Czy prywatność to wystarczający argument by korzystać z produktów wielkich korporacji "bez płacenia" naszymi danymi? Nie ma na to dobrej odpowiedzi.
Gdzie kończy się walka o prywatność, a zaczyna kradzież własności intelektualnej?
Temat prywatności w sieci jest z jednej strony niezwykle ważny, wręcz kluczowy dla tego, jak będzie wyglądał internet i branża tech nie tylko w najbliższym czasie, ale też - w nadchodzących latach. Z drugiej natomiast, jest to temat tak często poruszany (głównie ze względu na to, co robią wielkie korporacje), że ludziom już w dużej mierze spowszechniał. Nie raz, nie dwa spotykam się z podejściem "No zbierają dane i co? Świat kręci się dalej, nic się nie dzieje". Cóż, przykładów "tu i teraz" na to, jak bardzo negatywne mogą być skutki tego, że big techy wiedzą o nas wszystko, może nie jest dużo, ale po pierwsze są one przerażające, a po drugie - w ostatnim czasie zaczyna ich przybywać.
Jednak problem z prywatnością w sieci jest taki, że jeżeli nie chcemy się od niej odcinać i chcemy faktycznie korzystać z tego, co zostało nam udostępnione, napotykamy na problem. Przez to, w jaki sposób sieć działa, olbrzymie korporacje bardzo często mają de facto monopol na niektóre treści. Jeżeli chcemy obejrzeć film na YouTube, musimy udać się - no właśnie - na YouTube. Jeżeli chcemy dowiedzieć się co u naszych znajomych, mamy do wyboru Facebooka, Instagrama, TikToka etc. - jakby na to nie spojrzeć, produkty wspomnianych wyżej korporacji. Niemożliwe jest dziś korzystanie z internetu bez ryzyka (albo raczej - pewności) że duże korporacje będą miały nasze dane,
I oczywiście, na przestrzeni lat zwolennicy prywatności skutecznie stawiali temu opór
Każdy z nas zna programy i wtyczki, które pomagają zachować prywatność. Fakt, że dziś są wszędzie, pokazuje, na jakim etapie "życia w internecie" jesteśmy. Dziś nasz komputer (i dane) chronią mechanizmy wbudowane w oprogramowanie antywirusowe, przeglądarkę internetową, a także - stosowne wtyczki. Jeżeli chodzi o smartfony, możemy zainstalować aplikacje, które pokazują nam, jakie trackery znajdują się w konkretnych aplikacjach i je wyłączyć. Wszystko to polane jest sosem z używania VPN.
Dodatkowo, jeżeli chodzi o najpopularniejsze aplikacje, dziś mamy do wyboru szereg programów, które są „alternatywnymi” klientami danej usługi. Chcemy oglądać YouTube bez trackerów? Instalujemy NewPipe. Instagram? Mamy The OG App i wiele innych zamienników. Praktycznie każda większa appka ma dziś swój zamiennik, którego głównym argumentem jest możliwość skorzystania z danej usługi, przy zachowaniu prywatności.
To powoduje bardzo niewygodne pytanie – czy żeby zachować swoją prywatność trzeba uciekać się do takich metod?
Pomyślmy przez chwilę, jak sytuacja z „alternatywnymi” klientami wygląda z perspektywy samych korporacji. Google kupiło i rozwinęło YouTube do niebagatelnych rozmiarów największego serwisu wideo na świecie. Oznacza to dziesiątki, jeżeli nie setki miliardów dolarów zainwestowane w platformę i oczywiście – zyski, które sprawiają, że takie inwestycje są opłacalne. Jeżeli natomiast mówimy o „alternatywnych klientach” dla chociażby YouTube, musimy pamiętać, że jakikolwiek sukces takich aplikacji to nie programiści, którzy wyekstraktowali API i stworzyli program (choć oni też oczywiście odegrali ważną rolę) ale Google, które operuje i zarządza platformą. Gdyby YouTube nie był hegemonem rynku wideo, nie byłoby sukcesu alternatywnych aplikacji do jego obsługi.
Do czego zmierzam? Otóż mamy tu pewien paradoks, od którego, wydaje się, nie ma ucieczki. Tak, to prawda, że Google w kontekście YouTube’a zrobiło wszystko, by ich aplikacja odstraszała użytkowników – nagminne, niepomijalne reklamy, śledzenie, wciskanie na siłę YT Premium – to wszystko powoduje, że ludzie uciekają się do rozwiązań takich jak NewPipe. Jednocześnie jednak nie można powiedzieć, by korzystanie z tego rozwiązania (jak i z takiego jak The OG App) jest w pełni fair w stosunku do developerów.
Rozwiązania brak..
Niestety – wątpię, by w takim wypadku można było pokusić się o jakiekolwiek rozwiązanie „pomiędzy”. Największe podmioty na stałe ustawiły swój sposób zarabiania, co przełożyło się na zasady panujące w internecie. Owszem – Google może płacić kary rzędu 80 mln dolarów co chwila, ale i tak jego model biznesowy będzie się opłacał, co pokazuje tylko skalę działania. Granica pomiędzy dbaniem o prywatność, a naruszaniem interesów dużych korporacji jest więc niemożliwa do narysowania, ponieważ będzie ona w innym miejscu w zależności, jak bardzo ktoś znajduje się po poszczególnej stronie barykady. Bardzo łatwo przecież powiedzieć, że Google, Facebook i inni "sobie na to zasłużyli". Tyle że w tym wypadku to raczej nie rolą poszczególnego użytkownika jest decydowanie kto i na co zasłużył, ponieważ w takim wypadku można stwierdzić, że skoro producenci samochodów dają tak wysokie ceny, to zasłużyli, by ktoś kradł transporty nowych aut.
Jednocześnie jednak - wiele osób używa takich programów jak i bardziej zaawansowanych metod, jeżeli chodzi o korzystanie z usług gigantów wykrojonych z narzędzi monetyzacyjnych. Giganci robią co mogą by takie metody blokować i w sumie... ciężko im się dziwić. Jak myślicie - czy w takim wypadku racja jest po stronie korporacji, czy może ludzi, którzy chcieliby zachować swoje prawo do prywatności?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu