Felietony

Brakuje mi trzeciego gracza. Oto za co uwielbiałem Windows Phone

Jakub Szczęsny
Brakuje mi trzeciego gracza. Oto za co uwielbiałem Windows Phone
Reklama

"Kiedyś to było, ku*ła". Wzięło mnie na sentymenty - dzisiaj wspomniałem dla Was o tym, jak wyglądał jeden z większych moim zdaniem fakapów Microsoftu. Nie ma się co szczypać - gigant tak koncertowo spartolił projekty Windows Phone / Windows 10 Mobile oraz Lumia, że powinno się o tym pisać książki dla przyszłych CEO, co by takich błędów nie powtarzali. Dzisiaj to Nokia jest na wygranej pozycji - gratulacje.

Od dłuższego czasu jednak noszę się z zamiarem "zwrócenia" pewnych nieusystematyzowanych myśli, które kłębią się w mojej głowie, w kontekście sytuacji na rynku mobilnych OS-ów. Mamy przepiękny duopol - w tandemie jadą sobie grzecznie Android i iOS i... nie zauważyliście, że w ostatnim czasie nie dzieje się nic mega-ciekawego? Kolejne wersje Androida, czy iOS nie wzbudzają większych emocji, nikt nie kusi się na takie innowacje, które powodują masowy opad szczęki i widowiskowe wysypanie się zeń trzonowców. Największa innowacja w ostatnim czasie dotyczyła rynku smartfonowego, a objawiła nam się w postaci notcha. Pięknie!

Reklama

Po koncertowym upadku Windows Phone grzecznie udałem się w objęcia iOS, po czym zdecydowałem, że Android wcale nie śmierdzi i jestem z nim do dzisiaj - i niczego nie żałuję. iPhone znalazł nowego szczęśliwego nabywcę, ja cieszę się jak dziecko z flagowej Nokii, ale mimo wszystko z nostalgią spoglądam na położonego mobilnego Windowsa. Nie tylko w kontekście osobistych fanaberii, ale i sytuacji na rynku smartfonowych OS-ów.


Windows Phone (nie Windows 10 Mobile) był kompromisem między szybkością działania a ceną

W pewnym momencie zadziałała niewidzialna ręka rynku i ustanowiła z Windows Phone system dla "niezdecydowanych". Takich osób, które nie chciały wydawać całej swojej i cudzej wypłaty na iPhone'a i jednocześnie mieć naprawdę żwawe oprogramowanie. Głównym mankamentem była natomiast mniejsza oferta aplikacji w repozytorium. To natomiast nie przeszkadzało niektórym klientom zaopatrywać się w Lumie 520, 620, które mimo swoich słabych bebechów działały... po prostu dobrze. Nie były gigantami fotograficznymi, nie oferowały przepięknych, dużych ekranów - ale robiły to, co powinny robić najlepiej. Działały. Po prostu. Androidowe propozycje w dokładnie tej samej cenie miewały z tym nierzadko spore problemy.

W czasach świetności Nokii w świecie Windows Phone, to właśnie Lumie stawiano za wzór w dziedzinie mobilnej fotografii. Aparaty z PureView, sygnowane logo ZEISS-a były naprawdę dobre, szczególnie w mocniejszych propozycjach. Na tej kanwie m. in. Samsung w swoich flagowcach z serii S zaczął pompować jednostki fotograficzne, natomiast iPhone'y w niemal każdej generacji udowadniały, że da się robić jeszcze lepsze zdjęcia telefonem. Obecność trzeciego gracza była uzdrawiająca dla niemal wszystkich, choć rzadko to zauważano. Samsung rozszerzał jednocześnie własną ofertę budżetowych i średnich propozycji rynkowych i wyszło mu to na dobre - szczególnie wtedy, gdy Microsoftowi powinęła się noga.

Windows Phone i Windows 10 Mobile proponowały zupełnie inną filozofię w kontekście konsumpcji powiadomień. Odnośniki do programów, tzw. "kafelki" były nie tylko sposobem na uruchomienie najważniejszych programów, ale i systemem "priorytetów" poszczególnych aplikacji. Na ekranie głównym, odnośniki o najwyższej wadze mogły wyświetlać najwięcej skróconych treści powiadomień (szeroki kafelek). Te, które były istotne, ale niekoniecznie najważniejsze - opakowywano w średni kafelek o powierzchni "2x2", gdzie widzieliśmy nie tylko ilość aktywnych powiadomień, ale i ich odpowiednio okrojoną treść. Kafelek "1x1" mógł prezentować jedynie liczbę czekających na nas spraw do załatwienia i to by było na tyle. Minimalistycznie, przejrzyście - tak jak lubię. Bez wodotrysków, ale i bez elementów, które przeszkadzałyby w konsumpcji treści.

Mniej więcej w tym czasie do głosu dochodziły nakładki producenckie w telefonach z Androidem - raz lepsze, a raz gorsze. Samsung królował ze swoją pod kątem jej zasobożerności oraz ociężałości, po latach rezygnując ze spartolonego produktu zastępując go "Experience". W tym czasie wyrosły także EMUI i inne, a Android "bez szat" okazał się naprawdę przystępny. Google ogółem wykonało genialną robotę czyniąc z "czystego Androida" wzór tego, jak powinien wyglądać dobrze wykonany i doskonale działający interfejs użytkownika. Ostatecznie wszyscy byli całkiem zadowoleni - iOS dalej czerpie garściami z tego, co wypracował sobie już na samym początku. I uwaga - dalej uważam go za o wiele bardziej wygodnego niż Androida.

Dzisiaj mamy okres odcinania kuponów

Pośrednio wynika to z faktu, że rynek smartfonowy jest "skończony", tj. taki, w ramach którego trudno jest już o jakiekolwiek wielkie innowacje. Z drugiej strony jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że doskonale ugruntowanym tuzom - takim jak Android i iOS brakuje trzeciego gracza, który niekoniecznie musiałby poważnie im zagrażać - wystarczy, żeby po prostu "był" i jednocześnie żeby warto było się z nim liczyć. Czymś takim - niestety bardzo krótko - był mobilny Windows, który prężnie działał w naturalnie wytworzonych przez siebie niszach.

Reklama

Pocophone F1 - notch
[cover rozmiar=srednia][/cover] Pocophone F1 - notch

Dzisiaj za największe nowości uważa się Animoji, czy "Digital Wellbeing", a ponadto kolejne usprawnienia pod maską - pozwalające na dłuższe cieszenie się pracą urządzenia bez konieczności jego ładowania. Jeszcze chwila i będziemy cieszyć się z choćby najmniejszych pierdół, jakie tylko do głowy przyjdą Google, czy Apple. W kontekście smartfonów wspominałem o notchu - według niektórych pasującym do telefonów jak wpis sponsorowany do kawy. Nie mnie to oceniać, mnie on nie przeszkadza. Ale żeby nazywać go istotną innowacją - trzeba być odważnym, serio.

Co dalej? A dalej będzie tak, że sytuacja się utrzyma i kolejne lata będą nam upływać na kolejnych, mniej emocjonujących premierach oraz coraz poważniejszych wyczynach sztucznej inteligencji. Już teraz wiadomo, że wirtualni asystenci są kolejną "wielką rzeczą" na rynku, a Google to bodaj najgroźniejszy gracz na tym szczególnym polu bitwy. Co ze smartfonami i mobilnymi OS-ami? Przyzwyczajcie się do nudy, bo nie ma niczego co by mogło zadać jej kłam. Brakuje nam trzeciego gracza.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama