Recenzje gier

Recenzja Starfield – wybitna gra, którą będziemy wspominać latami

Patryk Koncewicz
Recenzja Starfield – wybitna gra, którą będziemy wspominać latami
Reklama

Bethesda znów stanęła na wysokości zadania – Starfield to niesamowite dzieło, które przytłacza swobodą rozgrywki i wolnością eksploracji.

Z Bethesdą jest trochę jak z tym jednym nierozgarnięty kumplem, który spóźni się na spotkanie, bywa zapominalskich, a na składane przez niego obietnice trzeba brać sporą poprawkę, ale doskonale wiesz, że kiedy trzeba, to potrafi stanąć na wysokości zadania i dowieźć temat w sposób, jakiego nie potrafi nikt inny. Ostatnie produkcje developera okazały się (bez większego zaskoczenia) pełnymi niedoskonałościami przeciętniakami, ale w głębi duszy o Starfielda się nie obawiałem. I wiecie co? Miałem rację. To bowiem gra wybitna pod tak wieloma względami, że będziemy zagrywać się w nią przez dobrych kilka lat.

Reklama

Naukowiec? Przemytnik? Łowca nagród? Twój wybór

Pierwszym wrażeniami ze Starfield podzieliłem się już z Wami w ubiegłym tygodniu, ale teraz przyszedł w końcu czas na zebranie wszystkich wniosków do kupy. Spędziłem w nim wystarczająco dużo czasu, by liznąć każdy z filarów gry, które czynią ją tak niesamowitym tytułem. Dlaczego liznąć? Bo w Starfield tak wiele jest do odkrycia, że na wyciśnięcie z niej wszystkich soków potrzeba miesięcy, a sama gra stawia na tak dużą dowolność i swobodę, że każdy może czerpać z niej w swoim tempie oraz stylu. A wszystko to zaczyna się już w kreatorze postaci.

Starfield po krótkim prologu zapoznającym gracza z podstawami fachu kosmicznego górnika zaprasza nas do stworzenia własnej postaci – elementu niezbędnego dla poprawnej immersji w grach RPG. Kreator nie jest może gigantycznie rozbudowany, ale fani dopieszczania szczegółów twarzy i postury bohatera spokojnie będą mogli spędzić w nim kilkadziesiąt minut. Blizny, tatuaże, grubość nosa, szerokość szczęki, biżuteria, fryzura – drobiazgi? Owszem, ale to na tę postać będziemy patrzeć przez dobrych kilkadziesiąt godzin, dlatego warto poświęcić chwilę na wizualne dopieszczenie kosmicznego odkrywcy.

Na tym etapie pojawiają się także pierwsze możliwości określenia specjalizacji. Gra pozwala wybrać podstawowe umiejętności podzielone na 5 segmentów:

  • Fizyczne
  • Społeczne
  • Bojowe
  • Naukowe
  • Techniczne

Nie czujcie się jednak zmuszani do wybierania konkretnej profesji – Starfield stawia na swobodę, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by podczas gry mieszać specjalizacje w zależności od potrzeb, ulepszając je przy pomocy punktów rang, które zdobywamy za awans na wyższy poziom doświadczenia.

Gra bardzo szybko weryfikuje też początkowe plany co do rozwoju postaci. Chciałem być kosmicznym komandosem, nastawionym na obsługę wielu rodzajów borni, ale bez rozwijania fizycznego drzewka i zawartej tam zdolności do większego udźwigu, moja postać szybko stałaby się błyskawicznie męczącym się chuderlakiem, który arsenału po prostu nie uniesie.

Gdy postać jest już gotowa, możemy przejść do pierwszych misji, a tych – wierzcie mi – w Starfield jest od zatrzęsienia.

Misje, profesje, aktywności – tym Starfield wręcz przytłacza

Główny wątek fabularny w Starfield skupia się na tajemniczych artefaktach, które znalazły się na celowniku licznych frakcji międzygalaktycznych. Skandalicznym uproszczeniem byłoby jednak stwierdzenie, że gra opiera się tylko na szukaniu reliktów po różnych zakątkach galaktyki, a spotkałem się już w sieci z takimi opiniami. W rzeczywistości dziennik misji w Starfield jest po pierwszych dwóch/trzech godzinach tak zapełniony questami, że o głównym wątku można w zasadzie zapomnieć.

Reklama

Dzieje się tak dlatego, że lwia część postaci spotkanych podczas kosmicznych podróży jest interaktywna i ma często dla nas jakąś fuchę, o czym przekonujemy się po zamienieniu z nią kilku zdań. Jakiego typu są to zadania? O tym musiałbym napisać osobną książkę. Wszystko tak naprawdę zależy od gracza i wizji bohatera, którą chciałby realizować. Możesz bowiem (jak ja) zostać charakternym łowcą nagród i płatnym zabójcą, który będzie ścigał dłużników, przestępców i wszelkiej maści inne szumowiny po rubieżach galaktyki przyjmując zlecenia od frakcji, ale także niezależnych kontrahentów, których napotykamy podczas odwiedzania poszczególnych lokalizacji.

Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by wejść w rolę kosmicznego górnika, skupiającego się na poszukiwaniu i dostarczaniu surowców, lub tropieniu przemytników w ramach wolontariatu, realizując ideę Strażników Wolnych Gwiazd. Mnogość aktywność w Starfield jest początkowo wręcz przytłaczająca, jednak gra do niczego nie zmusza i pozwala wykonywać je we wysłanym tempie, w zasadzie bez ograniczeń. A jeśli nie chce wykonywać żadnych misji i po prostu marzę, by oddać się swobodnej eksploracji? Śmiało, ta w najnowszym hicie Bethesdy stoi na wysokim poziomie.

Reklama

Podróż przez 1000 planet – każda ma w sobie coś wyjątkowego

W Starfield możemy odwiedzić aż 1000 proceduralnie generowanych planet. Każdy z niewielkich punkcików na gwiezdnej mapie to lokacja, którą możemy swobodnie zwiedzać. Czy na każdej z nich jest życie? Czy każda z nich jest po brzegi wyładowana aktywnościami? Nie, ale to też ma swój klimat.

W grze przetoczymy się przez zatłoczone ulice futurystycznych metropolii, zielone oazy pełne egzotycznej flory i fauny, ale też kompletne pustkowia, na których oprócz kilku złóż surowców znajdziemy jedynie świszczący wiatr. Sprawia to, że świat Starfield jest jeszcze bardziej immersyjny, bo nie każda planeta musi być placem zabaw. Czasem warto odwiedzić je tylko dla samych widoków, dla dynamicznych warunków pogodowych, czy rozbitego przed laty promu kosmicznego, który świetnie wygląda na zdjęciach w trybie foto.

Częściej będzie przychodzić nam jednak poruszać się po miejscach, które zostały już naznaczone śladem człowieka. Kosmiczne bazy przemytników, opuszczone stacje badawcze czy zalążki miasteczek, budowane w skrajnych warunkach przez bandę desperatów gdzieś na krańcach układu. Wszystko to wręcz po brzegi wypełnione przedmiotami, znajdźkami, amunicją, jedzeniem, bronią i cennymi skarbami. Czy wszystko trzeba zbierać? Nie. Czy wszystko warto zbierać? To zależy. Początkowo do plecaka chowałem tylko to, co wydawało się przedmiotem najbardziej wartościowym lub podnoszącym przydatność bojową mojej postaci. Miał na to wpływ fakt ograniczonego udźwigu, który w szale zbieractwa łatwo można przeoczyć.

Co się stanie, gdy przesadzimy z zachłannością? Cóż, postać szybko zacznie się męczyć i zużywać tlen, a w konsekwencji przekraczać poziom dwutlenku węgla oraz otrzymywać obrażenia. Dlatego też zbędny ekwipunek zostawiałem na miejscu, zbierając tylko rzeczy niezbędne w danym momencie. Z czasem jednak wkręciłem się w crafting przedmiotów i okazało się, że do ulepszenia skafandra czy broni konieczne są liczne pierdółki, które do tej pory pomijałem. A skoro już o craftingu mowa…

Modyfikacja i tworzenie przedmiotów w Starfield to zabawa na długie godziny

Starfield może pochwalić się całkiem rozbudowaną mechaniką samodzielnego tworzenia i ulepszania przedmiotów. Jasne, możesz kupować nowe bronie, zdejmować hełmy i skafandry ze zwłok przeciwników oraz podkradać środki medyczne z przeszukiwanych placówek medycznych, ale większą frajdę daje zabawa w wynalazcę-rusznikarza. W kwaterze głównej zlokalizowanej w Nowej Atlantydzie (jedna z pierwszych lokalizacji fabularnych) oraz licznych warsztatach rozsianych po galaktyce można własnoręcznie wytwarzać i modyfikować sprzęt przy pomocy zgromadzonych przedmiotów. W zależności do tego, czy wytwarzany element należy do grupy spożywczej, medyczne, militarnej lub użytkowej, konieczne będzie zastosowanie innego segmentu zasobów.

Reklama

Zamiast więc zbierać wszystko na ślepo, polecam przejrzeć schematy ulepszenia pancerza czy broni, spisać wymagane materiały i dopiero udać się na kosmiczne poszukiwania, w czym pomaga skanowanie odwiedzanych planet, pokazujące dostępne w danej lokalizacji surowce. Te wydobywamy dzięki specjalnym przecinakom, a szybkość i wydajność wydobywania zależna jest nie tylko od ekwipunku, ale także od poszczególnych umiejętności oraz górniczych specjalizacji. Miejcie jednak na uwadze, że materiały i zasoby naturalne potrafią ważyć naprawdę dużo, przez co postać staje się ociężała. Jeśli nie planujecie wykorzystać ich od razu, to zawsze możecie pozostawić je w kwaterze sypialnianej, lub załadować na statek, czyli nieformalnie drugiego bohatera gry.

Przed wyruszeniem w drogę należy zbudować statek

Postać postacią, ale galaktyka na piechotę się nie przemierzy, dlatego w Starfield istotny jest też rozwój kosmicznej bryki. Podstawowy środek lokomocji otrzymujemy już po wstępnych misjach, ale cała zabawa tkwi w rozwoju statku. Ten możemy nie tylko ulepszać pod względem osiągów – gra oferuje bowiem cały plac zabaw do budowania maszyn, ograniczony jedynie przez aktualną dostępność surowców i wyobraźnię samych pilotów.

Poszczególne części możemy nabywać u portowych handlarzy, a następnie w specjalnym kreatorze składać i rozkładać niczym klocki Lego. Wszystko to oczywiście w granicach technicznego rozsądku – projekt nie zostanie zaakceptowany, jeśli statek nie będzie posiadał kluczowych komponentów, lub części nie będą do siebie pasować. Są to jednak ograniczenia drobne, w porównaniu do niesamowitych efektów, jakie możemy osiągnąć – przykładowo pod względem wizualnym odtworzyć słynne krążowniki z filmów sci-fi.

Statki możemy ulepszać też pod kątem funkcjonalnym. W zależności do tego, jak bardzo zaawansowana jest to maszyna, gracz ma do dyspozycji pewną pulę punktów wyboru systemów. Te ustawiamy bezpośrednio w trakcie lotu – przykładowo zmniejszając siłę ognia na poczet zwiększenia szybkości lub wydajności osłon – oraz w portowym kreatorze.

Podróż przez… ekrany ładowania

Środek lokomocji ma oczywiście wpływ na wygodę podróżowania. Trzeba jednak zaznaczyć, że w Starfield nie nalatamy się tak intensywnie, jak mogłoby wydawać się przed premiera – a przynajmniej nie w sensie dosłownym. Od planety do planety poruszać będziemy się przy pomocy skoków gwiezdnych, które niestety wiążą się z licznymi ekranami ładowania. Czy jest ich przytłaczająco dużo? No nie, ale jednak wpływa to na immersję i może budzić rozczarowanie. Z drugiej jednak strony przebywanie tak długich dystansów na własną rękę trwałoby pewnie wieki, więc Bethesda musiała pójść tutaj na pewne kompromisy.

Trzeba też zaznaczyć, że nie do każdej planty będziemy mogli od razu się „teleportować”. Odległość skoków jest uzależniona od ulepszeń statku – czasem więc będziemy zmuszeni do podlecenia w okolice innej planety, bo dopiero z jej poziomu ruszyć dalej po nabraniu mocy.

Jeśli zaś chodzi o pojedynki kosmiczne, to tych zbyt wiele nie uświadczycie. Wrogie jednostki generują się czasem losowo, czasem pod wpływem wykonywania danej misji, ale sama walka jest arcade’owo przyjemna i opiera się głównie na umiejętnym wymanewrowaniu wrogiej jednostki, a następnie zablokowaniu na nim mechanizmów celowniczych i potraktowaniu pełną siłą ognia. Nie zawsze musimy decydować się na doszczętne zniszczenie celu – jeśli napęd wroga padnie, droga do kosmicznego abordażu stoi otworem. Na pokładzie mogą znajdować się bowiem liczne znajdźki, które w przypadku zniszczenia rozpłynęłyby się w próżni. W większości przypadków przyjdzie nam jednak pojedynkować się na powierzchni i na tym podłożu Starfield także sprawdza się świetnie.

Starfield to zaskakująco dobry shooter

Mechaniki walki w grach Bethesdy pozostawiają zazwyczaj wiele do życzenia, dlatego w tej kwestii miałem nieco obaw. Na szczęście Starfield okazał się naprawdę udanym shooterem, oddającym w ręce graczy całą masę zróżnicowanego wyposażenia. Karabiny wyborowe, potężne strzelby, wymyślne rewolwery, broń laserowa, a nawet przeciwpiechotne miny. Zabawa w kosmicznego żołnierza to jednak nie tylko beztroskie strzelanie – trzeba bowiem rozsądnie zarządzać szybko kończącą się amunicją i dostosowywać broń do konkretnych rodzajów przeciwników. Na naszej drodze przyjdzie nam bowiem mierzyć się nie tylko z ludźmi, ale także robotami, wieżyczkami strażniczymi i oczywiście licznymi przedstawicielami groteskowej fauny.

Dawno tak dobrze nie bawiłem się przy ulepszaniu broni, a to dlatego, że Starfield – ponownie – stawia na swobodę, bo dzięki odblokowywanym schematom można dla przykładu ze zwykłego blastera uczynić wielozdaniowy karabin do rażenia wrogów na dowolnym dystansie, pod warunkiem skrupulatnego zbierania surowców. Czasem więc cały wieczór poświęcałem na podróżowanie po planetach i wydobywanie materiałów, koniecznych do zwiększenia obrażeń oraz szybkostrzelności danej broni, dzięki czemu samo korzystanie z niej daje później poczucie większej frajdy. Jeśli zaś walka w pojedynkę wydaje Wam się nudna, to zawsze można skorzystać z opcji rekrutowania załogi. W grupie raźniej więc na pokład statku możemy zabrać nie tylko postacie istotne z punktu widzenia fabularnego, ale także pomniejszych najemników, którzy dzięki konkretnym specjalizacjom mogą przydać się w określonych misjach.

Starfield zaskakuje szczegółowością. I potrafi być piękny!

Na koniec zostawiłem sobie kwestie wizualne, bo tutaj aż tak wielu powodów do zachwytu nie ma, ale też kłamstwem byłoby odebranie Starfieldowi uroku. Jasne, modele postaci mają nieco simsowy charakter, a ich mimika bywa sztywna. Zgadam się też, że niektóre planety bywają do siebie bliźniaczo podobne, bazując na tych samych modelach i teksturach. Sęk w tym, że w Starfield czuć na każdym kroku ogrom pracy, jaką twórcy włożyli w szczegółowe oddanie najmniejszych detali. Galaktyka bywa brzydka, bywa też pustawa, ale taka jej natura. Są natomiast miejsca, które po prostu zachwycają widokami do tego stopnia, że trudno nie zatrzymać się na chwilę i nie skorzystać z trybu foto. Zwłaszcza większe miasta mają to do siebie, że odkrywania wizualnych perełek jest tam całkiem sporo.

Wystawne dziedzińce, olbrzymie drapacze chmur czy podziemne slumsy, pełne podejrzanych typów spod ciemnej gwiazdy – wszystko to buduje niepowtarzalny klimat i przyciąga przed ekran na długie godziny – zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że praktycznie do każdego budynku możemy wejść. Jeśli nie po to, by pogadać z NPC, to po to, by podziwiać ich indywidualną architekturę.

Gra posiada też dynamiczny system pogodowy, widoczny zwłaszcza na planetach ze skrajnymi warunkami atmosferycznymi. Ulewne deszcze, ostre śnieżyce czy bujna roślinność skąpana w świetle zachodzącego słońca. Piszę Wam to wszystko dlatego, żeby zaznaczyć, że Stafielda warto doświadczać jako grę-przygodę. Zatrzymać się na chwilę i nie spieszyć się z wykonywaniem wszystkich misji na wyścigi. Być może przez to nie będzie to tytuł dla każdego, ale jeśli doceniacie w grach wolność, swobodę eksploracji, zaczytywania się w statystykach i powolne budowanie atmosfery, to w Starfield zakochacie się bez opamiętania.

Wróćmy na chwilę do tego słynnego już określenia, że Starfield jest jak „kosmiczny Skyrim”. Jako ogromny fan tej gry czekałem 12 lat na godnego następcę i tu pojawia się pytanie, czy Starfield jest porównywalny z przygodami Dovahkiina? Nie, bo to gry skrajnie różne, choć osadzone na podobnych fundamentach. Skyrim w moim odczuciu był ponad dekadę temu kwintesencją eksploracji i swobody. Starfield robi to wszystko mocniej, lepiej i bardziej, ale czuć w nim typowego dla gier Bethesdy ducha, który daje delikatne poczucie skyrimowej nostalgii.

Gra roku? Wątpliwe, ale z pewnością będziemy pamiętać o niej przez lata

Za mną wiele już słów, ale wydaje mi się, że mógłbym wykrzesać z siebie drugie tyle. Wolę jednak żebyście szczegółów doświadczyli już sami i mogli czerpać ze Starfielda tyle satysfakcji co ja, podczas wielu zarwanych nocek. Nie mam wątpliwości, że to gra, o której będzie mówić latami, do której będziemy wracać latami i do której latami będziemy inne tytuły RPG porównywać. Bethesda stworzyła znów fantastyczny świat, pełen fantastycznych lokacji, masy aktywności i znajdziek, swobody eksploracji oraz nieporównywalnego klimatu. Okej, zdaje sobie sprawę z tego, że ekrany ładowania mogą irytować, że główny wątek fabularny nie jest może szczególnie porywający, że gra napotyka czasem typowe dla Bethesdy bugi, ale… wszystko to blednie przy szalenie satysfakcjonującym rozmachu, na który pokusili się twórcy.

Rzadko zdarza mi się wracać do gier po publikacji recenzji, ale od Starfielda nie oderwę się przez kilka długich tygodni.

Starfield – 9/10
plusy
  • Przytłaczająca swoboda eksploracji
  • 1000 planet
  • Przyjemny system walki
  • Szczegółowo dopieszczone lokacje
  • Raj dla fanów zbieractwa
  • Mnogość misji i aktywności pobocznych
  • Crafting przedmiotów
  • Kreator statków kosmicznych
  • Wolność w dokonywaniu wyborów
  • Oprawa graficzna
  • Klimatyczna muzyka
minusy
  • Ekrany ładowania
  • Główny wątek fabularny nie porywa
  • Brak czytelnej mapy w miastach

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama