Wbrew histerii wokół TikToka, "influencerów" i zalewu dezinformacji, mamy do czynienia z dobrą obserwacją dotyczącą tego typu mediów: badanie terenowe z Francji i Niemiec pokazuje, że dwa tygodnie z dobrymi treściami informacyjnymi na Instagramie lub w podobnych serwisach realnie podnoszą poziom wiedzy, zdolność odróżniania prawdy od fałszu oraz zaufanie do mediów.
Oglądasz memy? Zacznij śledzić newsy w social mediach – mózg Ci podziękuje

Badacze nie walczyli z dezinformacją. Nie wstawiali znaków ostrzegawczych. Nie korygowali fake newsów. Kazali jedynie uczestnikom badania przez dwa tygodnie obserwować dwa konta informacyjne i aktywować powiadomienia. Zero przymusu.
U tych, którzy rzeczywiście obserwowali konta i otrzymywali powiadomienia:
- wiedza o bieżących wydarzeniach wzrosła o 0,21 punktu,
- dokładność w ewaluacji treści (rozróżnianie fake newsów od tych realnych) poprawiła się o ponad 1 punkt,
- zaufanie do mediów wzrosło o 0,13 punktu w skali sześciopunktowej.
I wszystko to bez poczucia, że są lepiej poinformowani i bez wpływu na polaryzację. Inną kwestią jest przeładowanie informacyjne (a tego nie badano). Natomiast wychodzi na to, że nawyk otrzymywania powiadomień o newsach i w miarę aktywnego zainteresowania, jest naprawdę dobry.
Czemu to działa? Bo dobre treści robią swoje, nawet jeśli nie są głównym daniem. Dużą rolę odegrały natomiast powiadomienia. Badacze podejrzewają, że właśnie te notyfikacje sprawiły, że treści informacyjne przebiły się przez hałas platform społecznościowych, które zabierają nam najwięcej uwagi na co dzień.
Ludziom po prostu podsunięto fakty. I okazało się, że nawet w zatłoczonym ekosystemie przeróżnych treści, użytkownicy przetwarzają je i uczą się. Tyle tylko, że większość nie ma kompetencji, aby system takiej konsumpcji mediów sobie wyrobić.
Social media niczego nie uczą? Nieprawda
Wbrew obiegowej opinii i niejednemu clickbaitowi, media społecznościowe potrafią informować. Nie tylko budować poczucie poinformowania, ale realnie wzmacniać kompetencje poznawcze użytkowników. O ile — oczywiście — da się im odpowiedni impuls. O ile dostaną szansę zobaczenia czegokolwiek poza kotami, wojenkami politycznymi i banałem. Odrobinę dziwnie to wygląda choćby w kontekście tego, co Meta wyrabia w zakresie wrzucania linków na stronach. Link wrzucicie, owszem: ale trafi on do promila odbiorców i będzie on zupełnie obdarty z choćby obrazka wprowadzającego.
Jednak nie algorytmy są najważniejszym problemem. Problemem jest brak kontaktu z wartościowymi treściami. Nawet na Instagramie i TikToku, gdzie ludzie raczej nie szukają newsów, jakościowe źródła są. Ale trzeba im pomóc wejść do gry.
Zaufanie
Najciekawszy wniosek? Wzrost zaufania do mediów. Nie tylko do konkretnych kont, ale ogólnie. To jak odkryć, że mleko jednak nie jest zepsute, tylko wcześniej piliśmy nie to, co trzeba.
Owo zaufanie rodzi się z kontaktu z treściami, które robią to, co powinny: pokazują, wyjaśniają, nie manipulują. To zaufanie może mieć długofalowy efekt — im bardziej ufamy, tym więcej czytamy. Im więcej czytamy, tym lepiej filtrujemy świat. Czyli: dajmy ludziom newsy, a resztę zrobią sami. Wcale nie są tacy głupi.
Meta się myli
Meta głośno twierdzi, że ludzie nie chcą newsów. Znalezione przeze mnie badanie udowadnia, że to kłamstwo w ładnym opakowaniu. Jak znam platformy społecznościowe (wszelakie), to najpewniej zdają sobie z tego sprawę, tylko po prostu im się nie opłaca wspierać jakościowe media. Lepsze jest to, co ludzi realnie ogłupia i wiąże łańcuchem zaangażowania.
A ja sądzę, że platformy społecznościowe powinny promować treści informacyjne: szczególnie te jakościowe. To one wnoszą realną wartość. Nie chodzi o to, by rezygnować z memów, kotów i pranków. Chodzi o to, by między nimi była jeszcze przestrzeń na rzeczy, które mają znaczenie i które ubogacają społeczeństwo.
Czytaj również: Ktoś chyba upadł na głowę. Facebook żąda dostępu do naszych telefonów
Minimum, by wydobyć maksimum
Wystarczyły dwa konta i jedno powiadomienie dziennie. W natłoku wszystkiego czasem wystarczy odrobina czegoś naprawdę dobrego, aby wywołać konkretny efekt. Okazuje się, że trzeba niewiele, aby zyskać naprawdę wiele. Mamy kryzys zaufania do mediów, kryzys konsumowania informacji w ogóle. I wygląda na to, że to platformy społecznościowe są temu winne: bo nie promują jednoznacznie dobrych rzeczy. Natomiast ludzie sami z siebie nie zaczną obserwować dwóch jakościowych kont i raz dziennie czytać wyboru tych najważniejszych newsów. Sytuacja wygląda patowo: chyba że to platformy pójdą po rozum do głowy i postanowią społeczeństwu trochę pomóc w "ogarnięciu się".
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu