Upadek HTC jest zwiastowany od dawna. Te zapowiedzi nie są jednak wyssane z palca i bazują na bardzo wymiernych dowodach w postaci wyników finansowych za kolejny kwartał. Ostatnie rezultaty również nie zachwycają, ale dlaczego tak się dzieje?
Zyski? W HTC już zapomnieli, co to znaczy
Trudno nawet dokładnie napisać, kiedy HTC po prostu na siebie zarobiło. Od kilkunastu kwartałów ich wyniki wyglądają coraz gorzej, choć zdarzyło się, że nawet jakiś okres wypadł im lepiej i w końcu mogli powiedzieć, że zyskali. Inna sprawa, że to niewiele zmieniało, jednak pomagało poprawić morale firmy oraz samych inwestorów.
Ostatnie dane finansowe za sam sierpień 2018 roku są tak beznadziejne, że aż trudno zrozumieć, jak HTC udało się to osiągnąć. 45 milionów dolarów przychodu, a samymi stratami nie chciano się podzielić. Względem sierpnia 2017 zanotowano pogorszenie sytuacji o skromne 54%, jednocześnie był to najgorszy miesiąc pod względem przychodów od 15 lat. Ostatnio powiadomiono o tym samym, sytuacji na pewno nie uratuje od razu zwolnienie 1500 pracowników. Na giełdzie cena ich jednej akcji spadła już poniżej 1,3 dolara i tak źle nie było od początku istnienia.
Błąd za błędem - upadek HTC nie bierze się znikąd
Oczywiście nic nie bierze się znikąd. Na początek wypada zacząć od ich oferty smartfonów, która dopiero teraz doczekała się bardzo potrzebnej redukcji. Przede wszystkim dalej brakuje im sensownych urządzeń z niskiej i średniej półki. Moim zdaniem sporo może zmienić niedawno zaprezentowany HTC U12 Life, który wypada po prostu bardzo dobrze, ale jednym produktem trudno coś działać w tak ogromnym segmencie.
Niby jest seria Desire. Problem polega na tym, że HTC Desire 12 oraz Desire 12+ są stanowczo za drogie, jak na swoje możliwości, sam miałem okazję je sprawdzać i naprawdę trudno je zaakceptować. Korzystając z nich, czułem się, jakbym cofnął się w czasie o około dwa lata. Szkoda, że nie pojawił się żaden godny następca dla Desire 820. Zresztą jeszcze odpuszczenie sobie niskiej półki da się zrozumieć, ale już absurdalnie wycenione produkty na średniej wydają się być tragicznym pomysłem.
Kolejna sprawa dotyczy marketingu. O tym mówi się od dawna i w tej sprawie HTC niewiele poprawiło. Produkują świetne flagowce, widać w nich pomysł na całość oraz pracę w nie włożoną, co przekłada się na naprawdę udane konstrukcje. Wysoka jakość dźwięku, przejrzysty interfejs, aktywne ramki, funkcjonalne oprogramowanie oraz świetne aparaty - naprawdę to ma potencjał na znacznie więcej pod względem samej sprzedaży.
Kim jesteśmy? Nie wiemy
Po 2013 roku HTC pogubiło się. Po fenomenalnym One M7 przyszedł One M8 oraz odgrzewany kotlet w postaci One M9. Wtedy też firma nie wiedziała trochę, w którym kierunku podążać, na jakiego klienta się otworzyć, czym powinni się wyróżniać. Jednocześnie odpuścili sobie agresywny marketing, wskutek czego cała konkurencja ich wyprzedziła.
Nadzieją na nowy początek miał być i nadal jest dział odpowiedzialny za VR. Gogle z serii HTC Vive rzeczywiście są wysoko oceniane, zadbano o współpracę ze Steam, ale sam segment wirtualnej rzeczywistości dalej raczkuje i opieranie się na czymś takim wzbudza samo politowanie. Naturalnie warto inwestować w młode dziedziny, jednak dobrze by było zadbać przy tym o jakąkolwiek rentowność. Tymczasem Tajwańczycy co miesiąc, co kwartał obiecują wiele, zmieniają, tylko to wszystko nie przypomina przemyślanej taktyki, a pomysłów przelanych na papier ad hoc.
Upadek HTC na wyciągnięcie ręki
Google przejęło część działu mobilnego na rzecz pracy nad Pixelami, dając firmie niezbędne pieniądze na rozwój. Obawiam się tylko, że HTC nie da sobie rady. Nie jest to pierwszy producent, który radzi sobie beznadziejnie i notuje straty, ale nie widać nikogo, kto wiedziałby, co mają robić. Opieranie się na VR i flagowcu, o którym nikt nie wie, chyba że obserwuje coachów, to nie ścieżka do zwycięstwa.
Chyba że telefon wykorzystujący blockchain zrewolucjonizuje rynek.
źródło: Gizchina
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu