Filmy

Więcej nowych animacji, a nie aktorskich remake'ów. "Mulan" tylko to potwierdza - recenzja filmu

Konrad Kozłowski
Więcej nowych animacji, a nie aktorskich remake'ów. "Mulan" tylko to potwierdza - recenzja filmu
4

Wobec aktorskich remake'ów klasycznych animacji Disney'a nigdy nie miałem wybujałych oczekiwań, ale "Mulan" jest chyba najlepszym przykładem tego, że studio powinno wrócić do swoich korzeni i zająć się nowymi animacjami.

To nie jest Mulan, którą znacie

"Mulan" to zdecydowanie jedna z najbardziej udanych i znanych animacji od Disney'a, dlatego na barkach nowej, aktorskiej wersji ciążyła niemała odpowiedzialność. Może nie tak duża, jak w przypadku "Króla Lwa", ale jednak. Porównań do produkcji sprzed 22 lat nie da się uniknąć, choć należy pamiętać, że Disney postanowiło sporo pozmieniać w fabule, którą pamiętamy. Niektóre postacie kompletnie pominięto, powiązania i relacje pomiędzy bohaterami są nieco inne, fabule nadano nieco inny tor, a wprowadzony element chi, który czyni Mulan tak wyjątkową wojowniczką, miał stać się pomostem pomiędzy baśnią, a dość realnym przedstawieniem świata.

Zwiastun „Diuny” zapowiada przepiękne widowisko w nowym wydaniu!

"Mulan" to dość klasyczna opowieść o dążeniu do pozostania sobą, podczas gdy najbliższe otoczenie wymusza na nas zachowywanie się wobec przyjętych norm i standardów. Młoda bohaterka od samego początku nie wpasowuje się w ramy tradycji, choć nie można jej odmówić starań. Zamiast pozostania dobrą żoną, pisane jej jest przywdzianie zbroi i walka na śmierć i życiu w obronie cesarza. Wszystko to dzieje się na fundamentach trzech cnót: lojalności, odwagi i prawdy.

Wady i zalety filmu Mulan

Z tą ostatnią Mulan ma najbardziej pod górkę, bo musi udawać kogoś, kim nie jest - ukrywanie się w męskim świecie wojowników to jedyny sposób na to, by wyruszyć na pole bitwy. Podobnie jak i w szeregach kamratów, tak i w starciu z przeciwnikiem, Mulan dość szybko zaczyna się wyróżniać i tylko wyznanie prawdy pozwoli jej wykorzystać swój cały potencjał. Pomysł na baśń jest dość prostolinijny, dlatego o dobry ostateczny efekt musiały tu zadbać inne elementy produkcji. Niestety nie wszystkie się udały, a co najgorsze zawiodły te, od których zależało najwięcej.

Netflix wie, jak walczyć o polskiego widza. Recepta na sukces jest taka prosta

"Mulan" może się podobać ze względu na kostiumy, krajobrazy, muzykę i (częściowo) aktorstwo. W przypadku tego ostatniego największym winowajcą będzie reżyserka Niki Caro, która nie potrafiła wydobyć z tak dobrej obsady prawdziwej iskry, która zaangażowałaby widzów. Yifei Liu (Mulan), Donnie Yen (Komandor Tung), Jet Li (Cesarz), Jason Scott Lee (Bori Khan), Tzi Ma (Zhou) to zestawienie aktorów, które powinno zagwarantować przekonującą i wciągającą przygodę, ale tak niestety nie jest. Zachowanie postaci jest miejscami nienaturalne (by nie powiedzieć sztuczne), nielogiczne i pretensjonalne. Natomiast sceny pojedynków, choć starają się i często są widowiskowe, to nie sposób oprzeć się wrażeniu, że czegoś im brakuje, by wywołały prawdziwe "wow". Tyczy się to też takich starych wyjadaczy jak Donnie Yen, Jet Li i Jason Scott Lee, których zdolności prawie w ogóle nie widać na ekranie. Na szczęście humor reprezentuje wyższy poziom i z kina wyjdziecie raczej uśmiechnięci.

Blisko 30 filmów zniknie z Netfliksa. Niektóre to niezła niespodzianka – co warto nadrobić?

Nawet historia Mulan mnie szczególnie nie przejęła

Nie tłumaczyłbym tego problemu konwencją, w jakiej miał być nakręcony film, bo są chwile, gdy widać przebłyski czegoś prawdziwego, ale to zdecydowanie za mało. Skupienie na historii Mulan nie pozwoliło wybrzmieć pozostałym postaciom, co nie byłoby kłopotem, gdyby nie fakt, że i jej losy pozostawały mi raczej obojętne, a jednocześnie kompletnie nie wykorzystano potencjału innych bohaterów. Porzucenie fałszywego imienia i wyznanie swojej prawdziwej tożsamości nie było tak patetycznym i przejmującym zwrotem, na jaki liczyłem, przez co jeszcze bardziej zdystansowałem się od Mulan. Wielka szkoda, że jej odpowiedniczka (także wspierana energią chi) w szeregach wroga skończyła jeszcze marniej - budowane przez cały film napięcie zdmuchnięto w ciągu sekundy.

Krajobrazy i muzyka mogą się podobać

Naturalne krajobrazy, które znalazły się w filmie są przepiękne i ładnie skadrowane, ale gdy przeplatają się ze scenografiami przypominającymi produkcje telewizyjne o niewygórowanym budżecie, to efekt końcowy jest dość mizerny. Byłem totalnie zaskoczonym tym, jak pozostałości pola bitwy lub osady emanują sztucznością, a w tle oglądamy niedopracowane grafiki komputerowe. Zamiast starć porównywalnych do tych z największych produkcji (czy ktoś z Disney'a widział Władcę Pierścieni?) oglądamy anemiczny zestaw wojowników otoczony wyczuwalnym z kilometra CGI. Już chyba wiem, dlaczego "Mulan" trafił także na VOD - by uniknąć konfrontacji z dużym ekranem. Na seans w kinie zasługuje jednak oprawa dźwiękowa - muzyka oraz efekty mogą się podobać przy odpowiednim nagłośnieniu.

Drugi sezon Mandaloriana jeszcze w październiku. Disney dotrzymał obietnicy

Więcej animacji Disney'a zamiast aktorskich remake'ów

"Mulan" nie jest filmem złym, bo opowiada bardzo ważną historię o łamani i robi to nawet całkiem nieźle, ale brakuje mu stylu. Po "Mulan" (2020) wcale nie widać budżetu 200 mln dolarów, dość nieudolna reżyseria zepsuła kilka fajnie zapowiadających się scen, a głupotka goni głupotkę, że nawet młodsi widzowie mogą złapać się za głowę obserwując tak wiele niekonsekwencji na ekranie. Chyba będzie lepiej, jeśli Disney odpocznie od aktorskich produkcji i przygotuje nam jakąś dobrą animację.

Ocena filmu "Mulan" (2020) - 6/10

Zdjęcia: Disney

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu