Przed Wami dziesiąta odsłona serii W co warto grać na 3DS. Jak na sprzęt na którym, jak głosi bzdurna plotka, nie ma w co grać, a jeśli już to są wyłącznie proste mini-gry dla dzieci -- całkiem nieźle. Tym bardziej, że w dziesiątej części również próżno szukać prostych mini gierek dla najmłodszych. Zamiast nich: solidna przygodówka, tony łamigłówek oraz solidne, rozbudowane, a przy tym też bardzo klasyczne RPG. I mała niespodzianka dla wszystkich trenerów Pokemon!
Ace Attorney: Spirit of Justice
Ace Attorney to jedna z serii gier, do których mam ogromny sentyment, a przy okazji wciąż pozostaję jej ogromnym fanem. Tak, to prawda — seria zaliczała w swojej karierze gorsze odsłony i marnej jakości spin-offy, jednak spece z Capcomu wzięli się w garść i na każdym kroku udowadniają, że gorsze czasy już za nimi. A w przypadku Spirit of Justice widać to jak na dłoni.
Dla tych którzy nigdy nie mieli przyjemności spotkać się z serią wcześniej kilka słów wyjaśnień. Ace Attorney to seria gier przygodowych, w których wcielamy się w rolę utalentowanych prawników. W każdej z odsłon czeka na nas po kilka spraw, podczas których dzielnie będziemy bronić naszych klientów przed fałszywymi oskarżeniami, starając się przekonać sędziów, że racja leży po naszej stronie. Gra podzielona jest zawsze na dwie sekcje: zbieranie dowodów, rozmowy z naocznymi świadkami i przyglądaniu się miejscom zbrodni, a także potyczki w sądzie. I to właśnie te drugie są najbardziej charakterystycznym elementem dla przygód Nicka i spółki! Każdorazowo dostarczają całej masy emocji i wymagają od nas sporo kreatywności. Na szczęście, w przeciwieństwie do kultowych przygodówek z ubiegłego stulecia, tutaj w grę wchodzi znacznie więcej logiki i nie będziemy musieli używać banana na metronomie. Chociaż, nie powiem, i tu zdarzają się co bardziej pokręcone kombinacje.
Jak na tle poprzednich odsłon wypada zatem Spirit of Justice? Fantastycznie. Już poprzednia odsłona, Dual Destinies, była jasnym sygnałem, że Ace Attorney nie tylko wraca do korzeni, ale też robi to w najlepszym stylu. Najświeższa część robi to jeszcze lepiej! Napotkamy w niej zarówno starych, doskonale nam znanych, bohaterów, jak i kilka nowych postaci. Nasze spory będziemy toczyć w kilku salach, a także przyjdzie nam na własnej skórze zderzyć się z różnicami kulturowymi. Do tego dochodzą stare sztuczki i gadżety pozwalające bliżej przyjrzeć się zeznaniom świadków, ale na szczęście nie zabrakło w tym wszystkim także powiewu świeżości, który wprowadza drobne urozmaicenie do sądowych pojedynków. Nie chcąc jednak psuć wam niespodzianki, nie będę jednak wdawał się w szczegóły.
Ace Attorney: Spirit of Justice to sequel na jaki jako ogromny miłośnik serii czekałem. Dopieszczony, rozbudowany, po brzegi wypełniony humorem za który pokochaliśmy serię. A przy tym zrobiony na tyle zmyślnie, że bez problemu odnajdą się w nim ci którzy dopiero rozpoczną przygodę z serią, jak i starzy wyjadacze. Jeżeli należycie do tych pierwszych to lojalnie ostrzegam, ze ta zabawa wciąga i bądźcie gotowi, że dość szybko sięgniecie po poprzednie części — te będą idealne na nadchodzące długie, jesienne, wieczory!
Dragon Quest VII: Fragments of the Forgotten Past
Dragon Quest to marka ogromna. W Japonii równie wielka, a może nawet większa, niż uwielbiane na Zachodzie Final Fantasy. Niestety — przez wiele lat omijała nas szerokim łukiem, przez co nie bardzo była okazja, by się bliżej zapoznać. Jej siódma odsłona, a raczej — remake jej siódmej odsłony — o którym mam przyjemność dziś pisać, to pierwszy raz gdy Fragments of the Forgotten Past pojawiło się na Starym Kontynencie. Choć Amerykanie mieli szansę półtorej dekady temu zapoznać się z grą w wydaniu na pierwsze PlayStation (tu ciekawostka: największą grą, jaka pojawiła się w USA na tej konsoli), to wielu z nich też dopiero teraz nadrabia tę zaległość. Czy tym razem uda się grę skończyć większej ilości graczy? Mam pewne wątpliwości.
Bowiem Dragon Quest VII: Fragments of the Forgotten Past jest grą na swój sposób wybitną i urzekającą. Niestety, przy tym jest również na wskroś japońską, przypominającą przedstawicieli gatunku z początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, zabawą. Od zera do bohatera, motyw wielkiej podróży i kilka dobrych godzin, nim gra się tak naprawdę zacznie. A kiedy już zacznie się rozkręcać, to ma… nie, nie jeden. Ma wiele momentów, kilka intrygujących patentów. Dziesiątki postaci którym pomagamy i mamy możliwość obserwacji jak zmieniają się ich życia. Co ciekawe — to chyba jedna z niewielu starych gier, w których nasze działania mogą skutkować niekoniecznie pozytywnymi zmianami — i w tym tkwi sekret magii DQVII i tego, że trudno się od tamtejszych historii oderwać. Przynajmniej do czasu, bo niestety — po kilkudziesięciu godzinach poszukiwania skrawków, zabawa staje się nieco monotonna. I stąd moje wątpliwości, czy do końca gry w tym wydaniu dotrwa więcej graczy, niż miało to miejsce w przypadku wydania dla PSX — mimo tego, że z pewnością da się z nim rozprawić znacznie szybciej dzięki kilku usprawnieniom. Na osłodę dostajemy jednak znany i lubiany, rozbudowany system klas dla naszych bohaterów, a także klasyczny system walki, który wciąż trzyma się zaskakująco dobrze.
Ambicją twórców remake’u / portu, było zadbanie o to, by gra stała się bardziej przystępną dla graczy. Dodali zestaw usprawnień i podpowiedzi, który pozwoli nam się łatwiej w tym wszystkim odnaleźć. Od teraz szukanie kolejnych części będzie znacznie przyjemniejsze dzięki zaimplementowanym wskaźnikom i wskazówkom, które nakierują nas w odpowiednim kierunku. Dodajcie do tego mapy i oszczędność walk pośród napotykanych na naszej drodze przeciwników. Niestety, jeżeli liczycie na znaczną poprawę jakości oprawy, to będziecie srogo zawiedzeni. Co prawda na niewielkich ekranach 3DSów gra nie wygląda tragicznie, jednak współczesna konkurencja pozostawia ją daleko w tyle. Projekty bohaterów za które odpowiada nikt inny, tylko sam Akira Toriyama, jak zwykle fantastycznie się bronią — podobnie zresztą jak ścieżka dźwiękowa spod rąk samego Koichi'ego Sugiyama’y.
Dragon Quest VII: Fragments of the Forgotten Past do ideału współczesnej gry bardzo daleko. To pełna archaizmów i naiwnych zachowań zabawa, która z pewnością nie przypadnie do gustu każdemu. Jeżeli jednak należycie do grona miłośników rozbudowanych gier jRPG z paletą barwnych bohaterów i setkami rzeczy do roboty kiedykolwiek do niej nie wrócicie — będziecie w siódmym niebie!
Professor Layton and the Azran Legacy
Bezpośrednia kontynuacja Miracle Mask, a jednocześnie najświeższa traktująca o przygodach uwielbianego na całym świecie Professora Laytona i spółki. Formuła zabawy pozostaje niezmienna -- tutaj również czekać będą na nas dziesiątki najrozmaitszych łamigłówek, za rozwiązywanie których będziemy mogli poznać dalszą część historii związanej z antyczną cywilizacją. Na tropie tajemniczej organizacji Targent i jej niecnych planów, z całym zestawem niespodziewanych fabularnych twistów. Wszystko to okraszone klimatem, klasą i po brzegi wypełnione znanymi z wcześniejszych odsłon postaciami. Jeżeli nie boicie się prawdziwych wyzwań, to do dzieła -- czeka na nas ponad pięćset zagadek do rozwiązania!
...a na koniec niespodzianka!
Z okazji okrągłej, dziesiątej już, odsłony poradnika z najlepszymi grami na 3DSa którym warto dać szansę, mamy małą niespodziankę dla wszystkich miłośników serii Pokemon. Od polskiego dystrybutora produktów Nintendo, firmy Conquest Entertainment, dostaliśmy do rozdania czytelnikom zestaw kodów na Shiny Xerneasa, Shiny Yveltala oraz mighty ARCEUSa. Zasada niezmienna od lat: kto pierwszy, ten lepszy. Dajcie tylko znać w komentarzach który z nich wykorzystaliście, abyśmy mogli wykreślić je z listy!
Xerneas:
E635J844RTXUCNA3E635J84F3HHTP7XAE635J87YJGT5Q375
Yveltal:
E636JJTJW78249LAE636JJU3L7KYJ7TFE636JJWNK8PNG8CJ
Arceus:
E65ZTNYJAAQJA838E65ZTP34CXUKQS8UE65ZTP5Q2G73HKQ8
Zobacz też poprzednie części cyklu:
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu