PlayStation

Sony traci 20 miliardów dolarów na wartości. Pobudka, czas zacząć działać!

Kamil Świtalski
Sony traci 20 miliardów dolarów na wartości. Pobudka, czas zacząć działać!
41

Jeżeli dotychczas Sony nie przejmowało się przejęciami Microsoftu, to najwyższy czas przestać je bagatelizować. I zacząć działać.

Zakup PlayStation 5 w cenie sugerowanej przez producenta graniczy z cudem. Rekomendowana cena gier mimo szalejącej inflacji wciąż wydaje się kosmicznie wysoką. Najbliższe duże premiery na konsolach Sony wciąż będą wydawane na starą i nową generację sprzętu. A jakby tego było mało — konkurencja nie śpi i szasta dolarami na prawo i lewo przejmując światowej klasy wydawców (wczoraj dowiedzieliśmy się o Activision Blizzard, w ubiegłym roku przyjęli pod swoje skrzydła Bethesdę), których gry na stałe wzbogacają ich katalog Xbox Game Pass. Sony też przejmuje, ale trudno to w ogóle porównać. Bo choć Valkyrie Entertainment, Bluepoint, Firesprite czy Housemarque to świetne ekipy (zwłaszcza ta ostatnia, zwłaszcza ta ostatnia!), no... to zupełnie nie ten kaliber. Zaś PlayStation Now w żaden sposób nie jest odpowiedzią na wspomniany abonament Microsoftu.

I choć to sprzętu Sony wiecznie brakuje, a ich marki na wyłączność są jednymi z najgorętszych w konsolowym świecie (mówcie co chcecie, to wciąż te od Nintendo sprzedają się najlepiej - co w ogóle mnie nie dziwi), to firma może jeszcze nie dziś i nie jutro, ale za jakiś czas może znaleźć się w poważnych tarapatach. Bo Microsoft stać na to, by wziąć znane i lubiane serie — i nie musieć budować wszystkiego od zera. Zagarnia całymi garściami i to na tyle skutecznie, że nawet giełdowe nastroje nie wyglądają najlepiej. Sony straciło 20 miliardów dolarów na wartości w jeden dzień. Auć.

Szczerze? To nie giełdą bym się przejmował, a planami na najbliższą przyszłość i kierunkiem dalszego rozwoju. Sony znalazło się w potrzasku - nie ma ciężarówek z dolarami, które pozwolą im przejmować za bajońskie sumy kogo im się zamarzy. Póki co wszystko działa — są na szczycie, ale powoli zaczynają pojawiać się pytania: czy to wystarczy? Jak dobrym wujkiem okaże się Microsoft? Czy niczego Sony nie utrudni? A może jednak w najbliższych latach będzie podział na tych grających na konsolach w Call of Duty i Halo i tych którzy na swojej konsoli grają w... Battlefielda? Uncharted? Final Fantasy XIV? Obawiam się, że mogę tu wymienić tylko znane, lubiane i zasłużone marki. Bo przy tym tempie działania MS, nie ma za bardzo czasu na nowe IP.

Dużych graczy ubywa, ale jeżeli Sony stać - to też może poszaleć na zakupach

Wizja może straszna — zwłaszcza dla tych z obozu Sony, ale... nie jest wcale taka niemożliwa. Kto będzie chciał - będzie miał Xboksa / komputer z Windowsem, gdzie czekać będą wszystkie hity od Microsoftu. I to w abonamencie, za kilkadziesiąt złotych miesięcznie. Ale jeżeli Sony chciałoby zachować dla siebie trochę marek będących ulubieńcami publiczności, to mają jeszcze w czym wybierać. Pytanie tylko: jak długo mają jeszcze w czym wybierać?

Z dużych, międzynarodowych, wydawców zostaje wciąż Electronic Arts, Ubisoft czy Take-Two. Żadne z nich nie byłoby tanie, ale takie Need for Speedy, Star Warsy, Mass Effecty, Fify i inne sportówki, gry Rockstara, Assassin's Creedy, Just Dance'y czy Far Cry na wyłączność konsol PlayStation? To byłoby prawdziwe szaleństwo — bo co do Sony nie mam złudzeń. Oni odcięliby twórców od świata zewnętrznego, ci pracowaliby wyłącznie nad grami dla nich. Może po kilku latach, jak Uncharted czy God of War, doczekałyby się też wersji na PC. Może.

Ale to jedne z najdroższych zakupów jakie mogą poczynić — warto pamiętać też o specyfice rynku azjatyckiego, tamtejszych twórcach i wydawcach. Capcom (m.in. Monster Hunter, Resident Evil, Devil May Cry), Bandai Namco (m.in. seria Tales of..., najważniejsze gry na licencjach mangi i anime z Shonen Jumpa, seria Souls i inne cuda od FromSoftware), Square Enix (m.in. Final Fantasy czy Tomb Raider), Konami (m.in. eFootball, seria Metal Gear, Castlevania, Silent Hill) wciąż nie zostali kupieni przez Microsoft... ani Nintendo! Może to właśnie na nich mogą się zaczaić? Patrząc na wartości poszczególnych firm — w cenie EA mogliby mieć wszystkich wydawców.

Wracamy na początek. Znowu opłaci się mieć każdą konsolę?

Trochę z przyzwyczajenia, trochę do pracy, a trochę z czystej zajawki — mam w domu wszystkie trzy konsole obecnej generacji. Podobnie jak w poprzednich trzech generacjach zresztą. Dlatego też wojny konsol nie dotyczą mnie od wielu lat, przyglądam się tym wszystkim przepychankom z boku. Każdy z dużych graczy ma swoje za uszami, każdy ma mocniejsze i słabsze strony. Ale nie da się ukryć, że w ostatnich latach tytułów na wyłączność, zwłaszcza u Microsoftu, było niewiele. I jeżeli patrzycie czasem na słupki sprzedaży, to prawdopodobnie wiecie, że te gry to po prostu wabiki — bo na szczycie od lat są produkty multiplatformowe (a dokłądniej: Fifa i Call of Duty). Ale niebawem to Halo i Uncharted mogą stać się mniejszym problemem, bo u jednych zabraknie Call of Duty, a u drugich... no właśnie, czego?

Sony, czas zakasać rękawy i pokazać, że jeszcze się nie poddaliście

Smutna prawda jest taka, że Sony od premiery PlayStation 4 nie musi za wiele robić. Owszem, coś tam poinwestują, mają mocne marki które sprzedają się jak świeże bułeczki. Ich konsole są hitem, nie da się ich kupić. Ale porównując ich działania do akcji podejmowanych przez Microsoft, można by je nazwać wręcz antykonsumenckimi. Dostępu do gier na ich konsolę nie wykupimy w abonamencie (w Polsce nie mamy nawet obfitującego w starocie PlayStation Now), ceny tytułów na wyłączność są kosmicznie wysokie (na szczęście też potrafią szybko tanieć, ale nie wiadomo jak długo potrwa ta sielanka). Kiedy PlayStation 3 zostało w tyle z Xboxem 360 — Sony potrafiło się zaopiekować graczami, serwując bibliotekę z PS+ której właściciele Games With Gold mogli co najwyżej pozazdrościć. Ale kiedy odbudowali bazę klientów, dalej zadziałał efekt kuli śnieżnej.

Wygląda na to, że teraz będą mieć szansę pokazać, że jeszcze nie zapomnieli jak wygląda prawdziwa rywalizacja o klientów. Oby tylko zabrali się za to szybciej niż później (tj. zanim zaczną tracić klientów potencjalnie zainteresowanych ich sprzętem). No i tak z czysto subiektywnej perspektywy — niech powalczą trochę inaczej, niż nowym headsetem będącym bramą do świata wirtualnej rzeczywistości w przystępnej cenie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu