Google po raz kolejny pokazuje, że można u niego reklamować fałszywe i niebezpieczne witryny. Tym razem jest to przykład Velobnaku.
O tym, że dla Google żadne pieniądze nie śmierdzą, przekonaliśmy się już niejednokrotnie. Już w styczniu opisywaliśmy, jak to reklamy na pierwszej stronie Google to ordynarne witryny zawierający wirusy i jak klikanie w nie może stanowić poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa naszego systemu. Czy Google wyciągnęło z tego jakieś wnioski? Oczywiście, że nie i pieniądze za reklamy wciąż stanowią priorytet dla amerykańskiej firmy.
Tak jest w przypadku reklamy Velobank, w którą nie wolno klikać
Na swoim Twitterze KNF poinformowała, że w Google pojawiła się kolejna reklama, która prowadzi na niebezpieczną stronę. Tym razem nie jest to co prawda wirus, a witryna phishingowa, której zadaniem jest wyłudzenie danych dostępowych do konta. We wpisie widać wyraźnie, że adres URL nie jest zbieżny z rzeczywistym adresem banku, a sama witryna również wygląda bardzo podejrzanie.
Oczywiście, w takich przypadkach powstaje pytanie, dlaczego taka reklama w ogóle została zatwierdzona przez Google i jak wyglądają procedury firmy w przypadku weryfikacji takich treści. Wiadomo, że na taki podstęp nie nabiorą się wszyscy, ale przestępcy liczą w tym wypadku przede wszystkim na osoby mało zaawansowane technicznie, które w sieci trzeba szczególnie chronić. Sam znam wiele osób, dla których chociażby wejście bezpośrednio na duży portal jest "zbyt trudne" i jedynym sposobem jaki znają jest wpisanie jego nazwy w Google. Nietrudno więc wyobrazić sobie, że tacy ludzie będą też wpisywać w Google nazwy banku i klikną w pierwszy link, który im się wyświetli. Oczywiście, główną winę za taki stan rzeczy ponoszą przestępcy, ale Google jest tu równie winne.
Może czas przestać zwracać gigantowi uwagę, a zacząć wdrażać kary za "współudział" w działaniach przestępczych.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu