Felietony

Jedna konferencja, mnóstwo nowości - Google mnie nie zawiodło

Albert Lewandowski

...

Reklama

Dzisiaj Google skupiło na sobie uwagę całego technologicznego świata. Mogę już śmiało powiedzieć, że firma z Mountain View nie zawiodła i przygotowała naprawdę ciekawe produkty. Przede wszystkim zapowiadają się na jedne z najlepszych w swojej kategorii. Czym szczególnym wyróżniają się poszczególne nowości?

Google Pixel 2 – brak zaskoczenia

Google Pixel 2 i Pixel 2 XL – dwie najjaśniejsze gwiazdy dzisiejszej konferencji. Przed nowymi smartfonami stało niełatwe zadanie zastąpienia na rynku udanych flagowców, chociaż niestety niedostępnych w m.in. Polsce. Niestety nic nie wskazuje na to, aby coś uległo w tej kwestii wraz z premierą drugiej generacji high-endów od Google. Zajmijmy się już jednak tym, co one oferują.

Reklama

Pod względem specyfikacji nie ma większego zaskoczenia. Ośmiordzeniowy procesor Snapdragon 835 z układem graficznym Adreno 540 z pewnością zapewni więcej niż zadowalającą wydajność i bezproblemowo poradzi sobie ze wszystkimi grami czy tytułami stworzonymi na platformę Daydream. Warto wspomnieć o tym, że większy model ją wspiera, podczas gdy mniejszy wciąż wprost przeciwnie. Nie każdy przepada z gogli okularów rozszerzonej rzeczywistości, więc całkowicie zrozumiały krok.

Wszystko tak, jak powinno

Do kompletu standardowe już 4GB RAM. Niektórzy będą w tym miejscu narzekać – rywale potrafią dać nawet dwa razy więcej. Jednak w przypadku Google Pixel 2 trudno uznać to za wadę. Patrząc na poprzednie telefony możemy być spokojni, że Google Pixel 2 pozwoli na szybką i płynna pracę, nawet przy wielu aplikacjach uruchomionych w tle. Na nasze dane przeznaczono natomiast 64 lub 128GB pamięci wbudowanej. Gdyby tej nam zaczęło brakować, zostaje jedynie skorzystanie z Dysku Google, na którym to otrzymamy nielimitowaną przestrzeń do przechowywania zdjęć i filmów, co stanowi moim zdaniem mocny punkt. Slotu kart microSD ponownie zabrakło.

Kolejna ważna sprawa to wyświetlacze. Mniejszy model został wyposażony w 5-calowy ekran AMOLED o rozdzielczości Full HD, więc u próżno szukać większej różnicy względem poprzednika. Za to Google Pixel 2, XL jeszcze bardziej urósł. Przekątna równa jest 6 cali, legitymuje się proporcjami 18:9 (2:1 – jak kto woli), Quad HD+ oraz delikatnym zaokrągleniem szklanej powierzchni. Jako że ma być absolutnie topowym telefonem, cieszę się, że Google postanowiło pójść tą drogą. Na konferencji opowiedziano także o rewelacyjnej jakości obrazu. Jestem jednak ciekaw, jak Google Pixel 2 będzie wypadał na tle Samsunga Galaxy Note 8 czy iPhone X.

Jeszcze lepszy aparat. Wow

Z tyłu zastosowano aparat o rozdzielczości 12 Mpix. Oczywiście cechuje się dopracowanym układem optycznym, jasnym obiektywem z przysłoną f/1.8, ale najważniejszym elementem pozostają algorytmy uczenia maszynowego. Dzięki temu ostatniemu Pixele są w stanie robić rozmycie soczewkowe bez użycia dodatkowego obiektywu. Wierzę w to, że Google udowodni, że podwójne aparaty wcale nie są niezbędne w smartfonach, chociaż obawiam się nieco efektów działań sztucznej inteligencji.

Niestety pod względem multimedialnym nie wszystko zmieniło się na lepsze. Przede wszystkim z Google Pixel 2 zniknęło złącze słuchawkowe, co jestem w stanie zrozumieć ze względu na wsparcie bezstratnego kodeku do przesyłania muzyki przez Bluetooth 5.0. Z drugiej strony nie mogę się przekonać do braku tego dodatku. Przynajmniej całość wyróżnia się odpornością na wodę i pył (certyfikat IP67).

Spełnione nadzieje

Jako że Google zdecydowało się na wykupienie części działu HTC, z którym to też blisko współpracowało przy projektowaniu Google Pixel 2 pojawił się tu również jeden bajer znany z HTC U11. Dokładniej pisząc, aktywne ramki. Dają one dodatkowe funkcje, ale trudno się oszukiwać, że są one killer feature'm. Ot, taki dodatek, tylko spokojnie można by było z niego zrezygnować.

Google Pixel 2 to porządne urządzenia z czystym Androidem. Będą otrzymywać szybko aktualizacje do kolejnych wersji, działać szybko, a nazwy wersji kolorystycznych wywołują uśmiech na twarzy i stanowią dobre odzwierciedlenie całej idei tej linii. Ma być prosto. Tak też właśnie jest – wszystko wygląda na intuicyjne, a Assistant pomoże nam przy każdym problemie. Oczywiście takim leżącym w zasięgu jego szybko rosnących możliwości.

Reklama

AI + Software + Hardware

Tym hasłem można by było najkrócej przedstawić cała konferencję. Google uważa, że aktualnie trudno wyróżnić swoje produkty tylko i wyłącznie za pomocą podzespołów, do tego potrzeba czegoś więcej. W ich przypadku wisienką na torcie mają być algorytmy sztucznej inteligencji. Uczenie maszynowe jest wykorzystywane w wielu ich aplikacjach, jednak teraz jego znaczenie jeszcze bardziej wzrośnie. Smartfon rzeczywiście ma się stać naszym przyjacielem, który zrozumie nasze intencje. Brzmi pięknie, co nie?

Google Lens

Rozwinięcie idei Assistanta, o której słyszeliśmy już w zeszłym miesiącu. Stanowi ona najlepszy dowód na szybki rozwój technologii rozpoznawania obrazu przez komputery - wystarczy, że skierujemy aparat na jakiś obiekt, a telefon dostarczy nam informacji o nim. Przydać się to może przy np. zwiedzaniu. Chcemy sprawdzić jakąś restaurację czy dowiedzieć się coś o oglądanym zabytku - wystarczy uruchomić aplikację i już. Genialne!

Reklama

Google Home

Pierwsza odsłona cieszy się dużą popularnością na całym świecie. Google uważa to za jeden ze swoich większych sukcesów, więc naturalnym jest fakt, że zaprezentowano ich kolejną wersję. Od teraz będzie można darmowo dzwonić na terenie USA, Kanady, a niedługo również Wielkiej Brytanii. Jednak nie on, a jego nowe warianty były ważniejsze w trakcie całej konferencji.

Wszystkie łączy Google Assistant. Asystent głosowy od giganta z Mountain View oczywiście rozumie wydawane przez nas polecenia, takie jak ustawianie przypomnień, wyszukiwanie w Google czy sterować pozostałym sprzętem Smart Home w naszym domu. Co więcej, jest teraz w stanie rozpoznawać osobę, która do niego mówi. Zależnie od tego, będzie inaczej reagował i korzystał z np. playlisty danego członka rodziny. W dodatku będzie monitorować wszystko, aby możliwie jak najbardziej pomóc użytkowników. Na przykład w razie korków, zaleci wcześniejszy wyjazd z domu na spotkanie. Właśnie takie smaczki powodują, że produkty Google stają się coraz ciekawsze i godne zainteresowania.

O to chodziło, Google

Do Assistanta możemy przypisać numery telefonów, dzięki czemu osoby, do których będziemy dzwonić, będą wiedzieć z kim rozmawiają. Do tego rozbudowano bazę aplikacji, pozwalających na odtwarzanie z nich utworów: Spotify, SoundCloud i Deezer. Ponadto dodano wsparcie dla HBO Now czy YouTube TV. Treści z nich mogą być wyświetlane na naszym telewizorze po wydaniu asystentowi odpowiedniego polecenia.

Genialną opcją pozostaje także Visual Responses. Home sam zadecyduje, na którym dostępnym urządzeniu wyświetlić dodatkowe informacje czy konkretne materiały, np. film pojawi się na telewizorze. Oczywiście, nie jest to nic rewolucyjnego. Jednak musimy pamiętać, że kolejny krok naprzód w temacie sztucznej inteligencji, uczącej się coraz skuteczniej naszych nawyków i rozumiejącej nasze zamiary.

Obecnie taka wizja nie będzie się podobać wielu osobom. Nie dać się ukryć, że strach przed sztuczną inteligencją, dodatkowo podburzany przez teksty kultury science fiction, szybko nie minie. Jedyny sposób na niego to praktyczne, dostępne w każdym sklepie rozwiązania. Gwarantuję Wam, że w ciągu najbliższych piętnastu lat większość spośród nas przekona się do asystentów głosowych (zapewne pojawi się do tego czasu polska lokalizacja Google Assistant i innych…) i będzie ich prawie nałogowo używać. Jeżeli będą działać jak należy, to będzie mogło w znacznym stopniu ułatwić nasze życie. Przyjrzyjmy się zatem Mini i Max.

Reklama

Google Home Mini

Mniejszy, ale równie praktyczny, w dodatku w niskiej cenie, wynoszącej zaledwie 49 dolarów. Jego wyróżnikiem pozostaje trwały i przezroczyty materiał, z którego wykonano jego górną część. Widać przez niego cztery, charakterystyczne diody, a samym urządzeniem można sterować dotykiem. Wystarczą do tego delikatne dotknięcia. Zdecydowanie wygląda na jedno z ciekawszych dostępnych akcesoriów – wygląda ładnie i spokojnie będzie można go umieścić w domu bez potrzeby przenoszenia innych rzeczy. Warto również wspomnieć o dostępności trzech wariantów kolorystycznych: czerwonym, szarym oraz czarnym. Jak na razie jest to produkt, który z chęcią bym kupił i używał.

Google Home Max

Jak wskazuje już sama nazwa, oferuje wszystkiego więcej. Najważniejszym elementem w jego przypadku będą dwa 4,5” woofery, które są wspierane technologią rozpoznającą natężenie dźwięku dookoła i dostosowującą głośność do panujących warunków. To wszystko za 399 dolarów. Na początek niestety jego sprzedaż będzie ograniczona do Stanów Zjednoczonych, natomiast na kolejnych rynkach pojawi się dopiero w 2018 roku. Osobiście przemawia do mnie sama koncepcja. Jednak zastanawiam się nad jednym – czy nie więcej sensu ma osobny system audio w połączeniu ze standardowym Home lub nawet Home Mini? Jak na razie zapowiada się na ciekawostkę, którą będzie się można pochwalić przed znajomymi. Patrząc na to w ten sposób, to świetna zabawka.

Google Pixelbook – równie cool, co bezsensowny

Chromebooki – teoretycznie tanie laptopy dla mniej wymagających użytkowników z ciekawym, ale nie nadającym się do prawdziwej pracy systemem. Tymczasem Google po raz kolejny zaprezentował model z Chrome OS z najwyższej półki. Podobnie jak poprzednie Chromebook Pixel, również Pixelbook stanowi pokaz możliwości firmy, jednak w praktyce jest całkowicie pozbawionym sensu sprzętem. Ma procesory Intel Core i5 lub i7, do 16GB RAM, do 1TB SSD oraz baterię wystarczającą na 10 godzin. Nie sposób zapomnieć o dotykowym wyświetlaczu 12,3” QHD LCD, grubości 10 mm i wadze 1 kg. Jeżeli ktoś szuka drogiej maszyny do pisania i pracy w przeglądarce, wówczas rzeczywiście może się nim zainteresować.

Wyróżnianie na siłę

Na szczęście został wyposażony w jednego asa w rękawie. Tak, chodzi o Google Assistant. Jeżeli gdzieś można zaimplementować uczenie maszynowe, Google zapewne już to uczyniło. Do tego możemy dokupić… Rysik. Obsługuje 2048 różnych poziomów nacisków i charakteryzuje się niską latencją (czas reakcji ekranu na jego końcówkę), a to wszystko za 99 dolarów. Rozumiem, że Pixelbook to urządzenie 4w1 (tablet, laptop, namiot i tablet z klawiaturą jako podstawka), ale wciąż nie widzę szczególnego zastosowania stylusa w nim.

Przydałoby się coś więcej niż piękne opowieści o tym, jak ułatwi używanie i zmieni nasze życie nie do poznania. Po prostu nie. Na koniec cena. 999 dolarów za taki model to równie dobra, co zła cena. Otrzymujemy za tyle podstawowy wariant z zapewnionymi poprawkami oprogramowania i „łatkami” bezpieczeństwa – z ostateczną oceną wstrzymam się do pierwszych testów.

Więcej o Pixelbooku dowiedzieć się z tekstu Kamila.

Słuchawki pod Assistanta

Firma mocno stawia na promowanie swojego asystenta głosowego. Pixel Buds to słuchawki bezprzewodowe, za pośrednictwem których można korzystać z Google Assistant, a gdyby tego było mało, pozwala natychmiastowo tłumaczyć. Wystarczy mówić do nich w ojczystym języku, a telefon wykona resztę roboty. Wówczas z głośników w smartfonie wydobędzie się już tekst w języku właściciela. Myślę jednak, że jeszcze ważniejsze jest wsparcie tej opcji w 40 językach (sic!). Osobiście nie mogę się doczekać na sprawdzenie tego rozwiązania w praktyce, szczególnie że same słuchawki również zapowiadają się ciekawie. Mają kosztować 159 dolarów, działają na jednym ładowaniu 5 godzin lub cały dzień ze specjalnym etui z dodatkowym akumulatorem.

Wszyscy mają kamerkę, ma i Google

Clips to podręczne urządzenie do nagrywania. Nazwa wzięła się stąd, że można je przyczepić dosłownie wszędzie za pomocą specjalnego klipsa. Oferuje aparat 12 Mpix, 8GB pamięci wbudowanej i współpracuje z np. Pixelami, Samsungiem Galaxy S8 czy iPhone 8 - przyjdzie natomiast za nią zapłacić 249 dolarów. Zważywszy na jej kompaktowe wymiary wydaje się być całkiem przemyślaną konstrukcją. Dla osób zajmujących się profesjonalnie wideo może być praktycznym uzupełnieniem, chociaż wiele tu zależy od jakości oferowanych filmów.

Gdyby było mało, jeszcze Daydream View

Google pochwaliło się również nowym goglami rozszerzonej rzeczywistości. Zmian jest jednak jak na lekarstwo. Poprawiono materiały wykończeniowe oraz soczewki, dzięki czemu wrażenia z samego korzystania gogli mają być znacznie lepsze. I to by było tyle.

Długo i treściwie

Ostatnie konferencji przyzwyczaiły mnie do tego, że są nudne do bólu i wiedzieliśmy wszystko na temat prezentowanych nowości długo przed samym wydarzeniem. W przypadku dzisiejszego eventu Google było nieco inaczej. Owszem, całość powinna zostać skrócona, ale mimo wszystko jestem pozytywnie zaskoczony, jak amerykańska firma przygotowała całą imprezę. Również zaprezentowane produkty prezentują się ciekawie. Moim zdaniem producent z Mountain View skutecznie buduje własne portfolio produktów i stawia na rozwój algorytmów uczenia maszynowego. Można to zaklasyfikować jako inwestycja w przyszłość. Jednak już teraz dostępnych jest wiele aplikacji wykorzystujących tą technologię - Google Assistant wkrótce ma szansę stać się kluczowym ogniwem całej oferty. Pozostaje nam jedynie czekać na bunt maszyn z Home'ami na czele.

Na koniec CEO Google, Sundar Pichai, wspomniał także o możliwości skorzystania z usługi, pozwalającej wykorzystać moc obliczeniową TPU w chmurze. Jest to jednak skierowane stricte do klientów biznesowych. Ogółem Google zrobił wszystko tak, jakbyśmy mogli tego od niego oczekiwać. Dobra robota, naprawdę.

źródło: Google

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama