Felietony

Starfield – gwiazda, która zgasła zbyt szybko?

Patryk Koncewicz
Starfield – gwiazda, która zgasła zbyt szybko?
Reklama

Co słychać w kosmosie po dwóch miesiącach od premiery? Wróciłem, rozejrzałem się i mam kilka wniosków – pogadajmy o kondycji Starfield.

Nieco ponad dwa miesiące temu zarywałem nocki, spędzając długie godziny przed najnowszym hitem Bethesdy. Starfield wciągnął mnie początkowo bez reszty i zapowiadało się, że spędzę z nim długie miesiąca – tak jak niegdyś ze Skyrimem. Szybko okazało się jednak, że po ukończeniu głównego wątku fabularnego i opublikowaniu recenzji blask Starfielda zaczął przygasać. Winiłem kolejne produkcje w kolejce – wszakże znajdujemy się w jednym z najgorętszych okresów w roku pod względem premier – oraz najzwyklejszy brak czasu, ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że kosmiczny RPG Bethesdy do zaoferowania ma być może wiele, ale brakuje mu magnesu, który przyciągnąłby do ekranu na dłużej.

Reklama

Starfield – ofiara własnej ambicji

Będę szczery – czekałem na Starfielda jak dziecko na otwarcie prezentów po wigilijnej wieczerzy. Jako spory fan erpegów od Bethesdy oraz osoba, która Skyrima wzdłuż i wszerz ukończyła kilka razy, oczekiwałem bezspornego kandydata do gry roku – i fakt, gra jest świetna pod wieloma względami, ale padła chyba ofiarą własnej ambicji. Starfield jest duży, z początku przytłaczający, gęsty i fascynujący. Sęk w tym, że im dłużej w nim przesiadywałem, tym bardziej uświadamiałem sobie, że Starfield jest trochę jak… kosmos.

Piękny i pobudzający wyobraźnię z oddali, ale im mocniej zatapiamy się w bezkresną pustkę, tym wyraźniej widzimy, że życia tam niewiele. Oczywiście nie traktujcie tego porównania zbyt dosłownie – Starfield potrafi tętnić życiem, a niektóre planety, pełne egzotycznej flory i fauny czy futurystycznych miast, wręcz krzyczą, by eksplorować każdy ich cal. Niestety takich miejsc jest niewiele, a Starfield – w całej swej rozległości – po prostu wieje nudą.

Liczby mówią same za siebie – galaktyka pustoszeje

Nie ukrywam – z biegiem lat gry nużą mnie coraz szybciej. Jednak patrząc na liczby i dyskusje w sieci, dochodzę do wniosku, że to raczej nie tu znajduje się źródło problemu. Z Diablo IV pożegnałem się po dwóch miesiącach, choć wizyta w Sanktuarium też zapowiadała się początkowo na dłuższą. Tam czas leciał jednak szybciej, syndrom kolejnego oczyszczonego lochu czy jaskini robił swoje, choć zasiadałem do gry bez większej ekscytacji. W Starfield zaś ze szczerą chęcią chciałem się dobrze bawić, ale gra powoli wysysała ekscytację i przeglądając liczne wątki na Reddicie oraz branżowych forach odkryłem, że spora część graczy ma ten sam problem.

Przez dyskusje internautów przetaczają się niemalże te same historie – spędziłem kilkadziesiąt godzin, bawiłem się świetnie, doceniam klimat, po prostu chciałem, aaale…

No i właśnie w tym „ale” można zawrzeć wszelkie wątpliwości i rozczarowania, którym Starfield negatywnie zaskoczył. Eksploracja? No tak, ale z czasem staje się płytka. Podróż międzyplanetarna? Zgadza się, ale częściej podróż przez ekrany ładowania. Różnorodność broni, pancerzy, perków, mocy? Owszem, ale nie widać sensu w nazbyt nadgorliwym pochylaniem się nad lepszym ekwipunkiem. Nie chce mówić, że Bethesda spartoliła sprawę, bo byłaby to przesada – po prostu wiele z tych rzeczy, które powinny stanowić filary dobrego RPG, można było zrobić lepiej. Lepiej, bo są wykonane dobrze, ale jak pokazują statystyki, nie na tyle wystarczająco, by uchronić grę przez drastycznym odpływem graczy.

Ale zaraz chwila, o czym ty mówisz? Przecież Starfield niedawno świętował przebicie bariery 10 milionów graczy, a jeszcze miesiąc temu – według SteamDB – jednocześnie zalogowanych kosmicznych podróżników było prawie 331 tysięcy. Rekord wciąż daleki jest od peaku Fallout’a 4 (472 962 graczy), ale zupełnie wystarczający, by zdeklasować Skyrima, który przed laty mógł pochwalić się liczbą 287 411 graczy bawiących się w tym samym czasie. Całkiem nieźle, w czym więc problem? A no w tym, że upłynął kolejny miesiąc, faza ekscytacji minęła, kto miał wypróbować Starfield w Game Pass, ten już to zrobił, a galaktyka w konsekwencji zaczęła pustoszeć.

W październiku peak wyniósł 137,116 osób, a w ujęciu ostatnich 30 dni już tylko 81,962, przy czym średnia liczba graczy spadła do ok. 30 tysięcy z ponad 145 tys. we wrześniu. Z czasem doczekaliśmy się także innych interesujących statystyk, jak chociażby tego, że 1/4 graczy w ogóle nie opuściła planety z tutorialu. To zastawiające i przykre zarazem, że społeczność nie czuje się zainteresowane eksplorowaniem gry, która przecież eksplorowaniem powinna stać i to chyba ten aspekt można uznać z największą porażkę Bethesdy. Nie można przy tym powiedzieć, że twórcy zostawili Starfield na lodzie – albo na jakimś kosmicznym pustkowiu – bo gra otrzymuje przecież aktualizacje (kilka dni temu dość ważną, polepszającą wrażenia wizualne), gdzieś na horyzoncie majaczy DLC, a Bethesda wydaje się słuchać komunikatów graczy. Pytanie tylko, czy Starfielda da się jeszcze uratować?

Reklama

Starfield wykręca lepsze liczby, ale do pozycji Skyrima trudno będzie mu się zbliżyć

Gwiazdy umierają naturalnie, w swoim tempie i nic nie jesteśmy w stanie z tym zrobić. Obawiam się, że ze Starfieldem będzie tak samo. Skyrim stał się symbolem odgrzewanego kotleta – grą, która z uporem maniaka pojawiała się na kolejnych generacjach konsol pomimo długich lat od premiery i ogólnego zmęczenia materiałem. Miał jednak w sobie to coś, co uczyniło go klasykiem i jakimś cudem nawet po upływie dekady zachęca społeczność do modowania, odkrywania i po prostu… grania.

Bardzo chciałbym, żeby Starfield mimo wszystko poszedł tym samym torem, ale trudno mi w to wierzyć – a szkoda, bo szczerze trzymałem kciuki za wieloletni sukces tej produkcji. Cóż, cała nadzieja w posiadaczach Starfield i kosmicznych szaleńcach, którzy mają zapał do rozwijania tej gry oraz tworzenia coraz to zuchwalszych modyfikacji – być może one tkną w „galaktycznego Skyrima” nieco więcej życia. Bethesda ma zaś z czego wyciągać wnioski – oby w powolnie nachodzącej, nowej części The Elder Scrolls, tych potknięć udało się uniknąć.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama