Awarie usług informatycznych się po prostu zdarzają. Jeżeli padnie nam router w domu, to świat z tego powodu nie cierpi - ewentualnie tylko my mamy problem. Niedziałające duże aplikacje, serwisy to zawsze elektryzujący temat. W kręgu redakcji Antyweb każdy z nas wypowiedział się o tym, w jaki sposób widział wczorajszy "blackout" Facebooka.
Coś, z czego korzystamy codziennie, definiuje poniekąd nasze życie, ułatwia je, angażuje, bawi, wzbudza emocje - nagły brak tego zawsze wywołuje pewne emocje. Trzeba przyznać, że Facebook niektórych wystraszył - na tyle, że rzekomo byli tacy ludzie, którzy dzwonili do Centrum Powiadamiania Ratunkowego (112) z pytaniami w stylu: "kiedy awaria Facebooka się skończy". Taką informację podał wrocławski Radny - Robert Grzechnik. Trudno ocenić, czy rzeczywiście tak było.
Drodzy Czytelnicy: my również jesteśmy ludźmi i nami również rządzą pewne emocje. Każdy z nas to inny ich zestaw w takich sytuacjach. Postanowiliśmy się z Wami podzielić tym, jak odebraliśmy awarię Facebooka. Na pierwszy ogień: Grzegorz Ułan.
Grzegorz Ułan: W moim przypadku awaria Facebooka zbiegła się akurat z czasem, w którym prowadziłem rozmowy na Messengerze z kilkoma znajomymi. W pewnym momencie wiadomości przestały przechodzić, zdałem sobie z tego sprawę jak otrzymałem pierwszą wiadomość na SMS od jednego z nich. Awaria jak awaria - zaraz minie i bez wnikania dalszego kontynuowaliśmy rozmowę przez SMS. Tak więc tragedii nie było, dało się komunikować bez komunikatora.
_
Grzegorz skupia się na tym, że przecież nie było tragedii - poza głównym komunikatorem Facebooka, były również inne metody kontaktu. W jego przypadku nic wielkiego się nie stało i zwyczajnie przeszedł do porządku dziennego prowadząc rozmowy za pomocą tradycyjnej alternatywy. SMS-y - kiedy ja takie pisałem? Konrad też bez większych emocji podszedł do awarii Facebooka.
Konrad Kozłowski: Późne popołudnie i wieczór bez Facebooka były czasem… niezwykle spokojnym. Brak powiadomień i nowych wiadomości pokazał nam, że zamiast wypełniania wolnego czasu bezcelowym scrollowaniem news feeda, można zająć się czymś innym. W tej kwestii nieobecność największych była swego rodzaju wyzwoleniem. Z drugiej strony, nagłe zerwanie trwających rozmów lub ustaleń było dość dotkliwe, bo doświadczyłem tego osobiście starając się zorganizować wieczorną piłkę. W ciągu chwili wydarzyło się to, o czym mówiliśmy od dawna - nie należy polegać na jednej usłudze, komunikatorze, infrastrukturze. Wymiana numerami, uznawana przez niektórych za archaizm, uratowałaby wczoraj sytuację wielu osobom, bo oprócz klasycznych SMS-ów i połączeń do dyspozycji były inne komunikatory bazujące właśnie na numerach telefonów. Wszyscy w najlepsze bawili się na Twitterze, gdy zespoły Facebooka nie mogły dostać się do budynków firmy, by wznowić działanie serwisu. Mam wrażenie, że to był tylko przedsmak tego, co może nas spotkać w przyszłości, gdy nie będziemy dywersyfikować usług i firm, z których korzystamy.
_
Czy czeka nas kiedyś globalny blackout? Wolę o czymś takim nawet nie myśleć - Konrad jednak odważył się o tym wspomnieć. Dzisiaj w biurze rozmawiając o awarii Facebooka, ktoś rzucił: "a gdyby tak wszystko padło?". Odpowiedziałem, że "dosyć szybko zaczęlibyśmy się zabijać i walczyć o zasoby". Niestety, naszą cywilizację definiują usługi do których się mocno przywiązujemy. Gdyby tylko one przestały istnieć, mogłoby dojść do prawdziwych tragedii. Bo przecież brak Facebooka tragedią nie jest. Krzysiek Kurdyła natomiast odnalazł w tej sytuacji sporo humoru.
Krzysztof Kurdyła: Wieczór spędziłem czytając bekę z Facebooka na Twitterze. Przez to, był to najbardziej intensywny facebookowo wieczór od dłuższego czasu. Generalnie, to że niedziałanie jakiegoś serwisu wywołuje uczucie dyskomfortu, czy wręcz stres, jest dla mnie trochę śmieszne, a trochę straszne. Padłby ten, przyszedłby inny, byłoby nawet ciekawiej… Oczywiście wyjątkiem są zarabiający na FB influencerzy, ale Ci dostali właśnie kopa, żeby budować sobie inne, niezależne od Zuckerberga kanały sprzedaży samych siebie.
_
Są jeszcze ludzie, którzy pracują jako social media marketerzy, twórcy płatnych kampanii, sklepy i marki bazujące na obecności w serwisie Zuckerberga. Zależność nie tyle od łaski samego Facebooka, a od jego infrastruktury to błogosławieństwo, gdy uda się nam zrobić świetną kampanię o wysokiej konwersji. Jest to także przekleństwo, gdy wszystko się wysypie - wtedy może się okazać, że budzimy się z ręką, nogą, głową w pełnym nocniku. Co na to wszystko drugi Krzysiek?
Krzysztof Rojek: Awaria Facebooka znalazła mnie poza domem, a konkretnie - w sklepie budowlanym na dziale z bloczkami z betonu komórkowego. Jak się pewnie domyślacie, nie miałem więc za dużej potrzeby korzystania z tego medium. Facebooka, Instagrama i WhatsAppa nie mam na telefonie, do rozmów z najbliższymi znajomymi używam Signala. Po powrocie do domu i tak miałem zaplanowany wieczór (polecam film Geostorm, naiwny, ale przyjemny w odbiorze) więc nawet przez chwilę nie miałem jakiejś potrzeby scrollowania Fejsa. I to moim zdaniem trochę pokazuje, czym w naszym życiu są media społecznościowe - dostarczają rozrywki wtedy, gdy nie dostarcza jej nic innego. Oczywiście, gdyby cała moja komunikacja przechodziła w 100 proc. przez Messengera wyglądałoby to pewnie nieco inaczej, ale patrząc, że świat nie umarł po 6h bez tego komunikatora, to pewnie nie umarłby też po 12 i więcej.
_
Rozumiem Krzyśka. Mnie początek awarii złapał w samochodzie, trwał w najlepsze w trakcie zakupów, a zakończył się gdy już smacznie spałem. Jak słusznie zauważył Krzysztof: jeżeli się nudzimy, bardzo często mamy tendencję do przeglądania mediów społecznościowych. Zorganizowanie sobie dobrego zajęcia powoduje, że tego typu rzeczy ruszają nas mniej. Taka awaria wtedy mogłaby trwać niezliczoną ilość godzin - w otoczeniu dobrej zabawy dalibyśmy radę jakoś przełknąć to, że biznes Zuckerberga zaliczył upadek z rowerka. W mniej optymistycznym nastroju był natomiast Paweł Winiarski:
Paweł Winiarski: Ja popełniłem błąd i Messenger/WhatsApp/Instagram to moje trzy glówne komunikatory, wczoraj wieczorem byłem więc odcięty od kontaktu ze znajomymi. Dziwne uczucie, nie było prywatnych rozmów, dyskusji w grupach, do części osób nie mam nawet numerów telefonów. Pierwszy raz od bardzo dawna skorzystałem na przykład z SMS-ów. Tyle dobrego, że awaria wydarzyła się późnym popołudniem, już po moich godzinach pracy, bo wtedy paraliż komunikacyjny dałby mi się bardziej w znaki. Trwało to niestety na tyle długo, że nie dało się tego nie odczuć. Morał? Pozakładać konta w innych komunikatorach i “zdecentralizować” kanały komunikacji.
_
O, tak. Komunikatory skutecznie wyparły SMS-y. Postawienie na usługi jednego dostawcy to czasami spora pułapka. Może się okazać wtedy, że awaria będzie dla nas szalenie bolesna. Wyobraźcie sobie tylko wszystkich tych, którzy korzystają tylko z Instagrama, WhatsAppa oraz Messengera do komunikacji - tak, jak Paweł. Ci ludzie musieli być nieźle zdziwieni, gdy wszystko nagle się zatrzymało. Informacje o ludziach dzwoniących na 112 z tego powodu wydają się być niewiarygodne - wydaje mi się jednak, że serio znaleźli się tacy którzy zwrócili się do dyspozytorów z pytaniem o Facebooka. Na pewno nie byliśmy to my z Pawłem. A co na to Kamil?
Kamil Świtalski: od 2012 roku nie korzystam z Facebooka w formie innej, niż dodawanie wpisów na fanpage -- równie długo nie sięgam po Messengera, dlatego też nawet nie będę udawał, że jakoś specjalnie zabolała mnie wczorajsza przerwa w działaniu największego serwisu społecznościowego na świecie. Zastanawiałem się przede wszystkim czy ma to związek z wywiadem, którego udzieliła pracująca w ich szeregach sygnalistka. Ale jak wiadomo - padł nie tylko Facebook i Messenger, ale także WhatsApp i Instagram. W obu usługach mam konta - o ile z tego pierwszego korzystam raz na kilka miesięcy, najczęściej do grup przy służbowych wyjazdach, o tyle na Instagram zaglądam codziennie. No ale nie działał, to nie działał - nie zatęskniłem, nie zapłakałem, nie scrollowałem. Gdyby wszystkie te usługi zniknęły na dłużej, raczej by mnie to specjalnie nie obeszło, a nawet bym się ucieszył. Przede wszystkim z nadzieją, że na grobie Instagrama wyrośnie nowe, mniej toksyczne i lepiej zarządzane, miejsce dla kreatywnych.
_
Kamil - jak zwykle oaza spokoju. Podziwiam świadomy wybór Kamila - tym bardziej, że on nastąpił już niemal 10 lat temu. Ja na Facebooka nie wchodzę aktywnie od około dwóch lat, ale za to codziennie zaglądam na Twittera. Dlaczego? Bo Facebook to coraz bardziej zabałaganione, toksyczne miejsce. Twitter nie jest w pewnych kręgach idealny, czasami ktoś tam życzy mi jak najgorzej (wtedy odpowiadam tak, jak na święta: "wzajemnie!"), ale i tak nie jest źle. Facebook stał się ofiarą własnej potęgi oraz typowo ludzkich zapędów, co ujawniły dokumenty od Frances Haugen. Sam też zastanawiałem się, czy czasami ujawnienie tych danych nie spowodowało wczorajszego blackoutu w jakikolwiek sposób. Powód okazał się i tak dosyć prozaiczny.
Jak ja odebrałem awarię Facebooka? Dowiedziałem się o niej od Mamy, która próbowała zadzwonić do mnie na Messengerze. Gdy nie dała rady, spróbowała na FaceTime i się udało. Zajrzałem do Internetu i okazało się, że to nie tylko u mnie coś jest nie tak. Problem mają absolutnie wszyscy. I wtedy zauważyłem wielkie ruszenie na Twitterze, masę uradowanych z blackoutu ludzi i zdałem sobie sprawę, że przecież bez Facebooka - takiego, jakim jest teraz - żyłoby się nam paradoksalnie dużo lepiej. Mielibyśmy jeden kanał z fake newsami, sensacjami, dramami mniej. Mniej by było możliwości wypowiedzenia się dla osób, które mają światu do zaoferowania głównie swoje urojenia i co ważne, zbierania przez nich zaangażowanych odbiorców. Facebook potrzebuje "wielkiego resetu", podobnie chyba jak my wszyscy. Facebook to nie heroina, żeby jego odstawienie koszmarnie bolało.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu