Hiszpania zakazała używania komunikatora Telegram. Powodem miały być pirackie treści.
Żyjemy w erze, w której jednym z najcenniejszych zasobów, jakie możemy mieć, są nasze prywatne dane. Zachowanie prywatności i poufności konwersacji w świecie, w którym prawie wszystkie narzędzia cyfrowe mają wspawaną na stałe bardzo rozbudowaną telemetrie, jest niemal niemożliwe. Aby mieć pewność, że nie śledzi nas żaden sprzęt, trzeba byłoby... tak naprawdę pozbyć się z domu całej elektroniki.
Polecamy na Geekweek: Jak telefoniczni oszuści chcieli mnie wrobić na kredyt w banku
Naturalnie to nie wchodzi w grę, dlatego też tworzone są rozwiązania, które pomagają ludziom zachować przynajmniej część swoich danych dla siebie. Najlepiej widać to w przypadku komunikatorów, gdzie masowo popularność zyskują alternatywne opcje - Telegram, Signal czy Session - które u swoich podstaw mają szyfrowanie treści komunikacji i brak zbierania metadanych o użytkownikach.
Jednak taka prywatność oznacza też brak kontroli nad treściami, które są przez taki komunikator przesyłane. A to z kolei może się niektórym bardzo nie spodobać.
Rząd Hiszpanii banuje Telegram. Korzystało z niego 9 milionów osób
Jak donoszą źródła, decyzją sędziego Santiago Pedraza działanie Telegramu na terenie Hiszpanii jest czasowo wstrzymane ze względu na wniosek korporacji medialnych, takich jak Atresmedia. Powodem ma być fakt, że użytkownicy dzielą się treściami należącymi do tych korporacji właśnie poprzez Telegram. Usługa ma być więc nieczynna do momentu zbadania sprawy przez odpowiednie służby.
To oczywiście rozwścieczyło środowiska które promują prywatność i wolność wypowiedzi. Dla nich Hiszpania dołączyła do "elitarnego" grona, które blokuje prywatne komunikatory, do którego należą takie kraje jak Iran, Chiny i Korea Północna.
Pomijając już fakt, że "ban" na Telegrama został nałożony prewencyjnie (a więc bez udowodnienia, że takie czynności w ogóle miały miejsce), wątpliwości budzi fakt, dlaczego to właśnie ten komunikator został zakazany, a przepisy nie objęły innych popularnych aplikacji, na czele z WhatsAppem, który przecież od 2016 r. także posiada szyfrowanie End-to-End.
Tu wchodzimy w fazę domysłów, ale część obserwatorów sugeruje, że w tym wypadku władze banują właśnie Telegrama, ponieważ jego szyfrowanie jest kompletne, podczas gdy WhatsApp ma mieć narzędzia, pozwalające służbom na podejrzenie konwersacji użytkowników. Wątek ten pojawiał się wielokrotnie w kontekście tej aplikacji do tego stopnia, że ciężko go zignorować.
Warto tu jednak wspomnieć, że kwestia wymiany pirackich treści na Telegramie jest sprawą znaną. Jednak w tym wypadku zamykanie całej usługi, zamiast namierzania osób, które takie treści wysyłają (albo zarządzają kanałami) jest wylewaniem dziecka z kąpielą. Zamyka to bowiem wielu osobom drogę do prowadzenia prywatnych rozmów i zmusza ich do wyboru innego, potencjalnie mniej bezpiecznego rozwiązania.
Paradoksalnie, remedium na to może być rozwiązanie wymuszane przez Unię Europejską. W tym wypadku chodzi o to, że wszystkie komunikatory objęte DMA (Digital Markets Act) muszą zyskać możliwość komunikowania się ze sobą nawzajem. To z kolei oznacza konieczność korzystania z jednego wspólnego protokołu. Wybór, bez zaskoczenia, padł na protokół licencjonowany jako otwarte oprogramowanie, czyli ten wykorzystywany w komunikatorze Signal.
Dzięki temu aplikacje różnych firm - w tym Messenger czy iMessage - będą mogły porozumiewać się pomiędzy sobą, a wykorzystanie takiego protokołu szyfrowania daje gwarancje, że ta komunikacja będzie bezpieczna i prywatna.
Źródło: Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu