Gdy przed kilku laty ktokolwiek wspominał o zamknięciu w ramach Google czy Facebooka treści z całego Internetu każdy dookoła pukał się w czoło, nie wierząc, że rzeczywiście jakakolwiek firma się tego podejmie. Co więcej, w teorii nikt na to nie powinien przecież przystać. Dzisiejsze realia są zgoła odmienne - Facebook zachęca wydawców do skorzystania z platformy dla "błyskawicznych artykułów", a Google szykuje własny, lepszy wycinek Internetu. Lepszy, bo szybszy.
O istnieniu i podstawach projektu AMP, czyli Accelerated Mobile Pages, wiemy od pewnego czasu. Pierwsze oficjalne informacje przedstawił w swoim tekście Tomasz, lecz kilka interesujących szczegółów nie znaliśmy aż do dzisiaj. Oczywiście chodzi o detale, które nie pozostawiają już żadnych wątpliwości - Google zaczyna zmierzać w zupełnie nowym kierunku.
Do tej pory Google uznawaliśmy za katalog, indeks pełen odnośników do stron znajdujących się na zewnętrznych serwerach. Cenimy algorytmy oceniające przydatność stron, bo przecież to dzięki nim odnajdujemy dokładnie to, czego szukamy, zazwyczaj na pierwszej stronie z wynikami wyszukiwania. Nadchodzą nowe czasy i pewnym sensie nowa era - nie mam żadnych skrupułów przy użyciu takiego określenia.
Google, podobnie jak Facebook, wymieniając mnóstwo zalet swojego nowego rozwiązania nie decyduje się jednak powiedzieć wszystkim użytkownikom wprost, na czym zmiana, która ich dotknie, tak naprawdę polega. Z perspektywy użytkownika będzie po prostu szybciej - po tapnięciu na link mijają maksymalnie 3 sekundy i cieszymy się wczytaną w 100% stroną internetową. Z perspektywy twórcy witryn oraz autorów zamieszczanych na nich treści zmieni się znacznie więcej, ponieważ treści typu AMP będą wczytywane z serwerów Google.
Naturalnie, Google nie podejmie się dostosowania wszystkich zindeksowanych stron do standardów AMP, pozostawiając to w gestii ich twórców. Ze strony technicznej wygląda to następująco: autor strony musi przygotować alternatywną wersję strony zgodną z wytycznymi projektu AMP, zupełnie rezygnując na przykład z JavaScriptu i generując odrębny link dla właśnie tej wersji strony.
Oczywiście pewnym wyjściem jest też zastąpienie wszystkich dotychczasowych stron wersjami zgodnymi z zasadami AMP, lecz wtedy trzeba się liczyć z pewnymi problemami, które mogą wystąpić w starszych przeglądarkach internetowych. Właściciele stron opartych o WordPressa nie mają powodów do obaw - tylko jedna wtyczki wystarczy, by Wasza strona stała się kompatybilna z AMP. Google będzie w stanie zindeksować w odpowiednim sposób takie strony i stworzyć ich kopie na własnych serwerach.
Podobieństwo AMP do Instant Articles od Facebooka, które lada moment będą dostępne dla wszystkich, jest więc całkiem spore, z tą różnicą, że treści przygotowane według reguł AMP będą mogły znaleźć się także w innych usługach, na przykład wewnątrz mobilnych aplikacji każdej z usługi, jak Twitter czy Pinterest. Nikt nie powinien też martwić się o przyszłość mobilnych reklam - pomimo braku wsparcia dla JavaScriptu, okazuje się, że jego elementy będą wykorzystywane w reklamach oraz narzędziach analitycznych. Różnica polegać będzie na obecności zaledwie jednego pliku obsługującego wszystkie zadania, zamiast wielu dedykowanych poszczególnym usługom.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu