Technologie

Mam dosyć smartfona. Wracam do jednozadaniowych gadżetów

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

36

Niezależnie od tego, czy to było wyjście z domu na kilka godzin czy tygodniowa wycieczka, bez problemu byłem w stanie zapełnić cały plecak elektronicznymi gadżetami. Każdy z nich miał jedno zadanie i wywiązywał się z niego znakomicie. A później pojawiły się smartfony.

Jedno zadanie - jeden gadżet

Wydaje się, że to było tak niedawno, a jednak od czasów, gdy odtwarzacze muzyczne, aparaty, dyktafony czy przenośne konsole były u szczytów popularności, minie druga dekada. Gdy telefon komórkowy był tylko telefonem (nie licząc kilku drobnych dodatkowych funkcji), potrzebowaliśmy odrębnych gadżetów, by móc posłuchać w ruchu muzyki, pograć poza domem czy zrobić porządne zdjęcie albo nagrać rozmowę/wywiad. Noszenie ze sobą tego wszystkiego nie należało do najprzyjemniejszych czynności i do dziś wspominam plecak wypchany elektroniką na każdą okazję. A przecież do niektórych urządzeń trzeba było zabrać dodatkowe akcesoria jak kasety (Walkman) czy płyty (Discman), ładowarki czy baterie. Życie gadżeciarza nie było łatwe, ale dawało sporo frajdy. Oczywiście, że mnogość urządzeń tworzyło pewne problemy, a połączenie wielu urządzeń w jednym (smartfon) sprawiło, że żyje nam się o wiele, wiele, wiele łatwiej, ale nie pod każdym względem...

Największe targi elektroniki w 2021 roku tylko online

Od pewnego czasu staram się jak najwięcej fotografować aparatem i to nie tylko w ramach obowiązków służbowych, by zdjęcia recenzowanych urządzeń wypadały jak najlepiej, ale także w wolnym czasie. Na jednodniowych wyjazdach, dłuższych urlopach czy spacerach sięgam po kompakt lub coś większego. Zdjęcia ze smartfona prezentują się dziś przepięknie i można się nimi błyskawicznie podzielić z innymi, ale pewnej granicy pod względami technicznymi przeskoczyć się nie da. Oczywiście, że doskonalenie umiejętności i aplikacje firm trzecich wiele zmieniają, ale to nadal tylko smartfon. W przypadku zdjęć lubię postawić sobie wyzwanie i uchwycić nawet to jedno naprawdę udane, zamiast zrobić dziesięć zwykłych fotek.

Nie tylko sentyment, ale i konkretne korzyści

W przypadku odtwarzacza muzycznego czy konsolki nie będziemy mówić o końcowych efektach naszych działań, ale o samym wykonywaniu danej czynności. Zatęskniłem za moją całą lokalną cyfrową kolekcją muzyki, którą miałem zawsze przy sobie na iPodzie oraz fizycznymi przyciskami na PSP, dzięki którym rozgrywka dawała mi więcej frajdy. Jeśli wrócimy do obowiązków w pracy, to dosyć regularnie rozmawiam z osobami, których wypowiedzi możecie później przeczytać na Antyweb albo usłyszeć w podcaście.

Od miesiąca drzwi otwieram smartfonem. Recenzja inteligentnego zamka Tedee

Dyktafon, jako aplikacja, sprawdza się zazwyczaj bardzo dobrze i jakość rejestrowanego dźwięku ze generacji na generację smartfonów jest coraz lepsza. Nie zmienia to jednak faktu, że dyktafon (dyktowany konkretnemu zastosowaniu) posiada na przykład trzy współpracujące mikrofony większych rozmiarów i o parametrach, którymi te ze smartfona dysponować nie będą. Mam już za sobą kilka nagrań przy użyciu Olympusa LS-P4 i ani myślę wracać do telefonu. Inna sprawa, że niektóre spotkania, konferencje czy wywiady wymagają posiadania dyktafonu, gdyż smartfony są zakazane.

Podobnie jak przy aparacie, tak i przy dyktafonie, można uznać że obowiązuje zasada że najlepszy dyktafon to ten, który ma się zawsze przy sobie. Niby tak, ale chcąc dostarczyć odpowiednią jakość nagrania i chcąc być pewnym, że w środku dnia nie stracimy kontaktu ze światem, gdy rozładuje nam się smartfon, dyktafon oraz aparat jako dwa oddzielne urządzenia będą jak najbardziej wskazane.

iPod jeszcze żywy

To samo odnosi się do rozrywki, o której napisałem przed chwilą. Mając w perspektywie kilkugodzinną podróż mógłbym wyposażyć się w powerbanka i smartfon, ale w grę wchodzi też pojemność pamięci, którą w trybie offline aplikacje Spotify czy TIDAL błyskawicznie zapełnią. Koniec końców sytuacja wydaje się w mojej ocenie mniej korzystna, jeśli będę przywiązany przewodem od ładowania oraz ograniczony pamięcią telefonu. iPod albo jakikolwiek inny odtwarzacz zostawią mi trochę więcej swobody, a również i on może posiadać dostęp do usług streamingowych.

Po PSP przyjdzie czas na Nintendo Switch?

O zasadności grania na smartfonie w cokolwiek bardziej angażującego niż proste, mobilne gry wolałbym się nie rozwodzić, bo nawet jeśli uratuję sytuację ładowaniem akumulatora na bieżąco, to go po prostu cały czas zużywam (nadużywam) w szybszym tempie, aniżeli w trakcie zwykłego użytkowania. Zaległości i powtórki na PSP są dla mnie wciąż na tyle angażujące, że wieloletni sprzęt Sony cały czas jest dla mnie niezwykle atrakcyjnym gadżetem, a niewykluczone że w najbliższej przyszłości zastąpi go Nintendo Switch.

Nintendo Switch Lite – recenzja po dziewięciu miesiącach

Wspólnym mianownikiem dla każdego urządzenia o pojedynczym przeznaczeniu jest oczywiście argument za niezależnym zasilaniem. Smartfon niejednokrotnie nie był w stanie sprostać moim potrzebom i niedługo po wybiciu południa domagał się podłączenia ładowarki, dlatego odciążając jego akumulator mogę próbować działać dwutorowo - sprawić, że będzie mi służył do kontaktu z innymi do końca dnia, a żywotność akumulatora nie będzie tak drastycznie spadać.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu