Co musiałoby się stać, żeby do takich wypadków jak ten w Krakowie nie dochodziło?
Pijani kierowcy to śmiertelne zagrożenie. Oto co możemy (i powinniśmy) z tym zrobić
Nie ma chyba nikogo w Polsce, kto nie słyszałby chociażby o tym, co niedawno stało się w Krakowie. Nie ma absolutnie żadnego usprawiedliwienia dla młodego którego brawura, i co tu dużo mówić - bezmyślność, kosztowały życie jego i jego znajomych. Co więcej - badania toksykologiczne wykazały, że wsiadł on za kierownice mając w organizmie co najmniej 2,3 promila.
Wypadek ten jest oczywiście tragedią dla rodzin jego ofiar, ale niestety statystyki policyjne są bezlitosne. W samym tylko 2022 roku pijani na drodze spowodowali 1 415 wypadków, doprowadzając do 172 zgonów oraz raniąc 1 690 osób. Wszystkiego tego można byłoby uniknąć, gdyby tylko istniały sposoby by powstrzymać pijane osoby przed wsiadaniem za kółko. Oczywiście, można się tu odwoływać do systemu edukacji kierowców, ale takie przypadki jak ten pokazują, że lata edukacji często nic nie dają i mogą kosztować życie nie tylko kierowcy, ale często zupełnie niewinnych osób postronnych.
Co możemy zrobić, żeby pijani nie prowadzili?
Wbrew pozorom, próby rozwiązania problemu pijanych kierowców za pomocą technologii nie są absolutnie niczym nowym, a dodanie takich systemów do pojazdów na jakimś etapie ich rozwoju jest więcej niż pewne. Dla przykładu, na pewno nie wszyscy wiedzą, że kierowcy warszawskich autobusów są kontrolowani na obecność alkoholu w wydychanym powietrzu przez alkomat w kabinie. Jeżeli ten wykryje nieprawidłowości, nie pozwoli im uruchomić silnika.
Pierwszą myślą jest więc to, by podobne systemy instalować w samochodach osobowych. I takie pomysły są również wprowadzane w życie. Dla przykładu - w Stanach Zjednoczonych wszystkie nowe samochody wyprodukowane po 2026 roku mają mieć na swoim pokładzie technologie pozwalające wykryć, czy kierowca jest "pod wpływem". Może to być zrealizowane za pomocą specjalnych sensorów, które monitorują skład wydychanego przez kierowcę powietrza i na tej podstawie określają, czy jest on zdolny do jazdy.
W takim wypadku kluczowe jest, by wspomnianych sensorów nie dało się usunąć/zmodyfikować oraz by nie było sytuacji, w której mamy do czynienia z tzw. "false positive" (np. kiedy kierowca wiezie 3 pijanych, lecz sam jest trzeźwy, a stężenie oparów alkoholu w samochodzie i tak unieruchamia pojazd). Chodzi mi o to, że jeżeli system nie będzie działał skutecznie, szczytna idea, która za nim stoi może zostać odrzucona, jeżeli ten będzie powodował problemy z "normalnym" używaniem pojazdu. Unia Europejska też pochyliła się nad problemem, jednak u nas przepisy mówią jedynie o "ułatwieniach" w montowaniu takich systemów, a nie o fakcie, że są one wymagane.
Żeby system ten zadziałał, trzeba by jednak w Polsce, gdzie przyzwolenie na pijanych kierowców wciąż jest tragicznie wysokie, wprowadzić podobne prawo i wymagać takich alkomatów. Problem polega na tym, że w tym wypadku ciężko byłoby (bądź byłoby to niemożliwe) by takie urządzenia zamontować także w starszych samochodach. A patrząc, że mediana wieku aut w naszym kraju do 16 lat, minęłoby dekady, zanim faktycznie doprowadziłoby to do zwiększenia bezpieczeństwa na naszych drogach.
Co więcej - część producentów sama pracuje nad takimi rozwiązaniami
Jedna jaskółka za oceanem może i wiosny nie uczyni, ale szereg firm samodzielnie tworzących i implementujących te rozwiązania - już może. Jednym z prekursorów takich rozwiązań jest skupione jak zawsze na bezpieczeństwa szwedzkie Volvo. Ten producent również chce montować alkomaty analizujące wydychane powietrze, ale także - skorzystać z systemu kamer wewnątrz pojazdu, które monitorowałyby zachowanie kierowcy i mogły dać znać, że ten prowadzi pod wpływem.
Jak się bowiem okazuje, nie trzeba dużo, by powiedzieć, czy ktoś jest pijany. Głównym czynnikiem są tu oczy, gdzie źrenice inaczej reagują na światło, a także - oczopląs spowodowany wypiciem alkoholu. Połączenie tych i innych informacji z kamer pozwoliłoby producentom skutecznie ocenić stan kierowcy (część z nich twierdzi, że nawet lepiej niż alkomat) i nie pozwolić mu prowadzić pojazdu pod wpływem.
Autonomiczne (albo półautonomiczne) pojazdy rozwiązały by problem raz na zawsze
I tu dochodzimy to sedna sprawy. Co zrobić, jeżeli samochód wykryje nietrzeźwego kierowcę? Oczywiście, jeżeli mówimy o systemach jak DADS (Driver Alcohol Detection System) o których pisałem wcześniej, naturalnie samochód nie pozwoliłby na odpalenie silnika. Co jednak, jeżeli wykrycie nastąpi w trakcie jazdy? Tu w grę wchodzi szereg rozwiązań, które już dziś są stosowane, a które mogłyby w takim wypadku uratować życie.
Przede wszystkim - tempomat. Jeżeli któryś z systemów wykryłby, że kierowca jest pod wpływem, zdecydowanie nie powinien mu pozwolić jechać szybko. Granice są płynne, ale zwolnienie do 30 na godzinę (oczywiście nie natychmiastowe) mogłoby ocalić wiele istnień. Jednocześnie, pozwolenie kierowcy na prowadzenie samochodu po pijaku jest tragicznym pomysłem, ale i zatrzymanie się często nie wchodzi w grę (np. na trasie szybkiego ruchu to też duże zagrożenie).
Dlatego właśnie tak dobrym rozwiązaniem byłoby tu zastosowanie technologii autonomicznych pojazdów, nawet w bardzo ograniczonej formie. Samochód po wykryciu pijanego kierowcy mógłby "przejmować stery", delikatnie acz skutecznie zwolnić i zatrzymać się w miejscu w którym nie będzie powodował żadnych szkód, np. na parkingu czy poboczu. Oczywiście, jeżeli systemy autonomicznych samochodów by się rozwinęły, problem pijanych kierowców zostałby rozwiązany, ponieważ stan upojenia nie wpływałby na to, jak kierowca (czy raczej - pierwszy pasażer) porusza się na drodze. Dlatego tak dobrze, że przepisy dotyczące dopuszczenia takich samochodów do dróg już powoli są wprowadzane.
Alternatywy? Tu technologia pomaga dziś najmocniej
Zatrzymajmy się na chwilę nad tym, co kieruje tymi, którzy wsiadają za kółko po pijaku. Przypadek z Krakowa nasuwa na myśl brawurę i chęć popisania się. I takie przypadki są raczej spisane na straty, bo, jak to się mówi "jak się pacjent uprze, to i medycyna jest bezradna". Jednak można podejrzewać, że duża część to sytuacje w których ktoś wypije i jedzie "bo tak mu wygodnie". Bo samochodem szybciej, bo "przecież nic się nie stanie".
I tutaj w grę faktycznie wchodzi technologia, a konkretnie - multum opcji przemieszczania się, które nam daje. Dziś cały spis komunikacji zbiorowej mamy w kieszeni, a wszystkie bilety kupimy z tej samej aplikacji, w której wygodnie sprawdzimy dojazd. Dziś nie jest już tak, że po mieście trzeba szukać taksówki, czy też - że trzeba po nią dzwonić by przyjechała za godzinę. Dwa kliknięcia i za 5 minut podjeżdża Bolt, Uber, FreeNow bądź inny przewóz osób. Ba, w sytuacjach absolutnie podbramkowych trzeźwy znajomy może nas podwieźć wypożyczonym samochodem z firm takich jak Panek czy Traficar.
Bez zmian w prawie się nie obejdzie
Obecnie za jazdę w stanie nietrzeźwym kierowcy grozi grzywna, ograniczenie wolności bądź kara więzienia, zakaz prowadzenia pojazdów od 1 do 15 lat, kara pieniężna od 5 do 60 tysięcy złotych i 15 punktów karnych. Już samo to powinno odstraszać, ale niestety, alkohol potrafi wyłączyć myślenie o konsekwencjach. To ułatwia fakt, że celebryci jeden po drugim przyłapywani są na jeździe po alkoholu i jeden po drugim otrzymują bardzo łagodne wyroki.
To niestety buduje poczucie bezkarności, zwłaszcza, jeżeli ktoś nie posiada na tyle wyobraźni, by zdać sobie sprawę z tego, że jego problemem nie jest "czy go złapią" ale to, jakie zagrożenie sprawia na drodze dla siebie i, przede wszystkim, innych. Dlatego bardzo mocno przyklaskuję nowelizacji ustawy, która zacznie obowiązywać od końca tego roku, gdzie pijany kierowca będzie tracił swój samochód, nawet jeżeli nie spowodował wypadku.
Co przyniesie przyszłość?
I tak jak wspomniałem - żadna technologia nie zastąpi myślenia, a fakt, że ludzie prowadzą bez prawa jazdy czy z zakazem prowadzenia pojazdów pokazuje, że i przepisy potrafią być drastycznie nieskuteczne. Niestety, w takim wypadku możemy tylko iść w stronę większej kontroli - pojazdów które będą skanowały nasz dowód by upewnić się, że nie ciąży na nas taki wyrok albo czy nasze pozwolenie jest aktywne. Dlatego też ja mam dużą nadzieję, że połączenie tych trzech elementów - technologii, ostrzejszych przepisów i dostępności alternatyw pozwoli zmniejszać liczbę pijanych na drodze. I tak - liczba wypadków z udziałem pijanych się zmniejsza, co jest moim zdaniem zasługą szczególnie tego ostatniego czynnika, czyli łatwiejszego przemieszczania się taksówkami i przewozem osób.
Jednak dopóki nie pozbędziemy się społecznego przyzwolenia na picie i prowadzenie, wypadki takie jak ten w Krakowie będą niestety, częstymi obrazkami.
Źródło: Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu