Polska

Wartościowe treści wygrywają z bogactwem ubogości. Za to dziękuję Krzyśkowi Gonciarzowi

Jakub Szczęsny

Człowiek, bloger, maszyna do pisania. Społeczny as...

Reklama

W polskiej branży medialnej nic tak dawno mnie nie ucieszyło jak sukces Krzysztofa Gonciarza - okupiony mnóstwem poświęconego czasu, energii i zaangażowania. Czy to jedyne składowe sukcesu? Oczywiście, że nie. Trzeba mieć na siebie pomysł, odrobinę talentu i mnóstwo kreatywności. Polecę frazesem - równie ważna jest wiara we własne możliwości. Nie siedzę w umyśle Krzyśka (choć bardzo bym chciał - byłaby to zapewne wartościowa nauka), ale widzę to w ten sposób. Efekt zapewne przerósł i jego oczekiwania.

Krzysztof Gonciarz osiągnął osobisty sukces - ale to również poważny krok do przodu całej sceny youtube'owej

Nie byłbym sobą, gdybym nie postawił tego osiągnięcia w opozycji do tego, co mi się w scenie youtube'owej nie podoba. Wspomniałem w tytule o "bogactwie ubogości", piękną metaforą pochodzącą od jednego z moich nauczycieli, mentorów. Polski YouTube oferuje naprawdę wiele, jednak wśród tego wyboru trafiamy przeważnie na formy nijakie, infantylne, trącające troglodyckim pomieszaniem fejmu, "swagu", bluzgów i dureństw. Nie będę wymieniał z pseudonimów i nazwisk, wystarczy, że "dwóch takich co ukradło youtube'a" pojawiło się niedawno w TVN i tam nie tylko szeroko opisano patologię szerzoną również przez tych panów, ale i rozliczono się z tym, jak polski YouTube wygląda. Krzysztof Gonciarz idzie inną drogą.

Reklama

I wydawać by się mogło, że Krzysztof ma trudny orzech do zgryzienia. Że dzisiaj sprzedają się tylko "dramy", bluzganie podczas grania w Minecrafta, czy pranki. Za jeden film już dziękowałem. Teraz dziękuję za całokształt. Z pewnością nie poczuje się utytułowany jak Andrzej Wajda, ale dla mnie bardzo ważne jest, by powiedzieć to, o czym wiedzą głównie ci, którzy Krzyśkowi życzyli dobrze.

Okazało się, że zbiórka mecenasów w Patronite okazała się być ogromnym sukcesem. W momencie, w którym piszę ten tekst (jest 4:16, 27 maja) na jego koncie jest już grubo ponad 10 tysięcy miesięcznie. Oznacza to, że jeżeli Krzysztof Gonciarz utrzyma dobry poziom, na jego konto będzie wpadać "najbiedniej" tyle. To - jak twierdzi - pozwoli mu na tworzenie jeszcze lepszych treści. I tu nie kłamie - wyprodukowanie czegoś dobrego po prostu kosztuje, a czas również ma swoją cenę.

Niech żyje patronat/mecenat

Mecenat jeszcze do niedawna kojarzył mi się z czasami szkolnymi, gdzie podczas omawiania sylwetek ważnych person z historii mówiło się o nich "mecenas sztuki". O co chodziło? Ci ludzie opiekowali się twórcami przeróżnych form górnolotnej ekspresji - od rzeźbiarzy, aż po aktorów, teatralnych. Warunek? Musieli być dobrzy i mecenasom się spodobać. Taka forma promowania obiecujących twórców miała swoje zalety - następował odsiew tych mniej uzdolnionych / kreatywnych / płodnych artystów, a ich miejsce zajmowali ci, którzy opiekę mecenasa otrzymali. A to nie wiązało się tylko z chwałą, czy splendorem. Za tym szły poważne środki finansowe, a artysta potrzebuje narzędzi, pracowni, czegoś do jedzenia. Wbrew wszelkim wyobrażeniom ludzi, artysta nie żyje tylko sztuką.

We współczesnym ujęciu mecenat/patronat opiera się na podobnych założeniach, ale śmiało czerpie z idei crowdfundingu, a przy okazji dotyczy czegoś innego. Zamiast inwestować w twórców rzeźb, sztuk, czy obrazów, oglądamy się na tych, którzy cieszą tłumy konsumentów treści w Internecie. Dobrych treści. I tu trzeba sobie powiedzieć dwie rzeczy.

  • po pierwsze, taki mecenat niekoniecznie stanowi "skok na kasę". Zauważcie, że mecenasi składają się na działalność człowieka / podmiotu co miesiąc. Jeżeli ten nie wywiąże się ze swojego zobowiązania wobec mecenatu, źródełko się wyczerpie, nikt nie wesprze go już po miesiącu. To stanowi nie lada motywację, żeby tworzyć więcej / lepiej / tak, jak się człowiek zobowiązał
  • po drugie, przypadek Krzysztofa Gonciarza udowadnia, że jesteśmy w stanie zapłacić za dobre treści. Krzysztof bardzo długo pracował swoim zaangażowaniem na to, by stać się personą rozpoznawalną w polskim Internecie. Kreował niebanalne produkcje, intrygował, zaskakiwał i... nie wypalił się po serii kilku dobrych filmów. Nie dość, że wbił się do kanonu najbardziej rozpoznawalnych twórców, to zyskał jeszcze spore zaufanie.

Odnieśmy przykład Krzysztofa do ogółu, jakim możemy nazwać całą scenę youtube'ową. Jaki inny twórca mógłby osiągnąć teraz sukces w serwisie Patronite? Kilku można byłoby wskazać, ale trzeba wziąć pod uwagę kilka czynników. Pomyśleliście o jakimś youtuberze z grona tych "growo-dramo-kiczowatych". Grupa odbiorców? Młodzież, dzieciaki. Wesprą takiego twórcę? Nie bardzo. Jeśli pomyśleliście o kimś, kto tworzy dojrzałe pod względem formy i treści materiały, to możecie mieć rację. Grupa odbiorców Krzysztofa ma pieniądze i ochotę na to, by zapłacić za dobrą treść. Idea patronatu połączona z crowdfundingiem i siłą social media to coś pięknego, co powinniśmy docenić. Nad tym w ogólnym zakresie powinni się zastanowić ci, którzy każą nam wszystkim - bez wyjątku płacić na "media narodowe".

Krzysztof Gonciarz nie otworzył drzwi innym twórcom. On je "pociągnął z Van Damme'a", następnie podpalił i odtańczył taniec zwycięstwa

Taki obrazek przeleciał mi przed oczami, jak zobaczyłem efekty kampanii na Patronite. Słysząc o tej zbiórce spodziewałem się wszystkiego i niczego. Może sukcesu, może blamażu, ale na pewno nie czegoś takiego. Nie, żebym Krzysztofa nie doceniał. Brałem pod uwagę raczej czynnik ludzki. Zastanawiałem się, czy ktokolwiek będzie wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności, jakim jest taki patronat/mecenat - nawet, jeżeli chodzi o mniejsze kwoty. I o ile "piątka" miesięcznie to "prawie nic" (1/3 paczki papierosów), to już 300 złotych to spora kwota. A taki jeden patron się znalazł.

Co to oznacza dla innych twórców? Otwarte (skopane i podpalone) drzwi. Niech sukces Krzysztofa stanie się dla nich motorem napędowym do tworzenia lepszych, ambitniejszych, ciekawszych treści. Niech i na tym polu zrodzi się ciekawa konkurencja. Jak wspominałem wyżej - odsiejemy tych, którzy się do tego nie nadają, albo są wtórni. Konsumenci treści niezmiennie są wymagający, a poziom ich oczekiwań będzie wzrastać. Gdzie w tym wszystkim jest Krzysztof Gonciarz? Cóż, jak na razie trafia w te wymogi "na szóstkę". Czy tak będzie potem? Oby. Bo mecenat to nic wiecznego.

Reklama

I o to właśnie chodzi.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama