Może źle rozumiem ideę tabletów, ale dla mnie powinny być to urządzenia nie tylko do rozrywki, ale również pracy. Co mi po możliwości wyświetlenia naj...
Tablet bez klawiatury traci dla mnie 50 procent swoich możliwości i przydatności. Epizod pierwszy
Może źle rozumiem ideę tabletów, ale dla mnie powinny być to urządzenia nie tylko do rozrywki, ale również pracy. Co mi po możliwości wyświetlenia najnowszego numeru Newsweeka, odtworzeniu filmu z YouTube czy uruchomieniu gry, skoro napisanie dłuższego fragmentu tekstu jest równie przyjemne co stąpanie gołymi stopami po potłuczonym szkle?
Od ebooków ma Kindle'a, w gry gram na smartfonie - tam też zresztą oglądam YouTube'a i przeglądam serwisy społecznościowe. Tablet do tej pory nie był mi potrzebny. Prawdę mówiąc miałem kilka epizodów - najpierw z Nexusem 7, a potem z pewnym chińczykiem o bardziej niż przyzwoitej specyfikacji. Za każdym razem kończyło się jednak na tym, że tablet lądował w szufladzie, albo leżał gdzieś na półce i się kurzył. Nie mogłem znaleźć dla niego zwyczajnie zastosowania. A już w ogóle mijało się z celem dla mnie posiadanie 7-calowego gadżetu, który nie oferował praktycznie nic ponad to, co mam na 5,2-calowym ekranie LG G2.
Potrzeba matką wynalazku
Od pewnego czasu szukałem natomiast lekkiego i mobilnego urządzenia, które mógłbym zabierać ze sobą na konferencje. Chodzi głównie o możliwość szybkiego przygotowywania tekstów. Kilka razy rolę tę pełnił mój Dell Vostro 3450, który mimo 14-calowej matrycy nie jest ani mały, ani lekki, a już tym bardziej mobilny. Taszczenie go w plecaku przez pół świata nie było wcale przyjemne zapewniam. Dlatego szukałem.
Jako osoba uzależniona od usług Google nie chciałem zanurzać się bardziej niż muszę w objęciach Microsoftu. Nie zrozumcie mnie źle - cenię OneDrive, OneNote, Office'a i Windowsa 8.1 (uwielbiam wygląd aplikacji Modern UI), ale Google skutecznie ogranicza mi możliwość migracji nie udostępniając żadnych aplikacji ani możliwości integracji z platformami MS. To podła, ale bardzo skuteczna strategia. Z tego też powodu sprzedałem Transformer Booka T100, który wydawał się być idealną odpowiedzią na moje potrzeby. Rozglądałem się zatem za nowymi Chromebookami, przeglądałem portfolio Transformer Padów, a nawet próbowałem znaleźć jakieś praktyczne klawiatury Bluetooth, które mógłbym wozić z tabletami innych firm.
Android dotąd uchodził za system niezbyt przyjazny pracy. Owszem w Google Play mogliśmy znaleźć masę programów i usług, które pozwalały na rozrywkę, relaks, realizację swojego hobby i pasji... Z pracą było różnie, choć oczywiście programów dla profesjonalistów nie brakuje, to trudno mówić tutaj dorównaniu Windowsowi, niezależnie czy mówimy o edytorach grafiki, pakietach biurowych czy narzędziach programistycznych. Mimo to chciałem zaryzykować, a gdy pojawiła się okazja kupienia Galaxy Taba S 10.5 w cenie o 50 proc. niższej, nie zastanawiałem się zbyt długo.
Galaxy Tab S 10.5 i klawiatura
Po początkowej fascynacji przyszła chwila rozczarowania - jak na tym napisać coś dłuższego niż zapytanie do Google'a? Ok, są ludzie, którzy to robią. Znam takich, którzy tworzą w ten sposób teksty na bloga. Jak dla mnie to masochizm w czystej postaci, dlatego szybko rozejrzałem się za klawiaturami. O jednej opcji było wiadomo od samego początku - Samsung Bluetooth Keyboard Case, a więc oficjalna klawiaturka dla modelu Galaxy S 10.5. Akcesorium po kilku dniach trafiło do mnie na dwutygodniowe testy. Wrażenia?
Klawiatura jest kolorystycznie dopasowana do urządzenia (a więc w moim przypadku biała). Możemy jej używać jako nietypowego etui, wsuwając tablet ekranem do dołu i mocując całość magnetycznym zapięciem. To bardzo solidne rozwiązanie, które nie powinno się wyrobić nawet po długim czasie eksploatacji. Zastosowany magnes jest na tyle mocny, że wielokrotnie już samo umieszczenie tabletu w pobliżu sprawiało, że sam się zamykał z głośnym trzaskiem. Budziło to we mnie pewne obawy, bo w tym samym miejscu znajduje się port podczerwieni, co gdy po wielu miesiącach wskutek powtarzających się uderzeń ulegnie uszkodzeniu? Trudno mi powiedzieć, na ile to możliwe.
Rozczarował natomiast sposób, w jaki tablet umieszcza się w stacji dokujące. Tutaj Samsung wybrał najoszczędniejszą opcję, a więc szparę, w którą wkładamy tablet, wspierając go na zauważalnie wyższej tylnej części. Nie uświadczymy tutaj żadnych magnesów, co sprawia, że każdy wstrząs może skutkować rozczepieniem zestawu, albo, o zgrozo, upadkiem Galaxy Taba S.
Do wykonania gadżetu nie mogę mieć większych zastrzeżeń. Spód to identyczny materiał, jak w przypadku Galaxy Taba S 10.5 - charakteryzuje się nawet tą samą teksturą, co sprawia, że oba urządzenia świetnie do siebie pasują. Na tylnej krawędzi z charakterystyczną dla tej serii złotą ramką umieszczono port Micro USB do ładowania oraz przełącznik zasilania. Nad klawiszami we znaki rzuca się natomiast przycisk Bluetooth oraz kontrola informująca o stanie gadżetu. Pod zostawiono trochę miejsca na nadgarstki (choć w gruncie rzeczy jest to podyktowane rozmiarem samego tabletu). Wato zwrócić również uwagę na cztery gumowe wstawki przy krawędziach. Mają one zabezpieczać tablet przed zarysowaniami.
Sama klawiatura charakteryzuje się bardzo małymi przyciskami. Producentowi udało się ich tutaj upchnąć aż 80 przycisków: rząd F1 - F12 (czyli w Androidzie to guziki multimedialne), rząd z cyferkami, pełny zestaw klawiszy QWERTY, a także rząd z przyciskami funkcyjnymi i kursorami. Najważniejszym pytaniem dla mnie było jednak: czy pisanie na tym jest wygodne? Jestem osobą o dużych dłoniach i początkowo małe klawisze sprawiały mi spore trudności, ale nie one były największą zmorą klawiatury Samsunga, a przycisk zmiany języka umieszczony dokładnie tam, gdzie powinien znajdować się prawy ALT. W rezultacie naciskałem go za każdym razem, gdy chciałem wstawić polski znak diakrytyczny. Przesunięcie klawisza ALT w kierunku kursorów to jakieś nieporozumienie. Ogółem klawisze mają bardzo niski skok i są nadzwyczaj miękkie. Przesiadka ze stosunkowo twardej (ale sprężystej) klawiatury mojego Vostro 3450 była zatem małym szokiem.
Bardzo praktycznym rozwiązaniem było natomiast umieszczenie dużej liczby przycisków multimedialnych, które znacząco ułatwiały wykonywanie wielu czynności w Androidzie. Z trzech pierwszych, a więc: back, home i multitaskingu korzystałem bardzo intensywnie. Pozostałe klikałem rzadziej, ale szybko okazały się strzałem w dziesiątkę.
Klawiaturka wykorzystuje łączność Bluetooth 3.0. Wewnątrz znajdziemy baterię, której pojemności producent jednak nie ujawnił. W trakcie testów nie udało mi się jednak jej rozładować mimo usilnych prób, więc śmiało mogę napisać, że wytrzymuje dłużej niż dwa tygodnie. To wszystko idzie w parze z dość wysoką ceną. W USA za etui zapłacimy 149 dolarów. W Polsce jego cena ma wahać się w granicach 400 złotych, co, jak na akcesorium, jest trochę przerażające. Najwyraźniej Samsung wychodzi z założenia, jeżeli ktoś pozwolił sobie na tablet za 2 tys. złotych, będzie też w stanie wysupłać odpowiednią kwotę na zakup klawiatury.
To jeszcze nie to...
Klawiatura Bluetooth Samsunga dla Galaxy Taba S 10.5 to niewątpliwie gadżet ciekawy, ale czy spełnił moje oczekiwania? Niestety nie. Przeszkodą nie do obejścia okazały się małe przyciski oraz niefortunne ułożenie prawego guzika ALT. Nie przypadło mi też do gustu to, w jaki sposób oba urządzenia są ze sobą mocowane. W rezultacie już po tygodniu testów złożyłem zamówienie na inny sprzęt - etui Type-S Logitecha. Paczka zamówiona przez oficjalny sklep producenta dotarła z Eindhoven przedwczoraj i już wiem, że był to dobry wybór. Ale o tym szerzej w drugiej części artykułu w poniedziałek.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu