Felietony

W taki sposób swoich gadżetów jeszcze nie ładowaliście

Tomasz Popielarczyk
W taki sposób swoich gadżetów jeszcze nie ładowaliście
14

Kwestia baterii w smartfonach i tabletach jest od zawsze kontrowersyjna. Wprawdzie dostajemy coraz lepsze parametry, ładniejsze wyświetlacze ogrom funkcji multimedialnych, ale producenci nieszczególnie przejmują się tym, że ich gadżet wytrzymuje pół dnia na jednym ładowaniu. Pół biedy, jeśli użytkow...

Kwestia baterii w smartfonach i tabletach jest od zawsze kontrowersyjna. Wprawdzie dostajemy coraz lepsze parametry, ładniejsze wyświetlacze ogrom funkcji multimedialnych, ale producenci nieszczególnie przejmują się tym, że ich gadżet wytrzymuje pół dnia na jednym ładowaniu. Pół biedy, jeśli użytkownik ma pod ręką ładowarkę i dostęp do stałego prądu. A co, jeśli jest inaczej? Natknąłem się w sieci na takie oto rozwiązanie.

CampStove firmy BioLite z początku sprawia wrażenie urządzenia groteskowego. No bo kto o zdrowych zmysłach będzie rozpalał ogień, żeby naładować smartfona? O ile w wielkim mieście jest to raczej nie do pomyślenia, o tyle każde inne miejsce na otwartej przestrzeni nadaje się idealnie. Ale tutaj pojawia się zasadnicze pytanie - dlaczego mielibyśmy to robić?

BioLite to firma, która specjalizuje się w rozwiązaniach proekologicznych. Do tej pory jej flagowym produktem był HomeStove, czyli rodzaj domowego pieca, który nie tylko służy do gotowania, ale też generuje energię elektryczną. Całość odbywa się za pomocą technologii konwertującej ciepło na energię, co w rezultacie stało się ogromną szansą dla krajów biednych, gdzie elektryczność wciąż jest luksusem. Trzeba przy tym dodać, że urządzenia BioLite cechują się bardzo niską emisją dwutlenku węgla. Firma stawia sobie za cel działanie na rzecz ekologii, czego przykładem jest też opisywany CampStove.

CampStove to gadżet naprawdę niezwykły. Od strony wizualnej trudno go porównać z czymkolwiek - sprawia wrażenie futurystycznego gadżetu o bliżej nieokreślonym przeznaczeniu. W praktyce jednak obsługa jest bardzo prosta i opiera się na naszych umiejętnościach rozpalenia ognia. Zagotowanie litra wody za pomocą CampStove ma trwać 4,5 minuty, a naładowanie telefonu, tak by umożliwił rozmowę przez 60 minut (średnio i zależnie od modelu) - 20 minut. Naturalnie wszystko zależy też od intensywności wznieconego płomienia. Według specyfikacji urządzenie może generować prąd o mocy 2W i napięciu 5V.

CampStove może mieć wiele różnych zastosowań. Najbardziej oczywistym jest ładowanie gadżetów za pomocą portu USB. Ale użytek można zrobić też z samego płomienia. Przykłady pokazuje wideo promocyjne poniżej.

Gadżet kosztuje 129 dolarów - to nie wiele zważywszy na jego możliwości i zalety. Pytanie tylko, czy znajdzie się na niego popyt. Miłośnicy podróży z pewnością będą wzniebowzięci. Urządzenie może się też sprawdzić w regionach gdzie energia jest zbyt droga lub w ogóle nie ma do niej dostępu. Nasuwa się jednak tutaj pytanie - jeśli ktoś nie może sobie pozwolić na elektryczność, to czy dysponuje jakimkolwiek urządzeniem podłączanym pod USB? Jedno jest pewne - energia generowana za pomocą CampStove jest znacznie tańsza, a jej źródłem jest odnawialna biomasa, zatem swój główny cel BioLite osiągnęło.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Mobileekologia