Jest sobie obecnie taka grupa użytkowników Internetu, która szczerze nienawidzi Facebooka i całego środowiska high-tech z powodu ideologicznego przechyłu oraz "cenzury". Ja tych ludzi rozumiem, ale razem z nimi w marszu nie idę. Mimo wszystko dla mnie Facebook mógłby zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu, zdematerializować się i tak dalej. Jak bardzo bym nie próbował tego sprzątać, to i tak robi się tam gruby ściek.
Newsfeed na Facebooku to dla mnie obecnie zbiorowisko reklam, ekskremento-contentu, czasami jakichś powiadomień z grup i filmików z failami z pracy. Podjąłem ostatnio próbę sprzątania wśród stron, które kiedyś polubiłem (ale teraz chcę mieć przede wszystkim święty spokój), grup, które kiedyś zasubskrybowałem i w dalszym ciągu nie mogę patrzeć na newsfeed. Tak bardzo stałem się w stosunku do niego wrogi, że zwyczajnie go "wymazałem" za pomocą wtyczki do przeglądarki. Mam z nim problem jeszcze jedynie w aplikacji mobilnej, ale tam nic nie zrobię. Przy Facebooku trzymają mnie jedynie rzeczy wokół niego - grupy, które dają mi naprawdę przydatne treści; praca, która wymaga ode mnie obsługi fanpage'y oraz Messenger, bez którego nie mogę się obejść: za dużo tam jest osób, z którymi komunikuję się na co dzień.
Facebook już od dawna nie jest dla mnie źródłem informacji bieżących - to, co jest tam dla mnie naprawdę interesujące gubi się w ścieku, który jest mi tam proponowany. Robię research do projektu dla klienta - cyk, za chwilę dostaję propozycje zakupu filtrów przemysłowych, klimatyzatora multi-split, systemu ERP, robota sprzątającego, rowera trekkingowego oraz taniego oświetlenia ambientowego pasującego do każdego auta.
Święty spokój, spokojna głowa - Facebook mi tego na pewno nie daje
Wiecie, kiedyś śmiałem się z badań, w których udowadniano, że użytkownicy Facebooka często przesiadujący w jego podwojach, czują się psychicznie gorzej - z czasem. Uważałem, że mnie to kompletnie nie dotyczy, bo przecież jestem technologicznym "insiderem", korzystam sobie z Facebooka, ale jestem na tyle świadomy jego mechanizmów działania, że zwyczajnie nie może mnie coś takiego spotkać. Problemy zaczęły się wraz z tym, jak mnie się serio psychika posypała z pewnych powodów. Przez pewien czas byłem czymś w rodzaju "zombie", które było w stanie siedzieć jedynie na 9GAG-u, Facebooku i wybranych serwisach z informacjami.
Facebook rzeczywiście zaczął sprawiać, że czułem się coraz gorzej. Będąc świadom swojego nieciekawego położenia, dobijałem się tym, że - cholera, inni mają w tym momencie lepiej. Do tego informacje dotyczące pandemii, poirytowanie z powodu fake newsów (które, ile bym nie sprzątał na Facebooku - i tak atakowały mój newsfeed) oraz wypowiedzi osób, które powielają nieprawdziwe informacje dotyczące koronawirusa, szczepionek i tak dalej. Nie zazdrościłem tym, którzy mają lepiej: nie należę do osób, które plują na widok gościa w drogim samochodzie. Z reguły cieszę się razem z takim człowiekiem, że może sobie jeździć fajną, mocną maszyną.
Ale zwyczajnie miałem poczucie, że stoję w miejscu - a właściwie, to że się cofam. Problemy w tle przytłoczyły mnie tak bardzo, że ograniczone socjalizowanie się w ramach platformy społecznościowej zwyczajnie mnie bolało. Ale i tak to robiłem, bo nie byłem w stanie robić coś innego - poza pracą, jedzeniem, spaniem (i tak w kółko). Teraz na szczęście się pozmieniało i zwyczajnie uznałem, że Facebook nie jest mi do życia potrzebny. Do pracy tak. Do komunikacji mam Messengera, ale raczej odgraniczam komunikator od głównego kanału społecznościowego jakim jest serwis Zuckerberga. Jeżeli wchodzę na Facebooka z komputera, to już tylko po to, aby ogarniać fanpage'e. Nikomu nic nie lajkuję, nikogo nie obserwuję, sam bardzo rzadko cokolwiek tam umieszczam. Chyba, że istnieje taka potrzeba.
Sprawdź też: Jak zaczepić na FB
Facebook sam w sobie nie daje mi kompletnie nic
Zaangażowanie w medium społecznościowe trwa tak długo, jak długo człowiek odczuwa przyjemność z przebywania tam. Ostatnio na poważnie przeniosłem się na Twitterze i tam buduję bazę osób / mediów / marek, które chcę czytać. Mogę tam wrzucać wszystko - od zdjęć samochodu, szeroko rozumianego "lolcontentu" aż po wypowiedzi na poważne tematy. Czuję się tam dużo bardziej swobodnie niż na Facebooku - mało tego, nie czuję się atakowany przez materiały, których widzieć po prostu nie chcę. Nie podoba mi się sposób przekazywania treści danego konta - po prostu go nie obserwuję. Inni robią to samo - wszystko jest dobrze poukładane. Pewnie, zamykam się tym samym w pewnej bańce informacyjnej, ale spokojnie: wychodzę również poza nią i sprawdzam, co dzieje się wśród innych grup - chociażby po to, żeby zrozumieć ich punkt widzenia. Wbrew pozorom, na Twitterze nie jest to szczególnie trudne.
Przy Facebooku, jeżeli chodzi o treści, trzymają mnie jeszcze grupy. Istnieje kilka takich, które obserwuję głównie dlatego, że poza nimi trudno jest "na szybko" znaleźć odpowiedź na pytania, które dotyczą szczególnie niszowego tematu. Bylibyście w stanie powiedzieć mi "tak na szybko", co zrobić z zalanym i uszkodzonym modułem CEM z Volvo S80 I? No, właśnie. Oni wiedzą. I ja też wiem dzięki tym grupom. Podobnie z wymianą informacji dotyczących zlotów, dobrych mechaników w okolicy i ludzi z interfejsem VIDA m. in. do identyfikacji błędów w pojeździe.
W obecnej formie, Facebook mógłby dla mnie nawet zniknąć
Nie jestem poirytowany nim dlatego, że usuwa konta, blokuje kogokolwiek. Szczerze, to mnie to jakoś szczególnie nie obchodzi. O stronniczości Facebooka i innych napisałem już co nieco w innym wpisie. I dla mnie jest to temat zakończony.
Czytaj również: Dlaczego Facebook nie lubi "prawicy"? Właśnie dlatego
Liczy się dla mnie coś innego. Facebook przestał spełniać założenia, które mi odpowiadały. Ja sobie tam byłem, istniałem i aktywnie żyłem, dopóki serwis dawał mi to, czego chcę. Zamiast tego, próbuje karmić mnie bezkształtną, mdłą i nieapetycznie wyglądającą papką złożoną ze wszystkiego, ale nie tego, co jest mi potrzebne. Jedyne, co jest tam dobrego, to komunikator oraz grupy. Nic poza tym.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu