Ten dzień przejdzie do historii, a Bertrand Piccard nawiąże do wyczynów swoich przodków, którzy dokonywali rzeczy uznawanych przez wielu za szalone. Solar Impulse 2, samolot napędzany energią słoneczną, powrócił do miejsca, z którego wyruszył w swą podróż w marcu 2015 roku. Po kilkunastu miesiącach zmagań z kiepską aurą, problemami technicznymi i dolegliwościami pilotów, maszyna wylądowała w Abu Zabi. Niektórzy będą się naigrywać z tego osiągnięcia, lecz można napisać, że dokonano rzeczy wielkiej.
Udało się: Solar Impulse 2 zakończył lot dookoła globu. Nie zużył ani kropli paliwa!
Just took off from #Cairo to achieve the 1st round-the-world solar flight. A dream I have since 1999 #futureisclean pic.twitter.com/6jyjqarfe2
To cię zainteresuje W USA histeria, bo robot zabił człowieka. Ale to nie do końca prawdaNiebawem otwarcie Gigafactory - wielka fabryka akumulatorów zmieni naszą rzeczywistość?Reklama— Bertrand PICCARD (@bertrandpiccard) 24 lipca 2016
Solar Impulse 2 niejednokrotnie pojawiał się na AW, starałem się informować o postępach tej misji. Kilka lat temu przyglądałem się pierwszej wersji maszyny, ale maraton doniesień rozpoczął się wraz ze wspomnianym marcowym startem. Tak wówczas pisałem o misji i samolocie:
Pokonanie wszystkich 12 etapów powinno zająć około 5 miesięcy. Dlaczego tak długo? Prędkość samolotu nie jest imponująca, wynosi ponad 100 km/h. I nie da się tego poważnie zwiększyć np. przez odchudzenie samolotu, bo waży niecałe 2,5 tony. Posiada także wielkie skrzydło o długości ponad 70 metrów – pod tym względem przypomina największe samoloty pasażerskie. Umieszczono na nim 17 tysięcy ogniw słonecznych. Ograniczeniem jest właśnie napęd, który może i jest ekologiczny, a w perspektywie także tani, ale nadal mało wydajny.
Od tego czasu sporo się zmieniło. Okazało się, że Solar Impulse 2 nie porusza się przez cały czas ze wspomnianą prędkością, że etapów musi być więcej, a wyprawa zostanie przerwana na kilka długich miesięcy. Miało to związek z pokonywaniem najdłuższego etapu - przelotu nad Pacyfikiem. W założeniu maszyna miała wystartować z Chin, by po 120 godzinach dotrzeć na Hawaje:
Jeśli uda się je zrealizować, to zostaną pobite dwa rekordy. Po pierwsze, będzie to najdłuższy lot samolotu napędzanego energią słoneczną (odcinek ma długość ponad 8 tysięcy km), po drugie, wyśrubowany zostanie rekord lotu samolotem bez przerwy – obecny wynosi mniej niż 70 godzin, podniesienie go do ponad 120 godzin będzie sporym wyczynem. Zadania podjął się André Borschberg, który nocą będzie mógł sobie ucinać 20-minutowe drzemki, sterowanie przejmie na siebie autopilot. Osoby niezorientowane w projekcie powinny wiedzieć, że szefem tego projektu i jednocześnie zmienikiem Borschberga w niektórych etapach jest Szwajcar Bertrand Piccard.
Później informowałem, że lotu nie udało się zrealizować w całości, potrzebne było lądowanie w Japonii. Ale z Kraju Wschodzącego Słońca udało się już przelecieć na Hawaje.
Udało się wylądować na lotnisku na Hawajach. W trakcie niespełna 118 godzin Borschberg pokonał dystans ponad 7,2 tysięcy kilometrów. To najdłuższy odcinek z całej trasy, jaką ma pokonać Solar Impulse 2, wynoszącej 35 tysięcy kilometrów (lot dookoła świata). Kolejny etap, z Hawajów do USA, to już zadanie dla Piccarda, ale trudno stwierdzić, kiedy zostanie podjęta próba pokonania dystansu.
Był lipiec 2015 roku, wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem, że mimo lądowania w Japonii, uda się przelecieć nad Pacyfikiem bez większych problemów. Wtedy okazało się jednak, że rekordowy lot poważnie uszkodził samolot:
Solar Impulse 2 nie tylko nie ukończy w tym roku podróży, ale też nie wystartuje. Wszystko wskazuje na to, że maszyna ponownie wzbije się w powietrze dopiero w kwietniu przyszłego roku. Do tego czasu będzie naprawiana i testowana na Hawajach. A do zrobienia jest chyba sporo. Długi lot z Japonii sprawił, że przegrzaniu uległy akumulatory, część podzespołów musi być wymieniona, należy wprowadzić nowe rozwiązania i przeprojektować samolot. W przeciwnym razie problem może się powtórzyć.
Na kilka kwartałów temat ucichł, ale już wiosną tego roku mogłem pisać, że człowiek przeleciał nad całym Pacyfikiem i nie zużył do tego ani kropli paliwa. Najtrudniejsze było za załogą i maszyną, ale do końca misji zostało przecież sporo: przelot na Ameryką, pokonanie Atlantyku i dotarcie do Abu Zabi. Z przygodami (już nie tak dramatycznymi, lecz nadal przeszkadzającymi i prowadzącymi do opóźnień), udało się wylądować na Bliskim Wschodzie. Ostatni etap, lot z Kairu, trwał niewiele ponad dwa dni, lecz według Piccarda był trudny - m.in. ze względu na wysoką temperaturę. Przypominam, że kabina, w której przebywali piloci (pojedynczo) raczej nie oszałamia luksusami: to niewielka, niewygodna przestrzeń, której większość z na miałaby dość po kilkudziesięciu minutach. Albo kilku...
Trudy podróży są teraz rekompensowane chwilami tryumfu i zapisaniem się w historii: człowiek okrążył Ziemię, pokonał blisko 40 tysięcy kilometrów, w samolocie zasilanym energią słoneczną. To nie bajka, lecz szalone marzenie, które po kilkunastu latach zostało zrealizowane. Czy teraz rozpocznie się nowa era w awiacji? Raczej nie - Solar Impulse 2 świata nie zmieni, biznesu lotniczego także. Ale może zainteresować twórców samolotów energią słoneczną jako paliwem w większym stopniu niż dotychczas. Przybywa doniesień o projektach, w których energia elektryczna, niekoniecznie ta pochodząca z ogniw słonecznych, stanie się źródłem zasilania nawet większych samolotów, maszyn zdolnych do transportu ludzi. coś się dzieje. A to coś będzie się kojarzyć m.in. z datą 26 lipca 2016 roku, czyli dniem, w którym Solar Impulse 2 zakończył swój lot dookoła globu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu