Messenger i WhatsApp to wciąż najpopularniejsze komunikatory. Jednak Facebook sam rzuca sobie kłody pod nogi i już niedługo krajobraz może się nieco zmienić.
Facebook nie ma ostatnio dobrej passy jeżeli chodzi o stabilność działania swoich serwerów. Najpierw miała miejsce duża, sześciogodzinna awaria, na której się jednak nie skończyło, ponieważ niedługo później poszczególne usługi Facebooka, w szczególności Messenger, padły znów. To z kolei sprawiło, że osoby używające Messengera/WhatsAppa jako swoich głównych kanałów komunikacyjnych miał spory problem by załatwić codzienne sprawy. Widziałem to bardzo mocno chociażby w momencie w którym jedni moi znajomi już po awarii mocno narzekali na problemy, a drudzy, których przeciągnąłem na Signala, praktycznie nie zauważyli, że są jakieś problemy.
Messenger jest wygodny. Ale co z tego, jeżeli nie można na nim polegać
Messenger nie jest narzędziem idealnym, ale jego zaletą jest powszechność, ponieważ ma go (prawie) każdy. Owszem, Facebook w najmniejszym stopniu nie szanuje naszej prywatności, ale tak długo, jak dostarcza prosty i wygodny sposób komunikacji z (potencjalnie) każdym na planecie za pomocą jednego kliknięcia, tak długo na Messengera/WhatsAppa nie będzie mocnych. I kiedy zdawało się, że wszystkie alternatywy dla Messengera skazane są na niszowość, Facebook sam sobie zaczął rzucać kłody pod nogi.
Bo Messenger owszem, jest najwygodniejszym komunikatorem, ale tak długo, jak długo działa bezproblemowo, a tego oczekuje się od komunikatora jednej z największych korporacji. Tymczasem ostatnio korzystanie z Messengera przeplatane jest większymi lub mniejszymi awariami. Jeżeli połączymy to z faktem, że Facebook jest podgryzany przez konkurencję (chociaż pandemia mocno podniosła platformie statystyki) zobaczymy, że na rynku powoli tworzy się miejsce dla alternatywy.
Co jeśli nie Messenger?
Jeżeli szukamy alternatywy dla Messengera w pierwszej kolejności nasze myśli idą w kierunku Telegrama. W tym momencie z aplikacji korzysta już ponad pół miliarda ludzi, a kolejne 70 mln przyszło w trakcie sześciogodzinnej awarii Facebooka. To więcej niż w trakcie masowej migracji z WhatsAppa podczas zmiany jego regulaminu. Innymi słowy - Facebook na własne życzenie oddał prawie 100 mln użytkowników najważniejszej obecnie konkurencji. I jeżeli miałbym zabawić się w proroka, to nie będzie ostatnia taka masowa migracja na alternatywne komunikatory.
Jeżeli Messenger/WhatsApp padną jeszcze kilka razy, może się okazać, że liczba osób korzystających z Telegrama osiągnie masę krytyczną - ludzie zauważą, że mają tam wszystkich znajomych, z którymi najczęściej rozmawiają, a nazwa Telegram będzie coraz częściej powtarzana w czasie normalnych konwersacji. Sam nie jestem z tego jakoś bardzo zadowolony, ponieważ, jak wspomniałem, sam korzystam z Signala, ale hej - nie można mieć wszystkiego.
W każdym razie - kolejne awarie najważniejszych komunikatorów to woda na młyn dla alternatyw, z czego trochę się cieszę, ponieważ zawsze takie zmiany oznaczają lepsze doświadczenia dla użytkowników. Kto wie, może za kilka (ale raczej więcej) dni obudzimy się w świecie, w którym Messenger i WhatsApp przestaną królować.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu