Felietony

Elektronika na urlopie - pourlopowe podsumowanie gadżeciarza

Jan Rybczyński

Z wykształcenia psycholog zajmujący się ludzką str...

Właśnie wróciłem z pierwszego od lat dwutygodniowego urlopu, na którym niemal w ogóle nie sięgałem do internetu. Było to bardzo odświeżające doświadcz...

Właśnie wróciłem z pierwszego od lat dwutygodniowego urlopu, na którym niemal w ogóle nie sięgałem do internetu. Było to bardzo odświeżające doświadczenie, coś czego bardzo, ale to bardzo potrzebowałem. Teraz przyzwyczajam się do klawiatury od nowa, ale z nie małą przyjemnością. Nie obeszło się jednak bez wybrania się w podróż z plecakiem pełnym elektroniki. Nie dlatego, że była mi ona niezbędna, lecz dlatego, że miałem trochę czasu się nią pobawić, poeksperymentować. Pomyślałem, że warto zrobić podsumowanie co mi się przez okres dwóch tygodni naprawdę przydało.

1. Kindle czyli czytnik

Na pierwszym miejscu znalazł się czytnik Kindle. Jest ku temu cały szereg powodów. Jako jedyne urządzenie nie musiał być ładowany podczas trwania urlopu ani razu, co dawało poczucie przyjemnej swobody. Również jako jedyny posiadał ekran, z którego można było korzystać w pełnym słońcu, podczas gdy ekrany tabletu oraz telefonu były prawie nieczytelne. Kolejną zaletą jest możliwość zabrania wielu książek ze sobą nie dodając do bagażu ani wagi ani nie zajmując dodatkowego miejsca. Problem polegający na tym, że skończyliśmy jedną książkę i nie mamy co czytać w zasadzie nie istnieje. Ukoronowanie argumentów "za" to jego uniwersalność - każdy kto lubi czytać i ma na to chociaż trochę czasu będzie z czytnika bardzo zadowolony. To znacznie szersza kategoria niż np. fotograf amator potrzebujący osobnego niż telefon sprzętu.


Ja niestety nie miałem zbyt dużo czasu na czytanie, stąd mimo wszystko nie był to najintensywniej wykorzystywany przeze mnie gadżet. Powodem był rozbiegany, trzyletni syn, którego nie można było spuścić oka. Nie pomogło nawet, że osób do opieki nad nim było 3, a nawet 4. Mimo to od razu czuje się, że Kindle lub inny czytnik e-booków na urlop i innego rodzaju wyjazdy wpisuje się idealnie. Mi najbardziej do gustu przypadł wbudowany słownik, który bardzo ułatwia lekturę obcojęzycznych tytułów. Chyba nie ma wygodniejszego sposobu czytania w oryginale.

Pierwsze miejsce czytnika nie powinno być żadnym zaskoczeniem, podobne wrażenia opisał dwa lata temu Grzegorz Marczak w swoim artykule "Kindle wygrało na moich wakacjach". W moim wypadku tegoroczne doświadczenia to potwierdzają.

2. Aparat/kamera

To również nie jest zaskakująca pozycja, w końcu większość z nas robi zdjęcia i nagrywa filmy na urlopie. Dlatego w tym punkcie bardziej chodzi mi o konkretne urządzenia, niż o szeroką kategorię, albo przynajmniej o dwie węższe podgrupy. Pierwszą z nich są małe aparaty oferujące świetną jakość, drugą są kamery sportowe - obie pasują jak ulał do warunków urlopowych.

Jeżeli chodzi o małe aparaty oferujące dobra jakość nie mogłem trafić lepiej. Podczas urlopu miałem przyjemność testować Sony RX1 czyli pierwszy aparat kompaktowy z pełnoklatkową matrycą oraz stałoogniskowym obiektywem 35mm f/2.0. W efekcie miałem do dyspozycji aparat wielkością zbliżony do niedawno zakupionego przeze mnie kompaktu Canona G15, ale oferującego jakość zdjęć bez problemu deklasującą moją lustrzankę. Naprawdę niesamowite połączenie, bo jak zorientowałem się jakiś czas temu, to właśnie wielkość i waga lustrzanki powoduje, że coraz rzadziej robię nią zdjęcia. Remedium na robienie wszystkich fotek telefonem jest własnie dobry aparat o mniejszych od lustrzanki gabarytach. Wielkość RX1 sprawiała, że aparat miałem non stop przy sobie, a w niedużym futerale, w którym nie zmieściłaby się moją lustrzanka, nosiłem zarówno aparat jak i kamerę jednoczesnie.


Sony RX1 poświęcę cały, osobny artykuł, na który ten aparat bez wątpienia zasługuje, tak więc zainteresowanych proszę jeszcze o odrobinę cierpliwości, natomiast już dziś mogę powiedzieć, że posiadanie pełnej klatki w aparacie kompaktowym ma jak najbardziej sens i sprawdziło się w praktyce. Mając aparat który mieści się w kieszeni spodni bojówek miałem do dyspozycji jakość, która do tej pory kojarzyła mi się wyłącznie z całym plecakiem foto pełnym ciężkiego i dużego sprzętu. Niesamowite uczucie. Do tego kręcenie filmów z bajecznie małą głębią ostrości...

Kompanem dla aparatu Sony była kamera tego samego producenta, ale tym razem sprzęt prywatny - recenzowana wcześniej sportowa kamera Sony HDR-AS15. Dzięki małym wymiarom i wadze, szerokiemu kątowi widzenia oraz odporności na piach i wodę pozwala uwiecznić chwile, w których albo obawiałbym się skorzystać ze sprzętu mniej odpornego, albo zwyczajnie zamiast skupić się na filmowaniu, zastawiałbym się czy aby kamera się nie zapiaszczy czy nie zachlapie. Zastosowania wykraczają znacznie poza sporty ekstremalne. To właśnie tą kamerą nagrałem pierwsze wbiegnięcie syna do morza, to jak pływa na pontonie czy ucieka przed falami. Osobiście z tego rodzaju kamery korzystam częściej, niż korzystałbym z tradycyjnej kamery służącej do filmowania. Rewelacyjna jest także możliwość nagrywania filmików slow-mo, które pozwalają wydobyć dynamikę z takich scen, jak rozbryzg fali.


Taki zestaw spowodował, że w większości sytuacji mogłem uwiecznić chwile w optymalny dla mnie sposób. Biegając za 3 letnim dzieckiem nie miałem czasu ani sił dźwigać lustrzanki ani obiektywów, a mimo to nie czułem, że w związku z tym coś tracę.

3. Laptop... ?

Trzecie miejsce to pierwsze potencjalne zaskoczenie. Nie znalazł się na nim tablet ani inny nowoczesny gadżet, lecz znany od lat, pospolity komputer osobisty. Stało się tak pomimo tego, że do internetu podłączyłem go tylko jeden raz i nie był mi potrzebny do pracy. To właśnie laptop pozwolił mi bezproblemowo zgrywać zdjęcia i filmy z aparatu i kamery, których uzbierało się kilkadziesiąt gigabajtów. To laptop pozwolił zmontować time lapse z kilku tysięcy zdjęć, podejrzeć efekty na ekranie i telewizorze, zmniejszyć zdjęcia, połączyć filmy w całość, podłączyć bez problemy dysk zewnętrzny. W celu odczytania kart pamięci nie potrzebna były żadne dodatkowe akcesoria.


Mimo, że był to sprzęt najmniej poręczny i najmniej wpisujący się w wypoczynek na świeżym powietrzu, okazał się najbardziej praktyczny i przydatny zaraz po czytniku i aparacie, nawet w całkowitym oderwaniu od sieci. Oczywiście mogłem kupić więcej kart pamięci i zgrywać wszystko po powrocie, mogłem time lapse robić telefonem albo tabletem, zamiast aparatem, wówczas oprogramowanie do montażu nie byłoby niezbędne, ale wszystkie te wyjścia obarczone były kompromisami, których chciałem uniknąć.

To doświadczenie skłoniło mnie do patrzenia z nadzieją na przyszłe tablety z Windows, które oferują zbliżoną funkcjonalność do laptopa. Obecne modele są dla mnie wciąż zbyt wolne w porównaniu do zwykłego laptopa, często obarczone różnymi ograniczeniami np. niemożności podłączenia zewnętrznego dysku ze względu na za słabe zasilanie portu USB itp. ale po raz pierwszy zacząłem myśleć o tablecie z Windows jako o praktycznym urządzeniu mogącym na wyjazdach zastąpić laptop. Wciąż jednak jest to dla mnie wizja niedalekiej, ale jednak przyszłości, niż obecnie dostępnych urządzeń.

Czemu tablet znalazł się poza pierwszą trójką?

Będąc na wczasach niemal nie sięgałem po tablet. Sprawdził się on rewelacyjnie jako rozrywka dla dziecka w czasie jazdy samochodem i żeby zając syna, gdy akurat nie mógł biegać po dworze, ale sam sporadycznie z niego korzystałem. Prawdopodobnie główną przyczyną takiego stanu rzeczy był niemal całkowity brak zasięgu sieci komórkowych w dwóch miejscach w których się znajdowałem - na wsi i nad morzem. Ponieważ czasu ani potrzeby na oglądanie filmów czy granie praktycznie nie miałem, a korzystanie z tabletu w ostrym słońcu pozostawiało wiele do życzenia, w większości iPad oraz Nexus 7 leżały albo w futerale, albo były w rękach małego brzdąca. Nexus sprawdził się jako nawigacja (nowe mapy Google są świetne!) i na tym w zasadzie koniec. W sumie nic w tym dziwnego, skoro na co dzień tablet służy mi głównie do przeglądania newsów z internetu, a podczas wypoczynku chciałem się od tego oderwać. Mimo wszystko znamienne jest, że laptop był bardzo potrzebny, również bez internetu, a tablet nie.


Gadżety poza klasyfikacją czyli fotopułapka

Poza główną trójką miałem ze sobą szereg innych urządzeń, które z założenia są na tyle specjalizowane, że nie mają szans walczyć o uwagę z bardziej popularnymi gadżetami. Był nim np. elektroniczny wężyk spustowy do aparatu, który pozwolił ustawić wyzwalanie migawki co określony czas, dzięki czemu wykonałem pierwszy time lapse aparatem fotograficznym z prawdziwego zdarzenia. Przydał się statyw, a także monopod w ramach wysięgnika do kamery, zapewniając bardziej urozmaicone ujęcia z nietypowych kątów. Wśród ciekawostek najbardziej godnych uwagi znalazła się fotopułapka.


Fotopułapka to sprzęt stosowany najczęściej przez leśników czy myśliwych, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby skorzystał z niego dowolny inny amator przyrody. Jest to po prostu aparat, który przymocowany do drzewa wykona zdjęcie bądź nagra film, gdy wykryje ruch. Do największych zalet tego urządzenia należy zaliczyć odporność na warunki atmosferyczne oraz bardzo długie działanie na bateriach paluszkach. Moje urządzenie potrafi działać do pół roku, są modele które wytrzymują okrągły rok. Oczywiście wiele zależy od ilości wykonanych zdjęć. Dodatkowo zdjęcia i filmy mozna wykonywać również w nocy, dzięki niewidocznemu dla oka światłu podczerwonemu. Za pomocą fotopułapki udało się przyłapać dzika na kąpieli w błocie oraz dwa mniejsze warchlaki, które mu towarzyszyły. Ot, taka ciekawostka.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu