Felietony

Jak zepsuć sobie portfolio i zniechęcić fanów - uczy OnePlus

Krzysztof Rojek
Jak zepsuć sobie portfolio i zniechęcić fanów - uczy OnePlus
28

OnePlus to marka, która przez lata cieszyła się uwielbieniem fanów. To uwielbienie nijak nie przekładało się jednak na zyski, więc BBK Electronics musiało reagować.

Świat Androida i iOS różni się od siebie diametralnie. W tym pierwszym mamy klientów przywiązanych do marki i jej usług. W tym drugim nie ma znaczenia, jaki sprzęt wybierzesz, ponieważ "wszystko będzie działało ze wszystkim", więc swój "ekosystem" kompletuje się najczęściej patrząc na stosunek ceny do jakości. Ma to oczywiście swoje zalety, ale powoduje też, że większość producentów nie ma interesu w obsłudze klienta po dokonaniu zakupu, ponieważ przy zmianie telefonu ten i tak w każdej chwili może wybrać konkurencję. Do tej pory był jednak pewien wyjątek od reguły i marka, który swego czasu mógł pochwalić się nawet wyższym odsetkiem powracających klientów niż Apple. Tak, mowa o OnePlusie.

Co stało za wyjątkowością OnePlusa?

Trzeba przyznać, że na scenie smartfonowej OnePlus naprawdę się wyróżniał, nawet z pełną świadomością, że była/jest to marka BBK Electronics. Nie była to pierwsza firma, która swój marketing oparła na społeczności (pierwsze było Xiaomi), ale OnePlus ze swoim claimem never settle, niczym wrestler, zaczął zdobywać kolejne przydomki, przy czym najsławniejszym jest oczywiście "zabójca flagowców". Randy Orton świata telefonów wieloma generacjami zapracował sobie na to, by każdy serwis technologiczny dokładnie opisywał każdą jego premierę, bo tych także nie było dużo, co również na tym rynku jest wyjątkiem. OnePlus miał przejrzyste portfolio, świetny stosunek ceny do jakości, bardzo chwaloną nakładkę i wsparcie fanów marki. To jednak nie wystarczyło by uratować markę przed wchłonięciem do Oppo. Dlaczego?

 

Moim zdaniem powód jest prosty - OnePlus sprzedawał za mało i był za drogi w utrzymaniu

Jeżeli coś ma dobrze ilustrować to, jak działają "bezduszne" korporacje, to przejęcie OnePlusa przez Oppo jest tego kryształowym przykładem. W momencie, w którym rynek smartfonów zaczął się nieco chwiać, bo zapotrzebowanie malało a mocnych telefonów nie trzeba wymieniać co 2 lata, trzeba było szukać oszczędności. W grupie BBK największe było Oppo, realme szturmowało nowe rynki ze swoją strategią podgryzania Xiaomi, a Vivo broniło się rozwijaniem segmentu mobilnej fotografii. W takim wypadku pozostał OnePlus, który pochłaniał koszty przez posiadanie własnego R&D, a poza tym sprzedawał tylko kilka modeli w mało popularnej półce średniej-wyższej. Innymi słowy - mnóstwo miejsca na optymalizację kosztów.

Na początku pod topór poszedł dział R&D, który połączył się z tym z Oppo, przez co nowe produkty sygnowane marką OnePlus były klonami Oppo, co teraz bardzo dobitnie widać także po telefonach. Potem stwierdzono, że po co rozwijać dwie nakładki, skoro można mieć jedną, więc zaczęto coraz mocniej zbliżać OxygenOS do ColorOS, jednak w tym wypadku liczba błędów była tak duża, że część użytkowników robiła rollback. Finalnie, dotychczasowe, czyste portfolio również musiało umrzeć. Jeżeli OnePlus miał zacząć na siebie zarabiać, to musiał klepać to co wszyscy, czyli to, czego ludzie chcą - budżetowce. Najlepiej z takimi nazwami, żeby klienci się nie połapali i byli zdani na doradztwo sprzedawców u operatorów, którzy muszą wyrobić miesięczne normy sprzedaży konkretnych modeli. Wisienką na torcie było tegoroczne MWC, gdzie OnePlus owszem był, ale dostał jeden mały stoliczek na uboczu wewnątrz gigantycznego stoiska Oppo.

Teraz OnePlus będzie sprzedawał - czy było warto?

Faktem jest, że ludzie nie dbają o technologię. To znaczy - nie interesują się tym, co mają w smartfonie. Dlatego OnePlus będzie się teraz sprzedawał jak świeże bułeczki. Ludzi nie będzie interesowało, że OnePlus i Oppo to jedno, bo 99 proc. populacji nie ma pojęcia czym jest BBK Electronics. Nie będzie ich obchodziło, że teraz ma ciężką nakładkę, bo kupią ich funkcje personalizacji ColorOS. Nie będzie ich obchodziło, że stosunek ceny do możliwości kuleje, ponieważ i tak większość nie kupuje smartfona za więcej niż 1000 zł (nawet jeżeli taki za 2k posłużyłby im 4x dłużej). Finalnie, za dwa lata znów pójdą kupić nowy smartfon, a patrząc jak wiele marek ma obecnie BBK na polskim rynku, jest duża statystyczna szansa, że zysk ze sprzedaży i tak i tak trafi do chińskiego koncernu.

Biznesowo wchłonięcie OnePlusa było więc jedyną słuszną opcją. W końcu przy liczeniu pieniędzy liczy się zysk, a nie to od kogo on pochodzi. A że w międzyczasie jedyna marka która budziła jakiekolwiek emocje została sprowadzona do roli no-namowego producenta? Trudno. Pozostaje jednak jeszcze jedno pytanie - czy miejsce OnePlusa ktoś zajmie. Na pewno próbuje to zrobić marka nothing, ale idzie jej to jak po grudzie, ponieważ próba zyskania ekscytacji fanów nie mając na rynku żadnego sprzętu jest bardziej komiczna niż skuteczna. Jednocześnie teraz termin "flagship killer" rozwodnił się do tego stopnia, że używa go każda marka która chce pokazać, że jej średniaki mogą się równać z flagowcami. O ile więc jestem przekonany, że wcześniej czy później jakiś brand (może jakiś nowy gracz) wejdzie w buty OnePlusa, ponieważ bądź co bądź jest to segment rynku do zagospodarowania, to o takie organiczne wsparcie społeczności będzie trudno.

Z drugiej jednak strony - czy przykład Oppo nie pokazuje przypadkiem, że o ile takie wparcie jest czymś fajnym, to jego przełożenie się na sprzedaż jest znikome?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu