Piszę ten tekst w emocjach, bo to, co dzieje się na świecie woła o pomstę do nieba. Nawet mnie zakłuł fakt wkroczenia do budynku Kapitolu jak do obory przez prawicowych nacjonalistów popierających Donalda Trumpa. Dezinformacja, teorie spiskowe zrobiły swoje. To wszystko nie miałoby miejsca, gdyby nie Internet.
Wielu z Was pewnie się ze mną nie zgodzi i uzna, że piszę na zlecenie jakichś tam grup interesów. Nie, piszę dokładnie tak, jak uważam - to rzecz jasna głównie opinia, ale podparta tym, co udało mi się zaobserwować w świecie Internetu i to, co ustalono w kwestii dezinformacji (i jest to pewne). Niestety, żyjemy w "ciekawych czasach". Coś czuję, że rok 2021 wcale nie będzie lepszy, choćby pod tym względem.
Zacznę od anegdotki - dzwoni do mnie wujek z Ameryki
Wiecie, gadka-szmatka. Jak tam, czy zdrowi, czy żyjemy. Akurat byłem w szpitalu, więc trochę porozmawialiśmy o kwestiach zdrowotnych. A potem? Potem zeszło na QAnon i na temat tuneli - więzień, gdzie przetrzymuje się dzieci po to, by na nich uprawiać dzikie praktyki seksualne. Ponadto, pozyskuje się z nich adrenochrom - mający działanie psychoaktywne, tu do praktyk "rytualnych". Pod ziemią toczy się wojna o przywództwo nad światem, Demokraci są winni temu całemu bajzlowi. Koronawirus to natomiast pretekst do tego, aby pozamykać ludzi w domach i prowadzić szerzej zakrojone działania zbrojne.
Byłem tak zaskoczony tymi "rewelacjami", że nie pociągnąłem tematu. Badając później temat sprawdziłem, czy można pozyskać adrenochrom w inny sposób, niż wyciągając go z człowieka. Oczywiście, syntetyzując go z adrenaliny. Tyle, że ten pozyskiwany z dzieci ma "lepsze wibracje". No, tak. Dobre wytłumaczenie.
Wtedy nie brałem tego szczególnie poważnie. Nie zastanawiałem się, ilu tak naprawdę ludzi może wierzyć w takie bzdury. Było mi raczej wstyd za to, że ktoś z mojej rodziny może powielać takie niedorzeczności. Wczorajszy dzień pokazał mi, jak wielka jest rzesza osób, które nie potrafią dokonać analizy informacji pod kątem jej prawdziwości. Ale... może to nie działa w ten sposób? Może po prostu dezinformujący trafiają na podatny grunt - osoby, którym nie podoba się obecny porządek świata i potrzebują danych, które wyjaśniają ich obawy i podejrzenia? I choćbyś przekopał przy nich całą ziemię pokrywającą Amerykę i ani jednego tunelu nie znalazł, nie uwierzą, że to wszystko nie jest prawda?!
Okazuje się, że Ameryka to nie tylko to, co widzimy my - zapaleńcy technologiczni. To nie tylko duże miasta, podróżujący wszędzie ludzie, dobrze zarabiający i doskonale poruszający się w nowoczesnym świecie. To PRZEDE WSZYSTKIM wieś, opustoszałe południe, gdzie ludzie nie zarabiają dużo, są niezadowoleni ze stanu elit, jednak mają dostęp do mediów społecznościowych. Ze względu na uwarunkowania społeczno-ekonomiczne, zamykają się w bańkach, które trafiają do nich. Często są to nacjonaliści, przywiązani do amerykańskich wartości kreowanych przez Republikanów. My widzimy tylko tą najlepiej eksponowaną część społeczeństwa. I ona nas najbardziej interesuje - nic dziwnego. Ale nieco wykrzywia to obraz USA, który mamy w głowach.
Skąd jednak dezinformacja?
Wielokrotnie udowadniano już, że Rosjanie moczyli swoje brudne łapska w trakcie potyczki wyborczej między Clinton i Trumpem. Oddelegowane farmy trolli, fanpage'e oraz konta powielały specjalnie wycelowane właśnie w takich ludzi informacje. Trafiali na podatny grunt, który wytworzył na tej podstawie własne konstrukty ideowe. Republikanie (przynajmniej "ultrasowa" część) zradykalizowała się do tego stopnia, że zwyczajnie to musiało skończyć się tak, jak w Kapitolu. Jeszcze gorsze jest to, że Donald Trump wytworzył wokół siebie otoczkę "zbawcy narodu" (coś Wam to przypomina?), jednocześnie rozsiewając bzdury na temat sfałszowanych wyborów. Nawet Republikanie odcinają się od jego słów i uznają wynik. Widzicie to? Pycha kroczyła przed upadkiem. I to już jest upadek: moralny oraz personalny.
Mamy płaskoziemców. Mamy antyszczepionkowców. Mamy zwolenników przeróżnych teorii spiskowych. Dopóki nie powstał Internet, nie mieli oni takiej siły, by docierać do mas. W momencie, gdy Internet był gorzej dostępny z powodów kosztu wejścia oraz braku odpowiedniej infrastruktury, był w nim porządek. Mam porównanie - bo sam zaczynałem przygodę z Internetem przed początkiem nowego millenium. I mogę powiedzieć tylko, że było znacznie lepiej: ludzie komunikowali się ze sobą z sensem, dyskusje były merytoryczne, panowały jakieś zasady. Przykro mi to mówić, ale gdy Internet się upowszechnił i zaczął mieć do niego dostęp nawet człowiek, któremu robić się nie chce, liczy tylko na daninę rządową i jest łasy na tanie rozrywki dla gawiedzi - poziom upadł. Nawet największy ignorant może wypowiedzieć się na temat kształtu naszej planety, polityki, nauki. Często bazując na materiałach, które pochodzą bezpośrednio od twórców teorii spiskowych, czy propagandzistów zakłamujących rzeczywistość. Goebbels by się za głowę złapał, jak pięknie by było teraz uprawiać propagandę. I miałby od kogo się uczyć, serio.
Mnie osobiście irytuje to, że na tematy naukowe, przecząc jej prawidłom, wypowiadają się ludzie, których kompetencje zaczynają się i kończą na trzech filmikach na YouTube oraz uczestnictwie w szurskich grupach. Widzisz wypowiedź takiego człowieka, wchodzisz na profil, a tam: "Szlachta nie pracuje" i treści, które nie wskazują na wysoki kapitał intelektualny właściciela konta. Zgroza.
Co dalej z internetem?
Nie bomba atomowa, nie śmiercionośny wirus, nie supergroźna substancja chemiczna jest dzisiaj najpotężniejszą bronią. To Internet. To właśnie tutaj można zdzierać informacje z każdego i implikować myśli podatnym masom. Uprawiać dezinformację na gigantyczną skalę, a nawet "wygrywać komuś wybory". Nawet to, co dzieje się w Polsce zawdzięczamy dezinformacji, propagandzie i ignorancji części naszej ludności (propaganda i ignorancja nie tylko pochodząca z Polski!). Podzieliliśmy się jak nigdy i jeżeli tak dalej pójdzie, z wojen w sieci, przejdziemy na rękoczyny. Właściwie, to już tak było.
Czytaj również: Kosmiczny styczeń pod znakiem ważnych testów i prób
Co dalej? Czy kiedyś dojdzie do tego, że pewne kraje zostaną odłączone od "naszego" Internetu przez resztę? A może ktoś odłączy się sam? To może nie dać zupełnie nic - potęga Internetu wynika wprost z jego powszechności. Nie uda nam się tego opanować. Nikt już nie kontroluje niczyich działań w Internecie, tych danych jest za dużo. Staliśmy się niewolnikami danych w ujęciu całego społeczeństwa.
Nie tak miało być, Kochani. Internet stał się śmietnikiem, ale w pewnych miejscach można znaleźć przydatne treści. Skoro istnieją "szurskie" bańki, to są również takie, gdzie można znaleźć coś ciekawego. Zastanówmy się, co jednak wybiera najczęściej "większość"? Tanią rozrywkę, "łatwe" bodźce. Szkoda mi tego wszystkiego.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu