Gry

Do tych gier wróciłbym z przyjemnością vol.1

Maciej Sikorski
Do tych gier wróciłbym z przyjemnością vol.1
Reklama

Gry komputerowe porzuciłem dobrych kilka lat temu. Nie zerwałem z nimi całkowicie, ale najpierw stałem się graczem niedzielnym, a potem bardzo niedzielnym. Ze względu na pracę wiem mniej więcej, co dzieje się na rynku, jakie tytuły trafiają do sklepów, ale nie pamiętam, kiedy ostatnio grałem w coś nowego. I gdybym postanowił oddać się tej rozrywce, pewnie wróciłbym do jakiegoś starego tytułu. Które gry mają szanse na odświeżenie?

Gry strategiczne - od tego gatunku zacznę, bo to jemu poświęciłem w życiu najwięcej godzin. Tytuły sportowe jakoś mnie nie pociągały, w strzelanki byłem kiepski, w wyścigach zazwyczaj nie mogłem dojechać do mety. Zdarzały się oczywiście wyjątki, ale nie zmienia to faktu, że jedyną prawdziwą miłością były strategie. Różnego typu, chociaż zastanawiając się nad tym, doszedłem do wniosku, że chyba jestem niespełnionym budowniczym. Postawiony przeze mnie szałas w świecie realnym pewnie nie wytrzymałby lekkiego podmuchu wiatru. W świecie wirtualnym tworzyłem naprawdę rozległe miasta...

Reklama

Faraon, czyli pustynny deweloper

Do zestawienia wybrałem akurat ten tytuł, jakoś najbardziej zapadł mi w pamięć, ale wiele godzin poświęciłem też tytułom Zeus i Cezar - były do siebie podobne, opanowanie jednej gry sprawiało, że bez problemu można był przystąpić do innej. Dzięki temu człowiek stawał się budowniczym odpowiedzialnym za rozwój cywilizacji w niemal całym basenie Morza Śródziemnego...

Wątków militarnych było tu jak na lekarstwo, gracz skupiał się na tworzeniu miasta, podnoszeniu jego prestiżu, rolnictwie, rzemiośle, handlu - osada z kilkoma chałupami stawała się czasem naprawdę rozległą metropolią, przypominało to rozwój Las Vegas. I gdy wszystko już wyglądało jak złoto, gdy mieszkańcy byli zadowoleni, a człowiekowi do szczęścia brakowało jednego budynku na określonym poziomie rozwoju, przychodził jakiś kataklizm: pożar, katastrofa budowlana czy najazd wroga. A bywało i tak, że jakaś budowla po prostu znikała - magia starszych gier. Ale takie rzeczy zdarzają się i dzisiaj.

Faraon w tym roku obchodzi osiemnaste urodziny - może to dobry czas, by wrócić do tytułu? Produkcja papirusu i cegieł nadal musi wciągać.

Twierdza: a bear attack our people!

Znowu budowlanka, ale tym razem z rozwiniętym motywem militarnym - w końcu tworzyło się twierdzę, a ta miała konkretne zastosowanie. Gracz mógł się zabawić w obronę umocnień albo ich zdobywanie. Ileż nieprzyjaciół padło ofiarą pułapek ulokowanych przed fosą. Z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że tratowanie wroga smołą było dość brutalne - twarda lekcja historii. Podejrzewam, że dzisiaj skupiałbym się na walce w jeszcze mniejszym stopniu i zostałbym średniowiecznym przedsiębiorcą - radochę sprawiałoby samo budowanie umocnień i zarabianie na to. Oczywiście nie samym eksportem człowiek żyje: przykręcanie śruby podatkowej to zawsze jakieś rozwiązanie. Przynajmniej w cyfrowym świecie można się wcielić w rolę fiskusa...

Nie wiem, jak do tego doszło, ale w pamięci najbardziej zapadł mi komunikat doradcy, który krzyczał, że niedźwiedź atakuje poddanych. Tyle możliwości, rozwinięta kampania, człowiek mógł budować Carcassonne, a pierwsze skojarzenie to niedźwiedź. Jest powód, by wrócić. Zwłaszcza, że za sprawa YouTube'a i dziwnych pomysłów prezentowanych przez innych graczy, w głowie pojawiło się kilka niecodziennych rozwiązań.

Age of Empires: wololo

Niedawno trafiłem na mem, który nie tylko mnie rozbawił, ale przywołał falę wspomnień: na zdjęciu pierwszym widoczny jest ksiądz w tracie święcenia radiowozów, te mają jeszcze niebieski pasek, na którym widnieje napis Policja. Zdjęcie drugie różni się tym, że tło napisu jest fioletowe. A do tego krótki napis: wololo. Kto grał w AoE zrozumie żart. Ja grałem namiętnie, najpierw w świecie starożytnym, potem w czasach średniowiecza i renesansu. Ileż bram nad rzeką człowiek postawił, ile lasów wyciął, nim nadeszło lex Szyszko, ile razy dochodził do wniosku, że trebusz to jednak przydatna machina...

Statek z jedną potężną armatą? Jest. Łódka wyładowana materiałami wybuchowi i przeznaczona do samobójczych ataków? Jest. Ruda złota czekająca na górników nieopodal miasta, działo pchane przez jednego człowieka i zaganianie owiec do osady? Trzy razy tak. Wszytko to znajdziemy w drugiej odsłonie tego kultowego tytułu, za wszystkim tęsknię. I już zacieram ręce na myśl, że mogę do tego wrócić...

Reklama

Zobacz też: Najlepsze strategie

Europa Universalis - zostań panem świata

Pisałem kiedyś, że gdy już wracam do grania, kończy się to maratonami i wielkim bólem głowy. Przedstawiałem sprawę na przykładzie gry z serii Europa Universalis. Fragment tamtego wpisu:

Reklama

Zaczynam rozwój swojego państwa. Szybki przegląd prowincji, potem podatki, handel, barbarzyńcy, sąsiedzi, sojusze… Mija kilka lat. Czas powiększyć terytorium podbojem. Nie ma się co patyczkować – trzeba zaatakować Rzym. Przygotowania, strategia, wszystko dopięte na ostatni guzik. Ciach! Kartagiński blitzkrieg. Stawiam zbyt wygórowane warunki pokoju, trochę przyjdzie mi jeszcze podroczyć się z komputerem, ale ostatecznie mam to, czego chciałem. Chwila oddechu i kolejna kampania. Gdy walczę z Egiptem, atakuje Rzym. Wojna na dwa fronty – szanse małe, na co wskazuje m.in. licznik potencjału ludzkiego. Trzeba podpisywać pokoje – nawet, jeśli coś będę musiał oddać. Udaje się. Robimy porządek w państwie. Pauza.

Rzym pochłonął wiele godzin (co tam godzin - to można pewnie w tygodniach liczyć) mojego życia, ale inne tytuły od Paradox Interactive były równie dużymi czasopożeraczami. Do dzisiaj wspominam, jak naście lat temu zdemolowałem świat Turkami, gubiłem się we własnym państwie grając Bawarią i wciąż świecą mi się oczy na myśl o podboju oraz kolonizacji Syberii.

Gra do prostych nie należy, trzeba trochę czasu poświęcić, by zrozumieć nawet podstawy (a w trakcie rozgrywki wychodzi wiele niuansów, na niektóre zwraca się uwagę za sprawą podpowiedzi innych osób). Ale seria zdecydowanie jest godna uwagi.

Heroes of Might and Magic III - majstersztyk

Tej grze też poświęcałem już uwagę na AW - stwierdziłem, że to najlepszy tytuł, w jaki przyszło mi grać i zdania nie zmieniam. Sam już nie wiem, czy bardziej przyciągał kolorowy świat, ścieżka dźwiękowa, bogactwo ras, mechanika rozgrywki czy legendy o Graalu. A może po prostu wszystko złożyło się na fantastyczną całość.

Kolega z liceum pochwalił się kiedyś, że w podstawówce założył specjalny „zeszyt hirołsa”. Zapisywał w nim wszystko, co miało związek z grą, swoje osiągnięcia, informacje na temat artefaktów, wyniki starć poszczególnych jednostek… Dziwne? Nie, ja go świetnie rozumiałem ;) Chociaż kompan z klasy, który nigdy nie zagłębił się w świat Heroesa, drwił z nas niemiłosiernie, gdy w klasie maturalnej rozprawialiśmy o wyższości jednej magii nad drugą albo o wadach i zaletach jednostek z siódmego poziomu, to ciągnęliśmy te rozmowy. I to z szerokimi uśmiechami.[źródło]

Reklama

Dzisiaj nadal mógłbym rozprawiać o tej grze. Długimi godzinami. Pozostałe gry strategiczne przywołane w tekście wciągały na długo, ale większość z nich porzuciłem lata temu (do EU wracałem). Tymczasem trójka Heroesa potrafiła przywołać na jedną partyjkę w środku tygodnia jeszcze kilka kwartałów temu. Przyzywała niczym tolkienowski pierścień. Pewnie będzie to robić nadal.

Gry strategiczne zawsze mile widziane

Tym razem skupiłem się na strategiach, ale tytułom z innych gatunków też poświęcę trochę uwagi. Pojawi się i FPS i RPG. Do takiej zabawy też czasem ciągnie, ale mniej, niż do budowania miast, tworzenia imperiów, umacniania dynastii, rozwoju handlu i wysyłania w bój całych armii. Zawsze byłem zdania, że to nie tylko rozrywka, ale też sposób na rozwijanie niektórych umiejętności. Nawet jeśli 10 specjalistów z przeróżnych dziedzin poda 100 argumentów na obalenie tej tezy, to będę się jej trzymał - potrzebne jest alibi...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama