Temat gier i aplikacji w App Store i Google Play, które są klonami popularnych tytuł ciągnie się dalej. Tym razem za sprawą twórców PUBG. Postanowili oni pozwać obie firmy za dopuszczenie do sklepów produkcji będących niemal idealnymi kopiami popularnego hitu.
Kilka dni temu pisałem o darmowej gry przeglądarkowej, której popularność wykorzystali chciwi deweloperzy. Płynąc na fali Wordle postanowili się wzbogacić. Szybko stworzyli swoje własne klony, zasypali nimi sklepy App Store (i zapewne Google Play także) i licząc na nieświadomość użytkowników czekali na zysk - głównie pochodzący z subskrypcji. Nieuczciwych praktych w obu sklepach niestety nie brakuje. A świadczy o tym m.in. sprawa wątpliwych jakościowo aplikacji, które żerują na nieobeznanych w temacie ludzi - wystarczy przypomnieć apki streamingowe czy horrendalnie drogie narzędzie za 48 zł tygodniowo.
Walka z klonami w App Store. Twórcy PUBG pozywają Apple i Google
Klonów popularnych gier stale przybywa, a to zaczyna się robić problematyczne dla twórców pierwowzorów. Wyśrubowane regulaminy i restrykcje związane z dopuszczeniem aplikacji do App Store nie zdają egzaminu. Przekonuje o tym KRAFTON. To właściciel PUBG Corporation oraz wydawca gier. PUBG to jedna z pierwszych gier Battle Royale, która przykuła uwagę graczy komputerowym i mobilnych. Firma pozywa twórców Free Fire/Free Fire Max - gier mocno inspirowanych PUBG, a wręcz kopiujących ją niemal w 100 procentach. Obrywa się także Google i Apple, które dopuściły te produkcje do swoich sklepów. Twórcy PUBG zarzucają firmie Garena wykorzystywanie tych samych mechanik i chronionych prawami autorskimi rozwiązań. Dochodzą do tego kombinacje broni, przedmiotów, elementów wyposażenia postaci, budynków, które mają być identyczne. Wątpliwości są też co do map, które do złudzenia mają przypominać te, dostępne w PUBG.
Przedstawiciele firmy podają, że podrobiona gra zarobiła setki milionów dolarów i dała zarobić także Apple oraz Google, które pobierają prowizję od każdej sprzedaży. Sensor Tower podaje, że gracze w Free Fire w zeszłym roku wydali ponad miliard dolarów notując 48-procentowy wzrost w stosunku do 2020 r. PUBG w tym samym okresie zarobiło 2,9 miliarda dolarów notując zaledwie 7-procentowy wzrost w stosunku do 2020 r. Appfigures, powołując się na własne obliczenia, podaje natomiast, że PUBG w samym 2021 r. zarobiło 639 milionów dolarów, Free Fire 414 milionów. Rosnąca popularność Free Fire uderzać więc może w PUBG i jego twórców - nie dziwi więc fakt, że firma stojąca za tak dużą produkcją nie chce pozwolić sobie na odpływ graczy i pieniędzy, które ze sobą zabiorą.
Twórcy PUBG uderzają w Apple, Gooogle i twórców gier, które są klonami popularnej strzelanki
A za co obrywa się Apple i Google? Za brak reakcji na skargi i zgłoszenia, jakie KRAFTON składał w sprawie Free Fire i Free Fire Max. Firma wzywała do usunięcia klonów ich produkcji z obu sklepów z aplikacjami. Jednak nie doczekała się żadnej reakcji i oba tytuły nadal są dostępne w App Store i Google Play. Nie zareagował też YouTube - platforma oskarżana jest o bezprawne publikowanie treści podlegających ochronie. Nie chodzi wyłącznie o fragmenty rozgrywki i materiały promocyjne obu gier. Sprawa dotyczy też filmu Biubiubiu, który jest oczywistą, filmową próbą adaptacji PUBG. Problem jednak w tym, że z produkcją nie jest powiązana firma odpowiadająca za PUBG.
Zarówno Apple ani Google nie odniosły się jeszcze do sprawy. Głos zabrali za to przedstawiciele Garena. Twórcy Free Fire i Free Fire Max uważają żądania KRAFTON za całkowicie bezpodstawne. Jak będzie w rzeczywistości? Rozstrzygnie to sąd.
Jak twórcy gier mobilnych nabierają graczy? Czarując reklamami
Jest jeszcze jedna kwestia. W mediach społecznościowych nie brakuje reklam gier, które w swoich materiałach marketingowych wykorzystują grafiki pochodzące z zupełnie innych, licencjonowanych produktów. Mój Instagram zasypywany jest ostatnio reklamami podróbek Pokemonów, Harvest Moon a nawet The Legend of Zelda: Breath of the Wild. W tym ostatnim chodzi o grę Isle of Genesis - Avalon, która z Zeldą ma niewiele wspólnego.
To nic innego jak kolejna wariacja na temat pseudo japońskich gier RPG. Gracz rzucany jest w otchłań skomplikowanych mechanik i systemów gacha, w których losuje bohaterów stających do walki z przeciwnikiem. Kolorowa grafika ukazująca świat fantasy oraz znajomych bohaterów zachęca do pobrania. Szybko okazuje się, że z reklamą ma niewiele wspólnego. Ale to wystarczy by mniej obeznani gracze dali się nabrać.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu