów do kładzenia większego nacisku na ten aspekt działania.

Swoją drogą, bardzo oryginalnie wygląda promocja energooszczędności procesorów. Qualcomm wpadł na przykład na pomysł, by pokazać, jak 12 modliszek potrafi zasilić Snapdragona. Rezultaty przedstawiono na klipie poniżej. Dla porównania dla zasilenia typowego peceta potrzebne by było „użycie” ponad 2 tys. owadów.

Ale nie tylko procesory składają się na wyposażenie smartfonów i tabletów. Równie dużo energii pobierają moduły łączności, choć tutaj aż takiego parcia na energooszczędność nie widać. Ewolucja dokonuje się jedynie w technologii Bluetooth, która z wersji na wersję potrzebuje mniej mocy. Prawdziwym krokiem naprzód ma być Bluetooth Smart, który może przez wiele miesięcy działać na pojedynczej baterii litowej (sławetnej pastylce). Dzięki temu łączność z bezprzewodowymi akcesoriami może być niemalże nieograniczona. Nie wygląda to jednak już tak kolorowo w przypadku WiFi i odbiorników GPS. Te ostatnie potrafią opróżnić akumulator w zastraszająco szybkim tempie.

Postęp dokonuje się również w technologiach napędzających same ogniwa, ale tutaj powoli wszyscy nabieramy sceptycyzmu. Średnio kilka razy w roku jakiś zespół naukowców ogłasza rewolucję, która uczyni nasze baterie kilkaset razy pojemniejszymi i zdolnymi do ładowania w kilka sekund. Jak na razie są to jednak wizje, które w praktyce nigdy nie opuściły laboratoriów, a ich ziszczenie to kwestia kilku najbliższych lat. Praktyka pokazuje, że przez ten czas rynek technologii mobilnych może się zmienić diametralnie i myślenie w skali „najbliższych kilku lat” może być porównywalne z wróżeniem z kryształowej kuli.

Choć trzeba przyznać, że wśród tych wszystkich pomysłów „na papierze” debiutują też rozwiązania znacznie bardziej realne, które od razu w momencie prezentacji są gotowe do wejścia na rynek. Mam tutaj na myśli chociażby firmę Amprius, która nie tak dawno zapowiedziała baterie litowo-jonowe o 25 proc. większej pojemności. Ma to być zasługą zastosowania nowych anod wykonanych z nanostrukturalnego materiału krzemowego. W rezultacie możliwe stało się czterokrotne zmniejszenie ich rozmiaru i uzyskaniu zwiększonej gęstości energii. Dziś wynosi ona maksymalnie ok. 400 Wh na litr. Amprius wprowadza ogniwa o gęstości 600 Wh/l, a przed końcem roku na rynku zadebiutują ich nowe wersje cechujące się nawet 700 Wh na litr. Może nie jest to rewolucja, ale na pewno duży krok naprzód.

Ładowanie w domu…

Jak długo by jednak nasze urządzenia nie działały, w końcu przyjdzie moment, kiedy konieczne będzie podłączenie ich do ładowarki. Tutaj wyobraźnia producentów również daje o sobie znać.

Do tej pory szczytem innowacyjności były ładowarki indukcyjne. Ładowanie gadżetu za ich pomogą wymagało położenia go na odpowiedniej płytce (czy też poduszce, jak to miało miejsce w przypadku Nokii). Nie musieliśmy zatem uciekać się do żadnych kabli, wtyczek i im podobnych. Osobiście uważam to za rozwiązanie nie tyle praktyczne, co po prostu efekciarskie. Podłączając smartfona do typowej ładowarki, mogę w dalszym ciągu, bez przerywania procesu ładowania z niego telefonować, grać, przeglądać strony www itd. Wszystko zależy od długości przewodu i odległości od gniazdka. W przypadku ładowarek indukcyjnych nie ma na to szans… no chyba, że położymy sobie na kolanach urządzenie ze wspomnianą płytką/poduszką.

Dlatego producenci próbują dalej. Fińska Nokia przedstawiła pomysł urządzenia, które „karmi się” zewnętrznymi falami radiowymi. Mogą one pochodzić m.in. z telewizora, radia czy innego urządzenia emitującego tego typu fale. Co prawda, nie możemy w ten sposób całkowicie naładować naszego urządzenia, bo ilość uzyskiwanej energii nie jest duża. Wystarcza ona jednak na podtrzymanie urządzenia przy życiu, a więc będąc w zasięgu fal, pasek baterii nie powinien się obniżać (choć to oczywiście zależy od tego, jakie czynności smartfon/tablet aktualnie wykonuje). Sęk w tym, że Finowie pracują nad tym rozwiązaniem już od 4 lat i do tej pory nie udało się im wprowadzić go na rynek konsumencki.

Większe nadzieje możemy pokładać w Intelu, który również myśli o wprowadzeniu podobnego rozwiązania. W czerwcu producent przystąpił do grupy o nazwie Alliance for Wireless Power (A4WP) i od tamtego czasu aktywnie pracuje nad umożliwieniem bezprzewodowego ładowania ultrabooków, oraz innych urządzeń pracujących pod kontrolą produkowanych przez niego procesorów. Co prawda żadnych faktów na ten temat jeszcze nie ujawniono, ale znając możliwości Intela, wprowadzenie tego typu technologii na rynek może nastąpić szybciej niż się nam wydaje.

…i poza nim

Ale czy konieczność podłączenia smartfona do ładowarki w domu jest dla nas aż takim problemem? Oczywiście, że nie. Znacznie częściej krótki czas pracy doskwiera nam podczas wyjazdów, kiedy pozostawieni sami sobie w głuszy delektujemy się bliskością natury, czy spędzamy długie dnie na zwiedzaniu wielkich miast i miejsc historycznych. Wówczas intensywnie wykorzystywane funkcje smartfona i tabletu szybko przyczyniają się do opróżnienia akumulatora. Jak sobie z tym radzić?

Tutaj producenci kompletnie puszczają wodze wyobraźni. Jakiś czas temu na Antywebie pisałem o mobilnym palenisku BioLite, które potrafiło wykorzystywać energię ciepła do ładowania naszych urządzeń. Dziś do tego pomysłu należałoby dopisać inne, niemniej zwariowane.

Przykładowo kilka dni temu pojawiła się informacja o namiocie Katabatic z panelami słonecznymi, które energię słoneczną przekazują do zainstalowanego wewnątrz gniazdka. Oczywiście nie zabrakło też baterii, dzięki której w pochmurne dni namiot może pełnić rolę „dużego” urządzenia typu powerbank. Cena takiego luksusu jest wysoka i wynosi 600 dolarów, ale zapalonych geeków nie stroniących od wypadów pod namiot pewnie nie wystraszy.

Nie tylko energia z ogniska i promieni słonecznych może być wykorzystywana do ładowania naszych gadżetów. Równie dobrze możemy zrobić to sami, spacerując. Wytwarzana wówczas energia kinetyczna również może zostać użyta do zasilania elektroniki. Służy do tego torba, którą wystarczy nosić na ramieniu. Możemy też wykorzystać urządzenie o nazwie nPower, które umieścimy w dowolnym miejscu (kieszeni, torbie, plecaku). Pełni ono funkcję przenośnej baterii nPower o pojemności 2000 mAh, do której ładowania wykorzystywana jest wspomniana energia kinetyczna. Inne pomysły tego typu debiutują już na Kickstarterze, a wśród nich znajdziemy m.in. ładujące buty. Pod tym względem kreatywność jest właściwie nieograniczona

Co to będzie?

Które z pomysłów się przyjmą i na stałe przenikną do naszej świadomości, a które pozostaną jedynie w sferze ciekawostek (lub gorzej – marzeń)? Dziś trudno to ocenić, choć rozsądek podpowiada, że największe szanse mają wielkie koncerny dysponujące ogromem środków na promocję i realizację swoich projektów. A te nie są aż tak zwariowane jak pomysły z Kicstartera czy innych platform crowdfundingowych.

Jedno jest pewne, wydajność i moc obliczeniowa urządzeń mobilnych będą rosły, bo to właśnie te elementy są najbardziej medialne i najlepiej się sprzedają w kampaniach marketingowych. Jaki los czeka baterie? Na razie przyszłość wygląda dość niepewnie, bo nie widać w niej wiodącej technologii, która miałaby największe szanse na realizacje. Jedni pakują do smartfonów ogniwa 5000 mAh, inni stosują możliwie najbardziej energooszczędne procesory, a jeszcze inni próbują niekonwencjonalnych metod ładowania. Cel jest ten sam, a więc teoretycznie powinno to nas napawać optymizmem. Tylko skoro tak, to czemu od dobrych 2-3 lat ładujemy smartfony codziennie?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu