Internet

Internet of Things - sprawdzamy, czym jest internet rzeczy

Krzysztof Kurdyła
Internet of Things - sprawdzamy, czym jest internet rzeczy
Reklama

Smartfony, smartwache, czajniki, szczoteczki do zębów, wagi, pulsoksymetry, żarówki - co łączy w dzisiejszych czasach wszystkie te rzeczy? Jeśli wybierzecie odpowiednie modele, połączy je internet. Czajnik wyśle informacje, że woda się zagotowała, szczoteczka do zębów podpowie czy dobrze myjemy zęby, żarówka stworzy romantyczną atmosferę, smartwatch poinformuje, że już czas na bieganie, a smartfon... jeden smartfon, by nimi wszystkimi rządzić, jeden smartfon, by je wszystkie odnaleźć. Internet of things, czy to rewolucja na miarę XXI w. czy raczej odpustowe zabawki dla nerdów?

Internet of things - podstawowe informacje

Pojęcie Internet of Things rodziło się na przełomie wieków. Autorstwo przypisuje się często Kevinowi Ashtonowi, managerowi Procter & Gamble oraz start-uperowi, który budował infrastrukturę swoich klientów i firm w oparciu o technologię RFID. Tak czy inaczej, w okolicach 2010 r. pojęcie to stało się modne i popularne, to właśnie w tym „modelu” zsieciowanych urządzeń wszyscy zaczęli widzieć przyszłość szczególnie konsumenckiej technologii.

Reklama

Podwaliny pod rozwój tego gatunku urządzeń, jak to wielokrotnie w historii technologii najnowszej bywało, wniosła firma Apple. To właśnie w Cupertino powstał pierwszy nowoczesny ekosystem współpracujących ze sobą przez sieć urządzeń i oprogramowania, a jego ukoronowaniem było wprowadzanie na rynek nowoczesnego smartfona. To właśnie aplikacje z iPhone'a i Androida były podstawowym interfejsem użytkownika dla większości IoT w ciągu ostatniej dekady.

Również Apple jako pierwsze wbudowało w swoje systemy asystentkę głosową, Siri, co zapoczątkowało nową gałąź usług i urządzeń takich jak inteligentne głośniki. Te wydają się powoli przejmować od smartfonów pałeczkę w zakresie obsługi IoT i można zakładać, że w niedługim czasie większość poleceń będzie wydawana za pomocą głosu, a nie gestów na ekranie.

Wraz z szybkim rozwojem technologii mobilnych i sieciowych, cały biznes zaczął gwałtownie rozrastać się i rozlewać na kolejne branże. Coraz szybsze i stabilniejsze wersje WiFi oraz Bluetooth poprawiły jakość i możliwości synchronizacji danych.

Miniaturyzacja półprzewodników pozwoliła na zwiększenie wydajności przy jednoczesnym ograniczeniu zużycia energii i umożliwiła tworzenie niewielkich, ale bogatych w funkcje urządzeń oraz „wybuch” rynku kategorii wearables. Rozwój infrastruktury chmurowej i ekosystemów spowodował, że łatwiejsze stało się zarządzanie i przeliczanie danych, a także samo zarządzanie urządzeniami.

Dziś do IoT zaliczymy nie tylko urządzenia osobiste i domowe, ale także zsieciowane samochody elektryczne takie jak Tesla, roboty sprzątające, teleskopy, mikroskopy, pasy cnoty... internet wciska się naprawdę wszędzie.

W tym artykule skupiam się przede wszystkim na urządzeniach przeznaczonych na rynek konsumencki, ale warto też dodać, że urządzenie IoT rozpowszechniły się także w firmach. Całkowicie zautomatyzowane systemy magazynowe oparte np. o RFID, w których załogi są ograniczone do minimum, a zarządzanie odbywa się przy pomocy sensorów i algorytmów spiętych chmurą, nie są wcale rzadkością.

Jak rozwija się internet of things?

Wróćmy jednak na rynek konsumencki. Dziś biznes oparty na IoT to potężna grupa produktów przenikająca do większości rodzajów produktów i tworząca zupełnie nowe. Sprzedaż smartwatchy, po początkowych perturbacjach, rośnie w bardzo szybkim tempie. Urządzenia telewizyjne i multimedialne w zdecydowanej większości mają stały dostęp do internetu.

Reklama

Większość nowych urządzeń do domowej diagnostyki zdrowia czy wspomagających nas w trakcie treningu występuje dziś w wersji „smart”. Pojawiły się nowe, specjalizujące się w produkcji tego typu urządzeń firmy jak Peloton. Urządzenia do odtwarzania dźwięku łączą się po sieci z cyfrowymi rozgłośniami, korzystają z naszych baz plików AAC / MP3 czy potrafią zsynchoronizować się z naszymi smartfonami, konsolami czy komputerami. Nawet żarówki, poza bajerami kolorystycznymi, potrafią być już dziś aktywnym elementem sieci typu mesh.

Co ważne, spora część z tych urządzeń nie wymaga wcale wielkich inwestycji finansowych. Opaski fitness, inteligentne głośniki czy wagi są tanie i w zasięgu portfela zwykłego Kowalskiego. Smart to, smart tamto, wygląda chyba na to, że rewolucja się udała? Odpowiedź jednak nie będzie jednoznaczna, najprościej napisać krakowskim targiem, i tak, i nie.
Reklama

Dlaczego nie?

Marketing first

Spora grupa firm traktuje dopisek „smart” tylko jako dodatek marketingowy i nie specjalnie zajmuje się funkcjonalnością sprzedawanych przez nie rozwiązań. Kupić jak najtaniej moduł Bluetooth, dopisać na kolanie byle jaką aplikację na smartfona, podnieść cenę w stosunku do zwykłej wersji i zapomnieć o temacie - tak w skrócie wygląda plan części producentów. Klient ma się złapać na „sieciowość”, a czy będzie to dla kogokolwiek użyteczne, to już mniej ważne.

Ciągłe sięganie po smartfona i odpalanie dziesiątek aplikacji w dzisiejszych czasach nie jest już smart. Synchronizacja po Bluetooth jest dobra dla malutkich, zasilanych baterią urządzeń, ale czajnik, ekspres do kawy czy waga powinny już mieć stabilne połączenie WiFi i współpracować z asystentami głosowymi.

Przykład z życia wzięty, urodziło mi się dziecko, więc stwierdziłem, że fajnie byłoby, żeby waga była „enteligentna” i zapisywała postępy wagi noworodka w aplikacji. Ciężko o prostsze zadanie, nieprawdaż? Szybki przegląd ofert na Allegro, wybór „na oko” spośród dwu czy trzech modeli chińszczyzny i... klops. Do wagi trzeba ciągle chodzić ze smartfonem, aplikację projektował Steve Wonder, a połączenie Bluetooth jest stabilne niczym ruchome piaski. Wytrzymaliśmy jakiś tydzień i wróciliśmy do notowania długopisem...

Co ciekawe, podział na dobre i złe IoT nie przebiega całkowicie zgodnie z podziałem cenowym, na rynku mamy urządzenia relatywnie tanie z niezłymi rozwiązaniami, ale i bardzo drogie z zupełnie bezsensownymi. Świadczy to o tym, że spora część, szczególnie konserwatywnych producentów nie tyle chce naciągnąć klienta, co po prostu zupełnie nie czuje tego tematu.

Chaos w standardach

Alexa, HomeKit, Google Assistant, Siri, ZeeBee, Thread, IFTTT, mesh, Z-Wave, KNX, AllJoyn i wiele innych nazw zaatakuje Cię z pudełek urządzeń tego typu. Niektóre będą działać na WiFi, inne tylko po Bluetooth, ale też standard tych ostatnich może mieć znaczenie. Chaos panujący w IoT zasługuje na osobny rozdział, więc do tej sprawy jeszcze wrócę.

Reklama

(Nie)bezpieczeństwo

Firmy supportują urządzenia krócej, niż my je używamy. Brak supportu równa się brak aktualizacji bezpieczeństwa. W efekcie potem nagłówki portali tchnologicznych krzyczą potem o włamaniach do sieci przy pomocy inteligentnej żarówki czy drukarki albo zhackowaniu czajnika tak, że jest nam w stanie wywołać pożar. Ostatnio głośno było o męskich pasach cnoty, nad którymi przejąto kontrolę, zdalnie zablokowano użytkownikom przyrodzenia i zarządano okupu w bitcoinach... Masowo produkowane chińskie noname'y, z dokładanymi ślicznymi na szybko zachodnimi logotypami potrafią być niebezpieczne pod tym względem już w dniu zakupu. Na razie nie ma niestety widoków, żeby miało się to szybko zmienić.

 

Użytkownik ma smartfona? Wyrzućmy ekran...

Kiedy na początku roku stanąłem przed zakupem czajnika, pierwszą myślą było, niech będzie inteligentny i sieciowo przyzywa mnie do kuchni, gdy skończy swoją powinność. Jak się okazało, tańsze modele takich urządzeń nie miały nawet wyświetlacza pokazującego wysokość aktualnej temperatury wody. Ta informacja bywa bardzo przydatna, szczególnie jeśli się ma małe dziecko.

Sprawdzić tę wartość można było tylko w aplikacji, podobnie tylko tam można było go sobie zaprogramować. Skończyło się na zakupie niesieciowego czajnika, który dodatkowo pokazywał poziom wody. Bo widzicie, ten inteligentniejszy, nie miał nawet wycięcia na boku pokazującego poziom wody.

Krótko mówiąc, firmy wprowadzają na rynek badziewie, w którym sieciowość i obsługa z ekranu smartfona służy za pretekst do wycięcia standardowych elementów ułatwiających obsługę. Koszty produkcji spadają, cena urządzenia rośnię (ponieważ jest „smart”), żyć nie umierać. Trzymajcie się od urządzeń zbyt uzależnionych od smartfonów z daleka.

Dlaczego tak?

Część rozwiązań jest już dopracowana

O ile zbudowanie kompleksowego rozwiązania dla domu opartego o IoT jest ciągle trudne i dość drogie, są rejony gdzie integracja działa bardzo dobrze. Komputery, tablety i wearables, to trio jest już dziś jest bardzo przydatne i spójne, zarówno w świecie Apple, jak i Androida.

Coraz lepsi asystenci

Sterowanie głosem to jedyna sensowna przyszłość dla większości IoT. W tej kwestii jest coraz lepiej, szczególnie w krajach anglojęzycznych. Jeśli chodzi o Polskę, cóż trzeba się przyzwyczaić, że powiedzonko „Polska język, trudna język” nie traci jak na razie na znaczeniu. Nie mniej, da się już stworzyć system sterowany komendami głosowymi, który działa i faktycznie pozwala uprościć niektóre czynności.

IoT często działa tam, gdzie tego nie widać

Tu znów trzeba odejść od rynku konsumenckiego i wspomnieć o automatyzacji przedsiębiorstw, w której IoT odgrywa coraz większą i co ważne praktyczną rolę. Możemy to zaobserwować u kurierów, w magazynach, czy półkach sklepowych. Najczęściej jednak po prostu korzystamy z efektów działania IoT bez większej świadomości jak dziś są powszechne np. w logistyce.

Internet of things a kompatybilność między akcesoriami

Na rynku co rusz pojawiają się nowe standardy, protokoły, grupy je promujące, a ekosystemy w ramach których mają działać dodają ich obsługę czasie, kompleksowo, a czasem w ograniczonej formie. Ten chaos utrudnia wybór urządzeń, które chcielibyśmy spiąć w spójnie działającą całość. Jeśli w ramach jednego systemu nie znajdziemy odpowiadającego nam urządzenia, musimy ratować się przez stosowanie mostków do innych, co często przekłada się mniejszą stabilność całości.

Kupując urządzenie trzeba dokładnie wczytywać się, co i w jakim zakresie jest obsługiwane, inaczej może się okazać, że stracimy sporo czasu a sprzęt i tak nie ruszy, albo będzie działał źle. Nawet decydując się na sprzęt jednego producenta nie można być pewnym, że skoro jedno z jego urządzeń działało np. z HomeKit, to inne także będą miały tę możliwość.

Co gorsza, nawet w przypadku najbardziej spójnego ekosystemu jakim jest Apple HomeKit, możemy wpaść w pułapkę. Żarówka z opisem „Współpracuje z Siri” nie oznacza, że jest zgodna z HomeKit. Możemy spiąć jego aplikację z Siri, ale nie będziemy widzieć takiego urządzenia w aplikacji Dom. IoT, szczególnie dla inteligentnego domu to pod tym względem jeden wielki bajzel i jak na razie nie widać szans na szybkie jego unormowanie.

Najlepsze gadżety IoT dostępne w Polsce

Jak już wspomniałem, w dojrzały etap swojego istnienia zaczynają wchodzić takie produkty z grupy Wearables jak smartwache czy słuchawki. Apple Watch czy Samsung Galaxy Watch potrafią być bardzo pomocne i produktywne w codziennym życiu, a także pomagać w dbaniu o nasze zdrowie. Taki osobisty ekosystem doskonale dopełniają bezprzewodowe słuchawki, czy to od Sony, Bose, Panasonica czy ostatnio Apple.

Bez stresu można inwestować w domowy sprzęt audio-video mający multimedialne możliwości. Zresztą, w tym segmencie coraz trudniej kupić urządzenia, które nie byłyby zsieciowane. W tym dziale rewolucja internetowa przebiegła chyba najbardziej kompleksowo, choć relatywnie bez rozgłosu.

Dużą i ciągle rosnącą ofertę mamy w urządzeniach dla inteligentnego domu. Gniazdka, listwy, przełączniki, termostaty, zraszacze, bramy - jest tego na rynku sporo i to nie tylko od tańszych, chińskich producentów, ale też uznanych producentów takich jak Eve.

Największą grupę produktów, tak dostępnych, jak i kupowanych, stanowi chyba inteligentne oświetlenie. Tu można wyróżnić oferty Nanoleaf, Ikei, Philips Hue czy WiZ, do których mam większe zaufanie niż do chińskich marek. Spory wybór markowych urządzeń znajdziemy też, szukając opartych o IoT systemów bezpieczeństwa, takich jak kamerki czy dzwonki do drzwi.

Z inteligentnymi głośnikami mamy w naszym kraju trochę zamieszania. Apple HomePod i HomePod Mini nie są w Polsce oficjalne dostępne, trzeba kupować je za granicą lub drożej od pośrednika z Allegro. Trzeba też pamiętać, że jak na razie nie ma obsługi Siri po polsku. W przypadku sprzętu Amazona i Google jest znacznie lepiej i taniej, a z Google, choć ułomnie, porozmawiamy w ojczystym języku.

Na osobny akapit zasługuje firma Withings, która produkuje chyba najbardziej dopracowane urządzenia z grupy medycznych. Termometry, wagi, ciśnieniomierze, EKG, smartwatche, wszystko spięte porządnie napisaną aplikacją. Co ważne, w większości przypadków urządzenia zapisują wyniki pomiarów bezpośrednio do chmury i dają możliwość „prowadzenia” wielu użytkowników.

Z polskich producentów, najbardziej obiecującym jest dla mnie StethoMe, domowy stetoskop spięty z chmurą obliczeniową odpowiedzialną za analizę wyników. Mam cichą nadzieję, że ta firma rozwinie się i pójdzie drogą Withings. Rozwój narzędzi do diagnostyki w domu to rzecz, z którą wiążę największe nadzieje w kontekście rewolucji IoT.

Czy warto inwestować w internet of things?

Pozostaje więc pytanie, czy dziś warto inwestować w IoT już dziś. Odpowiedź może być tylko jedna, zdecydowanie tak, ale... z głową, szczególnie w kwestii smart home. Warto też czasem zaryzykować i potraktować część zakupów jako inwestycje w konkretną wizję i firmę, a nie tylko jako zakup sprzętu. Osobiście mam tak z StethoMe, które planuje kupić, gdzie pomijając aspekt praktyczny, chciałbym po prostu wesprzeć ich rozwój swoją „cegiełką”.

Wracając do smart home, tu cały czas będę podkreślał brak stabilizacji w zakresie standardów. Wybór ekosystemu odpowiadającego za sterowanie determinuje po części z jakich urządzeń będziemy mogli korzystać dalej. Kompleksowy inteligentny dom wymaga pieniędzy, determinacji i oczu z tyłu głowy przy zakupie kolejnych klocków.

Jeśli nie macie dużych środków na taką inwestycje, warto jednak zastanowić się, czy pojedyncze urządzenia nie okażą się wam przydatne, np. inteligentna listwa, którą zdalnie wyłączycie czy żarówki sterowane tanim głośnikiem. Nie trzeba rzucać się od razu z motyką na słońce i przebudowywać dom pod IoT.

Najważnijsze jednak żeby trzymać rękę na pulsie i obserwować co się dzieje na tym rynku. Przejście kolejnych gałęzi do stanu, w jakim już dziś są urządzenia ubieralne, może się wydarzyć wcześniej niż przypuszczamy. Nie mam też wątpliwości, że za dekadę, może dwie praktycznie wszystko w naszych domach, garażach i szafach będzie można opisać jako IoT. Czy na pewno będzie to dla nas dobre? To się dopiero okaże, o tym zdecydujemy akurat My, ludzie, a nie martwe półprzewodnikowe płytki z wbudowaną siecią bezprzewodową, one dalej będą tylko narzędziem.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama