Czy za szpiegowanie użytkowników należy się ban dla Xiaomi? Wszak Huawei wyleciał z rynku, choć nikt mu nic nie udowodnił, a tu mamy niemal oczywisty, potwierdzony dowodami przypadek. Chociaż jestem dużym przeciwnikiem tego, co robi chińska firma, to uważam, że takie banowanie spowoduje więcej złego niż dobrego.
Potencjalny ban dla Xiaomi na usługi Google? Nie, to nie jest dobry pomysł!
Jako, że to spod mojej klawiatury wyszły informacje zarówno o tym, że na łamach Forbesa Xiaomi zostało oskarżone o szpiegowanie, jak i odpowiedź firmy na te zarzuty, naturalnie więc byłem osobą, która śledziła, co pojawia się w komentarzach pod tymi postami. I oprócz obelg i stwierdzeń, że nie przeszkadza mi to co robią Facebook i Google, pojawił się też bardzo ważny wątek - czy na działania Xiaomi powinny zareagować Stany Zjednoczone? Wydawałoby się to logiczne, że skoro Huawei otrzymał zakaz za samo podejrzenie szpiegostwa, to w momencie w którym pojawiają się mocne dowody przeciwko innej chińskiej firmie, Trump powinien w jej przypadku zrobić to samo. Nie popieram działań Xiaomi, ale mam nadzieję, że do takiej sytuacji nie dojdzie. Dlaczego?
Przede wszystkim - ban jest narzędziem polityki, nie cyberbezpieczeństwa. I tak powinien być traktowany
Nie ma się co łudzić, że zakaz współpracy Huaweia z firmami ze Stanów jest elementem wojny handlowej jaką USA toczy z Chinami. Wystarczy bowiem zobaczyć, jak często pojawiają się informacje o tym, że ma zostać zniesiony, jeżeli tylko Pekin wycofa się z części ograniczeń po swojej stronie. Ani słowa nie ma tam o tym, że Huawei zrezygnował ze swoich rzekomych praktyk. Ponadto, chińska firma może współpracować np. z Microsoftem przy tworzeniu swoich laptopów Matebook. Jak to więc? Telefony Huawei szpiegują, ale laptopy już nie?
Ban na usługi Google znacznie osłabił pozycję Huaweia w Europie i Stanach. Wystarczy przyjrzeć się recenzjom nowych telefonów z serii P, bądź też temu, jak sprzedawały się najnowsze Mate'y, żeby zobaczyć, ile w finalnej ocenie telefonu zależy od tego, czy możemy komfortowo korzystać na nim z takich usług jak np. mobilna bankowość. Można więc powiedzieć, że ban pomógł konkurentom - lukę po Huaweiach zapełniły Samsung, Xiaomi, Motorola czy oczywiście - amerykańskie Apple. Nie można też zapominać, że Huawei miał być firmą odpowiedzialną, za budowę infrastruktury 5G w USA. W Stanach już jej raczej nie zbuduje, a zadanie to przypadnie innej firmie. Jakiej? Amerykańskiej oczywiście. Trzecią i ostatnia funkcja, jaką spełniał ban, to oczywiście propaganda. Zobaczcie, jak ładnie znalezienie sobie "wroga" w postaci chińskiej firmy, przed którą władza dzielnie chroni obywateli, znakomicie wpisuje się w slogan "Make America Great Again".
Używanie narzędzi politycznych nie rozwiązuje problemu...
Zakaz współpracy pomiędzy Huaweiem a amerykańskimi firmami stawia Trumpa w dość niekomfortowym położeniu. Jeżeli bowiem chciałby konsekwentnie podtrzymać swoją narrację o tym, że jego działania motywowane są chęcią ochrony obywateli swojego kraju, powinien teraz nałożyć zakaz także na Xiaomi. Jeżeli porównać obie sytuacje do złodzieja rabującego dom, to Huawei otrzymał karę za samo kręcenie się dookoła posesji, natomiast Xiaomi zostało złapane za rękę podczas wynoszenia z niej wszystkich kosztowności.
Problem polega na tym, że amerykańskie restrykcje dotykają całego świata, efektywnie wyłączając daną firmę nie tylko z rynku amerykańskiego, ale też ze wszystkich, które polegają na GMS. Pamiętajmy, że Huawei do czasu bana był drugą po Samsungu firmą zarówno pod względem liczby produkcji jak i udziału w rynku, a już teraz jego wzrost spowolnił o 1/4. Jeżeli taki sam los spotka Xiaomi, to na rynku globalnych liderów zostanie już tylko Samsung i Apple, potem długo, długo nic i Oppo, które póki co poza Chinami jest prawie nieznane. Oznacza to, że jedna polityczna decyzja może poważnie zachwiać rynkiem mobile w skali globalnej.
Można powiedzieć - i dobrze, szpiegowali to się dorobili. Powstaje jednak naturalne pytanie - czy Xiaomi jest jedynym, który szpieguje, czy też jedynym, który dał się złapać? Jeżeli to drugie, to zaraz taki sam los może spotkać Oppo, LG, Motorole lub Samsunga. A co będzie, jeżeli się okaże, że Apple też szpieguje? W końcu przecież wcale nie jest tak, że uczestniczy ono w programie Prism i wysyła do rządu USA informacje o swoich użytkownikach. Czy to oznacza, że np. Unia Europejska powinna zabronić sprzedaży Apple na swoim terytorium? Ban taki jest więc niczym więcej, niż pozwoleniem jednej instytucji na decydowanie o "być albo nie być" innej. Historia zna zbyt wiele przypadków, gdy takie decyzje były podejmowane pod naciskiem lobbystów, bym mógł uznać, że ban bądź groźba jego użycia pomoże w jakikolwiek sposób rozwiązać problem cyberbezpieczeństwa.
... a tworzy wiele nowych
Jeżeli założymy, że chińskie firmy nas szpiegują i zaczniemy używać narzędzi politycznych do rozwiązywania takich problemów, to zaraz okaże się, że nie będziemy mogli kupić żadnego telefonu. Dlaczego? Bo już teraz na 10 topowych producentów smartfonów, 7 pochodzi z Chin. Państwo środka już dawno przejęło rolę innowatora, jeżeli chodzi o technologie mobilne czy rozwój 5G, a dzięki niskim kosztom pracy i dostępowi do metali ziem rzadkich ich rząd może dość mocno wpływać na ceny smartfonów na światowym rynku. Próba rozwiązania tego konfliktu politycznie będzie więc drażnieniem lwa. Moim zdaniem jeżeli Trump wykonałby ten krok np. w stosunku do Xiaomi, to nie zdziwiłbym się, że za chwilę surowce takie jak itr czy europ mogłyby przestać być dostępne dla producentów spoza Chin. Jeżeli więc zaczniemy usuwać chińskie firmy z rynku, to za chwilę obudzimy się w rzeczywistości, w której na tym rynku nie będzie już nowych smartfonów, a za te, które pozostaną trzeba będzie zapłacić wysokie sumy przez ograniczony dostęp do surowców i brak konkurencji, która zbijałaby ceny. Mniej producentów to także mniej nakładów na R&D. Banowanie skutecznie spowolniłoby więc rozwój tej gałęzi IT.
Czy jest inne rozwiązanie. Jest, ale to marzenie
Jedyne, co przychodzi mi na myśl, co może ewentualnie przekonać chińskie firmy do tego, aby szanowały prywatność swoich użytkowników, to ciągła i mocna edukacja kupujących. Moim pomysłem jest coś w rodzaju międzynarodowego systemu oceny bezpieczeństwa, który w Polsce mógłby być koordynowany np. przez Ministerstwo Cyfryzacji. Coś na wzór testów NCAP w samochodach. W jego ramach każde urządzenie miałoby 5 stopniową skale bezpieczeństwa w ramach której wchodzące na rynek telefony trzymywałyby stosowną liczbę punktów. 5 oznaczałoby, że firma nas nie śledzi, a 1, że od tego modelu lepiej trzymać się z daleka. Liczby te byłyby oczywiście na bieżąco aktualizowane w związku z napływającymi doniesieniami. Podczas zakupu w sklepie bądź w internecie klient miałby w takim przypadku jasno określone, czy urządzenie które kupuje dba o jego prywatność. Wtedy można byłoby choć w przybliżeniu założyć, że jeżeli ktoś wybiera taniego smartfona, to robi to ze świadomością, że jego producent będzie go śledził.
System ten nie jest oczywiście idealny, ale pozwoliłby na jedno - pokazałby producentom, na ile jego konsumenci szanują swoją prywatność. Jeżeli telefony z najniższą oceną przestałyby się sprzedawać, to jestem zdania, że po jakimś czasie doszedłby on do wniosku, iż takie praktyki po prostu mu się nie opłacają. Po co mu po tym, że dzięki danym użytkowników rozwija swoje usługi, skoro nie ma ich potem komu sprzedać. Oczywiście jest też druga strona medalu - szansa na to, że najtańsze smartfony wciąż będą się sprzedawać jak świeże bułeczki, dając znak, że można szpiegować ludzi do woli, a ci i tak nie będą sobie z tego nic robili.
Jednak wtedy to nie działania producentów będą głównym problemem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu