Facebook

Czy wielkie firmy IT są stronnicze? Muszą być. Każdy jest stronniczy

Jakub Szczęsny
Czy wielkie firmy IT są stronnicze? Muszą być. Każdy jest stronniczy
Reklama

Ten wątek miał być częścią zupełnie innego tekstu, jaki pojawił się spod mojej ręki na Antywebie. Wiele ostatnio zaczęło się mówić o tym, że wielkie firmy IT są stronnicze. Muszę Wam coś powiedzieć już na wstępie. Są. A teraz pokażę Wam diagnozę tego problemu.

Dolina Krzemowa. Nie mówię o samym obszarze, bo on będzie nas mniej interesował. Spójrzcie na środowisko społeczne ludzi, którzy "należą" do Doliny Krzemowej. To ludzie zazwyczaj z dużym kapitałem intelektualnym, piastujący wysokie stanowiska, dobrze zarabiający i pracujący w naprawdę fajnych firmach. Moja narzeczona miała okazję wizytować kampus Google i po prostu się zakochała. Myślę, że ona pasuje do tego środowiska jak mało kto. Zasadniczo jestem w stanie stwierdzić, że i ja w tym miejscu bym się odnalazł. Niemniej, Kochani - w Rzeszowie mi jest dobrze i najpewniej tu umrę. Choćby to miało być za kilkadziesiąt lat. Nie chodzi mi jednak o to, czy dobrze by mi się żyło w Dolinie Krzemowej przy założeniu, że mam kasę na to, żeby kupić tam dom (musiałbym sprzedać duuuuuuużo nerek - ma ktoś?) albo przynajmniej wynajmować coś sensownego. Mieszkanie w samochodzie jest fajne, o ile to jest Volvo V70. Złożysz tylne siedzenia, wstawisz materac i jest mega. Ale to pewne ekstremum - doskonale wiem o tym, że jest rzesza ludzi mieszkających w samochodach, bo Dolina Krzemowa jest droga jak jasna cholera. Nawet przy wysokich zarobkach, jakie oferuje.

Reklama

Wróćmy jednak do społeczeństwa, które tworzy Dolinę Krzemową. Rzecz jasna nie jest ono jednorodne. Skoro mówimy jednak o gigantach technologicznych, to musimy sobie powiedzieć jedno - "Big Tech", jak teraz nazywa się umowne zrzeszenie największych firm działających w IT - łączy pewna bańka. Dla uproszczenia stwórzmy pewne pojęcie - bańka ideologiczna. W takowej bańce operują ludzie o podobnych lub kompatybilnych ze sobą poglądach, którzy w kontaktach interpersonalnych będą się rozumieć, posiadają pewne wspólne tematy, zainteresowania, konsumują podobne treści kultury oraz łączą ich pewne czynniki socjoekonomiczne. Widzicie, za każdą bardzo dużą firmą technologiczną, potocznie nazywaną "gigantem", stoją ludzie. To managerowie wysokiego szczebla, ścisła kadra zarządzająca. Coś tych ludzi na pewno łączy.

Czytaj również: A co ty byś zrobił, gdybyś dostał takiego bana jak Trump?

W przypadku owego "Big Tech", jak widać doskonale na wielu przykładach z ostatnich lat, hołduje się szeroko pojętej tolerancji. Gdy pojawia się jakiś akt rasizmu, który mocno oddziałuje na media, społeczeństwo - firmy te ostro się temu sprzeciwiają. Fakt, rasizm jest zły. (szkoda tylko, że pomijają one z pewnych powodów kwestię rasizmu, który dotyczy... białych) Osoby nieheternonormatywne, transseksualne (i inne, nie jestem ekspertem od tego tematu, więc wybaczcie mi ignorancję) są bardzo mile widziane w tej bańce. Również dobrze. Dla tych ludzi istotny jest samorozwój oraz szeroko pojęta kreatywność - czy to w kontekście rozpatrywania idei społecznych, czy też pracy. Hołduje się modelowi wykonywania obowiązków w sposób mądry, a nie okupiony ciężką pracą (choć nie zawsze da się to tak rozgraniczyć...). Istnieje w tej bańce wręcz kult nowych technologii, które są w stanie zmieniać rzeczywistość, która nas otacza: czynić różne nasze aktywności dużo prostszymi, przyjemniejszymi.

Podsumujmy uczestników tej bańki ideologicznej / społecznej:

  • Dobrze zarabiający, najczęściej na wysokich stanowiskach
  • Posiadający spore kompetencje w zakresie high-techowej profesji
  • Kompatybilni z kulturą organizacyjną (w której skład wchodzą czynniki ideologiczne) firmy
  • Hołdujący nowoczesnym (nie definiujemy ich w kontekście symetryzmu!) wartościom uznawanym powszechnie za wolnościowe
  • Tolerancyjni dla różnych kultur, religii, orientacji seksualnych, sposobów ubierania się i tak dalej (ale czy ta tolerancja jest... pełna?)
  • Przeciwni ekstremizmowi, który nie jest kompatybilny z ich bańką ideologiczną (antagonizm względem bańki, którą określimy za pewną chwilę)
  • Wierzący w ogromną rolę nowych technologii
  • Sprawni w wyszukiwaniu i weryfikowaniu informacji. Urodzeni kreatorzy skutecznych treści (głównie takich, które są zgodne z ich bańką). Nieprzychylnie patrzą na treści uznawane za teorie spiskowe, niekompatybilne z ich zbiorem ideologicznym, urągające szeroko pojętej tolerancji


Uznajmy, że w uproszczony dosyć sposób (bo te cechy można mnożyć i mnożyć) określiliśmy ludzi, którzy należą do bańki, którą nazwiemy "wysoka Dolina Krzemowa". Nie mówię tutaj wbrew pozorom o szeregowych pracownikach, którzy są akurat bardziej zróżnicowani ideologicznie, niż menadżerowie oraz kadra zarządzająca. Uznajmy, zgodnie z aktualną wiedzą nauk społecznych, że te kręgi są samoregulującymi się mechanizmami, które nie dopuszczają do siebie jednostek o niekompatybilnych poglądach. Osoba, która otwarcie mówi o tym, że homoseksualizm jest zły na pewno nie zostanie menadżerem w firmie IT, która należy do nakreślonej wyżej bańki, tego możecie być pewni. Możliwe, że i nie zostanie przyjęta nawet na szeregowe stanowisko - rekruter prześwietlając danego człowieka znajdzie materiały np. w mediach społecznościowych, które dyskwalifikują takiego człowieka. Uwierzcie mi, to norma.

Wielkie firmy IT i bańka ideologiczna - w kontekście niedawnych wydarzeń

Tutaj zajmiemy się wydarzeniami, które w istotny sposób definiują wybranych gigantów technologicznych (gdybym miał opisać wszystkich, ten tekst byłby baaaaaaaardzo długi). Weźmy na tapet ruch Black Lives Matter.

Reklama

Twitter: w trakcie wysokiej aktywności ruchu BLM, Twitter zmienił swój awatar w platformie społecznościowej. Kultowy w środowisku "ptaszek" stał się czarny, a w krótkim bio oficjalnego profilu Twittera dopisany został hashtag #BlackLivesMatter. Łącznie, Twitter zasilił konta organizacji działających na rzecz Afroamerykanów kwotą około 2,6 miliona dolarów. Mimo tego, Twittera nierzadko krytykowano za to, że nie robi zbyt wiele w kontekście likwidowania mowy nienawiści w swojej platformie społecznościowej.

Facebook: CEO Facebooka, Mark Zuckerberg napisał na swoim oficjalnym profilu, że jego platforma społecznościowa "staje w jednym szeregu" ze społecznością Afroamerykanów. Co więcej, w medium zaimplementowano specjalną sekcję "Lift Black Voices", w której użytkownicy Facebooka mogli zapoznać się z materiałami wideo pochodzącymi od aktywistów reprezentujących społeczność Afroamerykańską. Ze strony giganta wypłynęło aż 200 milionów dolarów do organizacji wspierających czarnych. Co więcej, zapowiedziano, że w ciągu 5 następnych lat (liczymy od momentu szczytowej aktywności ruchu BLM), czarnoskórzy będą stanowić przynajmniej 30 procent ogółu na stanowiskach kierowniczych. Przy okazji, Facebook skupił się na konsekwentnym usuwaniu treści oraz profilów, które uznawane są za ultraprawicowe, kompletnie nieprzychylne ruchowi BLM.

Reklama

Google: 19 czerwca zeszłego roku gigant przedstawił na stronie głównej swojej wyszukiwarki (w USA) specjalny Doodle upamiętniający Dzień Wyzwolenia upamiętniające zniesienie niewolnictwa. Co więcej, Google wprowadziło do Asystenta Google specjalną wypowiedź, która była aktywowana poprzez pytanie: "Do all lives matter?". Maszyna odpowiadała: "Black lives matter", co według Google nie ma oznaczać, że życia innych ras się nie liczą. Ma to być jasnym symbol tego, że obecnie, prawa i interesy Afroamerykanów są szczególnie zagrożone. Gigant zasilił konta organizacji działających na rzecz czarnych łączną kwotą około 350 mln dolarów oraz podobnie jak Facebook - w ciągu 5 lat, osoby z "gorzej reprezentowanych grup" mają stanowić 30 procent kadry kierowniczej.

Amazon: po śmierci George'a Floyda, Amazon wystosował oświadczenie, w którym nazwał owe zdarzenie "przykładem niesprawiedliwego i brutalnego traktowania czarnych". W amerykańskiej wersji sklepu giganta pojawił się banner mówiący o wsparciu firmy dla ruchu Black Lives Matter. CEO Amazona, Jeff Bezos na Instagramie umieścił nawet zrzut ekranowy, w którym przedstawił maila od niezadowolnego z powodu wyżej wskazanego wsparcia. Bezos stwierdził, że jest szczęśliwy, że traci akurat "takiego" klienta. Gigant wspomógł organizacje wspierające interesy czarnych kwotą łącznie 10 mln dolarów. Co więcej, zawieszono na rok sprzedaż technologii rozpoznawania twarzy Amazona jednostkom policji.

Czytaj również: Świetna wiadomość – 85 proc. użytkowników iCloud korzysta z uwierzytelniania dwuskładnikowego

Trzeba jednak być uczciwym: ruch Black Lives Matter w ujęciu zamieszek, jakie przetoczyły się przez niektóre miasta w Stanach Zjednoczonych nie jest zjawiskiem, które można uznać za absolutnie pokojowe i które odbyło się bez szkód dla postronnych. Plądrowanie sklepów, starcia z policją oraz demolowanie ulic jest faktem - tego absolutnie nikt nie może podważyć. Tyle, że giganci technologiczni absolutnie tę kwestię pominęli - tak, jakby to się nigdy nie stało. Wyszli oni z założenia, że przecież nie o to chodzi w ruchu BLM, że to tylko incydenty, które odbyły się "przy okazji". Niemniej, skoro mówimy już o tolerancji i niechęci do przemocy - warto podnosić głos również wtedy, kiedy przemoc odbywa się niejako przy okazji ruchu, który się wspiera. Tego wymaga... bezstronność, prawda? Tyle, że nie ma miejsca na bezstronność w ideologicznej bańce.


Reklama

Wróćmy do Google. Google w ostatnim czasie przeżyło kryzys w swoich szeregach, bowiem powołano wewnątrz pracowników Alphabet Inc. (główny podmiot zarządzający spółkami zależnymi - Google, YouTube i tak dalej). Powodem powstania tego ruchu jest m. in. konieczność przeciwdziałania... molestowaniu seksualnemu, potrzeba wprowadzenia demokratyzacji, sprzeciw wobec kontraktom z jednostkami rządowymi, które mogą wykorzystywać technologie Alphabet Inc. m. in. do inwigilacji obywateli. Organizatorzy związku zawodowego uważają, że dewiza "Don't be evil" już kompletnie zdewaluowała się w Google. Stąd ten akt "nieposłuszeństwa".

Facebook przeżył mocny kryzys wizerunkowy, kiedy pojawiły się relacje pochodzące od moderatorów, którzy wykonują czarną robotę w zakresie usuwania brutalnych, niezgodnych z polityką serwisu treści, jednak są bardzo słabo opłacani (pracując dla podwykonawców) oraz nie zapewnia się im wsparcia psychologicznego / psychiatrycznego, aby przeciwdziałać wypaleniu oraz stresowi związanemu z oglądaniem często bardzo... trudnych materiałów. Nie wiadomo, czy coś konkretnego zmieniło się w tej materii - osobiście jednak sądzę, że jeszcze usłyszymy o tzw. "moderatorach Facebooka".

Niewspomniane wyżej, ale istotne Apple. Na giganta wylał się kubeł pomyj (i to kilkukrotnie) po tym, gdy ujawniono warunki pracy w fabrykach, które produkują dla niego komponenty. Praca w ciężkich warunkach, przymuszanie niewolników do pracy w Chinach, dzieci w halach produkcyjnych. Apple wygląda na piękne, rozwinięte i dobroduszne, jednak w łańcuchu produkcyjnym odbywają się patologie. Niby prowadzone są niezapowiedziane audyty, ale jak widać - nie zawsze są one skuteczne.

W tym momencie udowodniliśmy, że również giganci technologiczni, którzy budują wizerunek "dobrych", niekoniecznie są krystalicznie czyści. Bo kto jest? Nikt nie jest - ani ja, ani Ty. Wszyscy mamy, Moi Drodzy coś za uszami. Skoro już zburzyliśmy piękne fasady budowane przez gigantów, przejdźmy do innej bańki.

Kontrbańka

Istnieją bowiem ludzie (tak jest, uwierzcie), którzy nie pasują do środowiska wykreowanego wewnątrz Doliny Krzemowej. To ludzie, którzy pewnie by się tam nie odnaleźli z różnych powodów. Może nie mają kompetencji, aby tam być i trwać, może zwyczajnie nie odpowiada im taki styl życia. Mają inne priorytety, inne poglądy i inne cele w życiu. Lepsze? Gorsze? Komuż to oceniać, Moi Drodzy? Pewne jest jednak to, że uczestnicy tej bańki nie są "kompatybilni" w żaden sposób z wyżej opisanymi ludźmi.

Nie mieszkają w Dolinie Krzemowej, ale to już sobie powiedzieliśmy. Najczęściej zamieszkują mniejsze miasta, wsie, czasami przedmieścia. Wykonują w przeważającej większości pracę fizyczną, raczej ciężką, powtarzalną. Jedną, tą samą rzecz robią w pracy latami - co smutne, bez możliwości awansu. Mają do wyżywienia rodziny i jest im zwyczajnie trudno. Obawiają się o kolejny miesiąc: co będzie, jeżeli zachorują? Ubezpieczenie zdrowotne, jakie opłacają (o ile opłacają), to ich broszka - nikt za nich tego nie uiści. Toteż albo na tym oszczędzają (i nie dysponują pełnym koszykiem świadczeń), albo w ogóle z tego rezygnują, ryzykując. Oglądają media odpowiadające ich poglądom i obawom. Prawdopodobnie nie są tak biegli w weryfikacji informacji. Mają poczucie, że ktoś chce im coś zabrać - nie są zadowoleni z niektórych elit. Z niechęcią, lub przynajmniej ostrożnością patrzą na osoby odmiennej orientacji, innej rasy, o innych poglądach. Przywiązani do tradycyjnych wartości, czują się w istotny sposób patriotami. Zdarza się, że nie mogą pochwalić się wysokim wykształceniem, lub jest ono po prostu jakości, która nie odpowiada kontrbańce.


Podsumujmy uczestników tej bańki ideologicznej:

  • Nie pracują w IT (to wiemy!), pracują raczej ciężko i za niższe wynagrodzenie. Dysponują znacznie mniejszym kapitałem i realizują głównie najważniejsze potrzeby
  • Skupiają się raczej na życiu codziennym oraz tym, co przekazują im media, ewentualnie serwisy społecznościowe - z uwzględnieniem ich własnej bańki
  • Mają gorszy dostęp do opieki zdrowotnej, co napawa ich lękiem
  • Przynajmniej z ostrożnością podchodzą do kwestii wszelkiej odmienności. Mają poczucie, że istnieją grupy, które chcą im coś zabrać (obcokrajowcy pracę, czarni prawa, jeszcze inni wolność, itd.). Są podatni na komunikaty odpowiadające tej koncepcji.
  • Są przywiązani do tradycyjnych wartości
  • Czują się raczej "obywatelami własnej społeczności, obywatelami kraju" niż "obywatelami świata", co definiuje ich przywiązanie do "małych ojczyzn" oraz ziemi, na której się wychowali, w której się urodzili
  • Stronią od zmian - raz zbudowany w nich światopogląd jest stały i niezdatny do modyfikacji. Niechęć do zmian ukazuje się również w innych kwestiach ich życia

Zarysowaliśmy drugą bańkę, specjalnie skonstruowaną tak, aby być "kontrbańką" dla pierwszej. Wyobraźcie sobie imprezę, na którą zapraszacie dwie grupy - tak samo liczne, uwzględniające obie bańki. Jak myślicie, czy ci ludzie będą się ze sobą dobrze bawić? Będą mieć o czym ze sobą rozmawiać? Będzie trudno. High-techowcy będą siedzieć w swoim kółeczku, a bańka druga - w swoim. Brak chęci do rozmowy może wynikać nie tyle z niechęci, co po prostu z innych kodów komunikacyjnych. Inne zainteresowania, inne cele w życiu, inne problemy. Dla tych pierwszych największym aktualnym problemem może być to, że się Macbook w pół złamał, ci drudzy natomiast będą cały czas obawiać się o to, czy za tydzień będą w stanie coś dzieciom ugotować, bo z hajsem jest kruchutko. Wiecie - ci pierwsi nie zrozumieją tego problemu, bo albo nie mają dzieci, albo te jadają w szkole, a oni jadają przecież w kampusie - wszystko i za frajer. Ci drudzy mają daleko w poważaniu ich drogie Macbooki. Tak po prostu.

A teraz przeskakujemy do wydarzeń najnowszych. Czy ban dla Donalda Trumpa to wyraz stronniczości?

Moja diagnoza jest prosta - jak najbardziej! Wszystko dlatego, że Donald Trump stał się wewnątrz mediów społecznościowych należących do bańki high-techowej reprezentantem bańki opozycyjnej. Ale nie tylko, każdy, kto zdecydował się wyrugować obecnie urzędującego Prezydenta USA ze swojego medium, podał jakieś powody. Ja przekazałem Wam powody Twittera w momencie, gdy Trump otrzymał tam permanentnego bana. Wiecie, gdyby Donald Trump i jego retoryka byli zgodni z ideałami wyznawanymi przez "Big Tech" - to pewnie by dalej sobie tweetował o tolerancji, miłości, wsparciu dla BLM i tak dalej. Jednak nie istniejemy w alternatywnym wszechświecie, w tym Donald Trump prezentuje nieco inne wartości.

Skandaliczne dla niektórych może być to, że "Big Tech" mocno walczy z Parlerem i innymi. Tego pierwszego zasadniczo udało się nawet "ubić" - stracił wsparcie dosłownie każdego, od kogo zależało jego istnienie. Może to być uznawane za zamach na wolność słowa, demokrację i inne wartości. I osoby, które to mierzi, święcie w to wierzą, dla nich to oczywiste jak to, że "zasadniczo" 2+2 to jest 4 (nie zawsze...). Skandaliczny może być i ban dla Trumpa oraz usuwanie kont należących do kręgu QAnon.

W tym samym momencie jednak, bańka high-techowa święcie wierzy w to, że robi dobrze. Bo przecież Trump nie kojarzy się z tolerancją, wielokrotnie wypowiadał słowa, które można zakwalifikować do mowy nienawiści, szafował ultrakontrowersyjnymi poglądami. Do tego mówił o sfałszowaniu wyborów nawet wtedy, gdy Sąd Najwyższy w USA uznał, że wybory przeprowadzono bez uchybień wskazujących na ów fakt. Owa bańka nie dostrzega pewnej niekonsekwencji ze swojej strony, wykazanej chociażby na przykładzie BLM w tym tekście.


Jednocześnie, kontrbańka zapomina o tym, że wewnątrz niej rodziły się materiały, które wzywały do nienawiści względem grup etnicznych, ras, orientacji, odmiennych religii. Że dokonywano przestępstw na tym polu. Że zasadniczo, to właściwie jej reprezentanci wdarli się do Kapitolu i zrobili tam ostrą rozróbę. I jedna i druga bańka wskazuje głównie na przewiny przeciwnika, bez refleksji nad tym, co sama zrobiła źle.

Bo wiecie, Kochani. Każdy jest stronniczy (czasami lekko ;), a czasami mocno). Nie ma ludzi niestronniczych. Nie ma również niestronniczych firm, bo rządzą nimi ludzie. W tym momencie, zamiast zastanawiać się nad tym, dlaczego ktoś zamyka komuś usta, dlaczego ktoś komuś daje bana, dlaczego ktoś w ogóle uznaje, że fajnie jest sobie wleźć do Kapitolu jak do siebie i urządzić tam dziką inbę, dlaczego ktoś przy okazji akcji na rzecz wyrugowania brutalności i nienawiści, rozwala całą ulicę i podpala samochody - zastanówmy się nad tym, czy da się jakoś rozmawiać między tym bańkami. Ale tak wszyscy się zastanówmy - niezależnie od tego, jakie wartości wyznajemy, kogo kochamy, w co wierzymy, ile zarabiamy, czym jeździmy, jaki mamy kolor skóry.

Cytat znajdujący się na grafice tytułowej pochodzi z utworu "Life on Mars?" autorstwa Davida Bowie.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama